W dyskursie urbanistycznym znane jest pojęcie urban sprawl, czyli procesu nieskoordynowanego i nieplanowego rozlewania się miasta poza jego granice administracyjne. W Polsce wokół wielu większych miast możemy obserwować jego negatywne efekty, takie jak nieplanowane grodzone osiedla, wzrastające korki na wylotówkach miasta, a także postępujący chaos przestrzenny na przedmieściach. Z problemem tym wiele tęgich głów próbowało sobie już poradzić, jednak dotychczas nikt nie potrafił sprostać temu wyzwaniu. Niektórzy teoretycy miasta zaczęli nawet proponować, by przestać mówić o miastach, ponieważ nie sposób dziś jednoznacznie stwierdzić, co stanowi ich granicę. Nie od dziś również wiadomo, że wszystkie te problemy jak w soczewce skupiają się w największym polskim mieście, czyli w Warszawie.

Długa była już lista możliwych rozwiązań tego problemu w stolicy. Szczególnie upodobała sobie ją obecna władza, która dopiero co zaproponowała kolejny po stworzeniu z Warszawy województwa pomysł na podniesienie jej statusu oraz większe zjednoczenie z otaczającym terenem. Pomysł ten ogranicza się do stworzenia czegoś na kształt megaregionu, którego obszar wchłoną administracyjne granice miasta (18 dzielnic obecnego miasta stołecznego plus 33 pozostałe gminy otaczające Warszawę). W uzasadnieniu czytamy, że tego rodzaju rozwiązanie ma zwiększyć połączenie między miastem a regionem na wzór miast zachodnich. W jednym z przykładów przywołuje się aglomerację paryską, która znana jest z wielkich rozmiarów. Warto jednak przypomnieć, że w przypadku tej ostatniej samo miasto Paryż to jeden z najmniejszych elementów całej układanki, powierzchniowo mniejszy od obecnej Warszawy blisko pięciokrotnie. Nie wspominając już nawet o tym, jak w tych dwóch miastach kształtuje się gęstość zaludnienia.

Należy to powiedzieć otwarcie: proponowana ustawa chce bardzo skomplikować działanie już i tak ponad miarę skomplikowanej struktury magistratu warszawskiego. Do obecnej układanki 18 dzielnic posiadających własne zarządy i komórki administracyjne oraz generalnego urzędu miasta z prezydentem na czele dojdą bowiem 33 pozostałe gminy, które dołożą swoje do całego systemu. Co więcej, planowane jest wzmocnienie wszystkich gmin (łącznie z dzielnicami), również polityczne, co może tylko potęgować chaos (znany z sytuacji po ostatnich wyborach samorządowych, w wyniku których w niejednej z dzisiejszych dzielnic zarządy zdążyły się już zmienić kilka razy).

Chciałbym raz jeszcze wrócić do podanych liczb. 18 dotychczasowych dzielnic planuje się wzbogacić o dodatkowe 33 pozostałe gminy (których – przynajmniej na mocy tejże ustawy – nie będzie już się nazywać dzielnicami). Stworzy to jednak bez mała 51 pojedynczych organizmów administracyjnych, które jeden urząd centralny będzie musiał spiąć. Proszę sobie wyobrazić, jak musiałoby wyglądać planowanie przestrzenne w takiej skali, skoro od 2003 r. Warszawa boryka się z problemem przedłużających się procedur planistycznych i uchwalaniem kolejnych planów miejscowych na własnym terenie. Co mieliby powiedzieć na to zarządcy dróg, którzy swoje działania będą z konieczności musieli jakoś koordynować – nie mówiąc już o samej koordynacji centralnej. Jednym z pierwszych skutków takiej reformy, która przychodzi mi do głowy, jest zwyczajny rozrost administracji publicznej, która przecież co do zasady powinna ulegać możliwemu ograniczeniu. Niestety proponowany pomysł wymusi stworzenie wielu nowych miejsc pracy, służących w gruncie rzeczy tylko i wyłącznie opanowywaniu nadprodukcji papierów. Na koniec tej wyliczanki należy dodać, że proponowana ustawa wcale nie zmienia umocowania m.st. Warszawy na szczeblach hierarchii samorządu terytorialnego, ponieważ zawsze ponad nim będzie urząd wojewody.

Podsumowując, projekt poselski nowelizacji ustawy o samorządzie warszawskim tak naprawdę budzi o wiele więcej pytań, niż udziela odpowiedzi. W istocie za samym tekstem ustawy kryje się przede wszystkim pomysł na to, jak rozcieńczyć znaczenie polityczne samego centrum obecnej aglomeracji (czyli 18 dzielnic) oraz przyznać nieco więcej decyzyjności gminom ościennym. Funkcjonalnie nie jest to wystarczająco uzasadnione – a w szczególności nie na poziomie powiatu. Fakt zaś, że z całej tej układanki wypadła gmina Podkowa Leśna – jako jedyna z całego obwarzanka warszawskiego – wskazuje na to, że mamy do czynienia raczej z oderwaną od rzeczywistości wizją niż z realną propozycją jakiejkolwiek zmiany.

*/Fot. Jakuber/Wikimedia Commons.