Choć pojawiła się na rynku już dwa miesiące temu, o debiutanckiej książce piosenkarki i animatorki kulturalnej Natalii Fiedorczuk-Cieślak zrobiło się głośno dopiero w zeszłym tygodniu, za sprawą Paszportów „Polityki”. Wtedy jej „Jak pokochać centra handlowe” zdobyło nagrodę w kategorii „Literatura”, a temat ciemnej strony macierzyństwa wypłynął na szerokie wody.

Dla samej Fiedorczuk nie jest to jednak książka o macierzyństwie, ale rzecz o pojawieniu się dziecka w związku, czyli szczególnym rodzaju zamachu na wolność jednostki. Autorka pisze dosadnie o trudnych emocjach z tym związanych, o poczuciu wyobcowania, zamknięcia i zniewolenia. O ogromnej, narastającej frustracji. To nie jest opowieść o życiu Fiedorczuk, choć pisarka przyznaje, że opisała w książce swój własny epizod depresji poporodowej, wcale nie tak rzadki u młodych matek. Tylko się o nim głośno nie mówi!

Zresztą, o wielu rzeczach, o których Fiedorczuk pisze, nie mówi się w Polsce głośno, a może wcale. Dlatego na kolejnych stronach książki pisarka udziela głosu kobietom, z którymi rozmawiała, zbierając materiał do książki, a z ich opowieści tworzy jedną rodzinę „dotkniętą” posiadaniem dzieci. Z wielu głosów lepi wielogłos, choć w liczbie pojedynczej. Dzięki temu jej bohaterka doświadcza całego spektrum frustracji, kłopotów związkowych, zawirowań emocjonalnych. Szuka ucieczki od podminowanej atmosfery panującej w domu, gdzie panuje chaos. Znajduje spokój w niemiejscach, takich jak trasy przelotowe, stacje benzynowe czy tytułowe centra handlowe. Wszędzie tam, gdzie jest na tyle nijako, że nie trzeba sobie tym dodatkowo zaprzątać głowy. Ale pisze też o innych kobietach – tych spotkanych w piaskownicy i tych „poznanych” na forach internetowych, czyli internetowych wspólnotach wychowawczych, jak nazywa je Sylwia Urbańska, autorka jednego z rozdziałów książki „Pożegnanie z Matką Polką”.

W książce Fiedorczuk może przejrzeć się niemal każda matka, na umowie śmieciowej i/lub z kredytem, szukająca zleceń, mieszkająca w wynajmowanym mieszkaniu, marząca o domku z ogródkiem. Autorka opisuje doświadczenia przeciętnych, zwykłych kobiet, których historie i frustracje znajdą ujście prędzej na forum kobiecym niż w prasie lifestylowej. A to przecież tych zwykłych matek jest najwięcej. To ich nikt nie słucha, nikt nie broni.

Fiedorczuk pisze też o kobietach, które są podwójnie wykluczone – nie tylko jako matki postrzegane jako roszczeniowe „wózkowe”, lecz także jako kobiety, o których istnieniu nie chce się pamiętać. O tych, które ogłaszają się na forach dla kobiet, że posprzątają albo ugotują komuś w zamian za mleko lub jedzenie dla dziecka. Które piszą, że mąż wyzywa je od leniwych grubasów, darmozjadów, ale zabrania pójść do pracy i nawet wyjść gdzieś samej na chwilę, bo co on zrobi, jak dziecko się obudzi. O ofiarach przemocy domowej i ekonomicznej, które nie mówią głośno swoim głosem i o które nikt nie walczy. Które – jak chętnie się o nich pisze – w każdym miejscu usiądą, wywalą pierś i zaczną karmić, bez szacunku dla oka publicznego, które przepchną się w kolejce „na dziecko” lub będą domagały się specjalnych ulg od państwa. To te same, które, jak napisał prof. Zbigniew Mikołejko, wybierając własną wygodę, a nie wolność kraju, głosowały na PiS, żeby tylko dostać 500 plus i nic nie robić.

Fiedorczuk wyciąga ich historie, jakby mówiła: są kobiety w Polsce, które nawet nie wiedzą o istnieniu takiego terminu jak „lukrowane macierzyństwo”, są i takie, którym lukrowane macierzyństwo, ekomamy, nowy tradycjonalizm i opresyjne matki z piaskownicy codziennie dają w kość. Bo dzisiejsze podejście do macierzyństwa nakłada na matkę odpowiedzialność nie tylko za fizyczne, ale także za duchowe i intelektualne życie dziecka w pierwszych latach życia, nie mówiąc o życiu płodowym. Czyni ją menadżerką projektu „nasze cudowne dziecko”, a „Twoje dziecko”, „Mama i ja”, blogi i internetowe serwisy o macierzyństwie już na pewno podpowiedzą jej, co jest dobre, modne i obowiązkowe dla dzieci w tym sezonie, jaki kocyk wybrać, jaką chustę, BLW i na czym polega rodzicielstwo bliskości.

Te wszystkie nazwy niczym kolejne punkty do zaliczenia na drodze po cenzurkę z napisem „Wzorowa matka” czyhają na przedstawicielki klasy średniej, które utytłane po pachy w miłości do dziecka w wersji podpisu pod zdjęciem na Facebooku „Idealne popołudnie z moim bobasem” nie widzą siebie, innych matek, ich znoju i rzeczywistości dookoła. Nie widzą paradoksu programu „Rodzina 500 plus”, za którym nie idzie wsparcie matek wracających po macierzyńskim po pracy, nie widzą planowanych zmian w opiece medycznej nad dziećmi, wskazaniach okołoporodowych, które mają zostać wprowadzone od 2018 r., nie dostrzegają, że samotne matki lub matki dzieci niepełnosprawnych nie mają wsparcia, a przede wszystkim nie widzą, że to całe lukrowane macierzyństwo spoczywa głównie na ich barkach.

„Jak pokochać centra handlowe” daje do myślenia – nie tyle nad samym macierzyństwem, ile miejscem dla kobiet i matek w domu, w rodzinie, w gronie innych kobiet, w społeczeństwie. Podczas gali wręczenia Paszportów „Polityki” redaktor naczelny tygodnika, Jerzy Baczyński, zwrócił uwagę, że na gali nie pojawił się nikt z Ministerstwa Kultury. „Tu też jest Polska”, dodał. Mogłabym trawestować za nim: matki to też obywatelki, im też należą się uwaga, wsparcie i szacunek, a nie tylko zestaw porad, nakazów i zakazów, obelg i epitetów. Gratulacje dla Natalii Fiedorczuk za odwagę pisania o doświadczeniu tych, o których się nie mówi.

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Holgers Fotografie; Źródło: Pixabay.com [CC0].
** Tytuł artykułu pochodzi od redakcji.