Termin nadsyłania propozycji od osób zainteresowanych uczestnictwem w pracach zespołu ds. gospodarki obiegu zamkniętego mija 17 lutego. Uniknąć dyskusji o gospodarce obiegu zamkniętego się nie da – to światowy trend, wyzwanie rzucone krajom członkowskim przez Unię Europejską w grudniu 2015 r. (przypadkiem na początku rządów Prawa i Sprawiedliwości), a wreszcie – zdaniem naukowców – nieuniknione podejście do polityki surowcowej oraz konieczny zabieg w ramach walki z globalnym ociepleniem klimatu. Rzecz dzieje się naprawdę. Swoje „mapy drogowe” dojścia do gospodarki o obiegu zamkniętym mają już Finlandia czy Holandia; Szwecja od lat realizuje zasady zamkniętego obiegu. Nasz kraj może się oczywiście uchylać od uczestnictwa w zmienianiu modelu gospodarczego (nie idzie bowiem jedynie o politykę surowcową), ale wyjdzie na tym źle. Rządzący wiedzą to doskonale, zatem prace nad wdrożeniem modelu trwają już w resorcie rozwoju od dłuższego czasu. O co tu chodzi?
W swojej wersji bazowej idea gospodarki obiegu zamkniętego mówi o surowcach. Obecnie wydobywamy je, produkujemy z nich potrzebne przedmioty, zużywamy, wyrzucamy… i na tym koniec. Szacuje się – jak podają m.in. Holendrzy z Circle Economy – że wyrzucamy bezpowrotnie ok. 92 proc. wszystkich surowców, które raz wykorzystaliśmy. Można by machnąć ręką na takie statystyki, ale w obliczu innych danych nie da się. Ot, np. miedź – przy utrzymaniu obecnego tempa zużycia jej znane zasoby skończą się za 40 lat.
Takie informacje powodują, że nikt nie podchodzi lekceważąco do idei gospodarki zamkniętego obiegu, która wskazuje, że raz wydobyte surowce należy wykorzystywać wielokrotnie, jak najwięcej razy, aby udało się ograniczyć wydobycie nowych do niezbędnego minimum. Mowa więc zarówno o potrzebie budowania jak najbardziej wytrzymałych przedmiotów (odwrót od dotychczasowej tendencji), jak i o wtórnym wykorzystaniu przedmiotów w budowie innych rzeczy bez konieczności ich przetwarzania (podest zrobiony ze starych ławek) lub po prostu o naprawie starych rzeczy (odnowione meble). Ważne będzie też jak najdokładniejsze zbieranie odpadów, by ograniczyć wyrzucanie na wysypiska tych, które zawierają w sobie przydatne surowce. Największym wyzwaniem, nie tylko dla Polski, jest dziś zbieranie odpadów elektrycznych i elektroniki (AGD i RTV) zawierających w sobie rzadkie metale. Na ostatku coraz ważniejsze staje się projektowanie przedmiotów tak, by można je było łatwo demontować, łatwo naprawiać, a później wykorzystywać jako surowce wtórne.
To tylko jeden aspekt gospodarki obiegu zamkniętego – inne dotyczą wody (surowca wszak), ograniczenia marnowanego jedzenia, standaryzacji stosowanych w Europie surowców w celu ułatwienia ich odzyskiwania. Jest w tym wszystkim również energia odnawialna. To nie przypadek, bo energia słoneczna, przekształcana przez panele fotowoltaiczne w prąd, wraca później do ekosystemu, choćby w postaci ciepła; niewykorzystana jest w nim obecna i tak. Tam samo z wiatrem, który niejako przy okazji można wykorzystać do produkcji prądu. Podobnie z odpadami, których na razie nie umiemy przetworzyć – możemy je spalić, wytwarzając prąd i ciepło, albo też doprowadzić do ich zgnicia (jeśli mówimy o odpadach biologicznych) i wyprodukować gaz nadający się np. do napędzania pojazdów oraz kompost. Dzięki temu nie marnujemy metanu, który wydobywa się w czasie gnicia do atmosfery i ma dziesięciokrotnie silniejszy wpływ na przyspieszenie globalnego ocieplenia niż dwutlenek węgla. Tego rodzaju pętli energetycznych i surowcowych jest mnóstwo.
Nie zalicza się jednak do nich spalanie węgla – w ten sposób uwalniamy do atmosfery dwutlenek węgla zgromadzony pod ziemią miliardy lat temu, a popiołów po spaleniu nie wykorzystujemy do niczego. Zasadę „zero odpadów” w tym przypadku można wyrzucić do kosza. Tym bardziej że niemal żadna elektrownia nie wykorzystuje całego ciepła, które produkuje, i po prostu wyrzuca je do środowiska, chłodząc urządzenia wodą z rzek lub ze specjalnych stawów oraz wypluwając tony pary wodnej w niebo. Energia zawarta w węglu jest więc wykorzystywana najwyżej w 40 proc. (maksymalnie w 46 proc.).
Gospodarka o obiegu zamkniętym to jednak gospodarka, a więc koszty produkcji mają znaczenie. Te zaś jasno wskazują, że jak na razie produkcja energii elektrycznej z węgla jest tańsza niż inne. Prąd z węgla to dziś najtańszy prąd. Zapewne dlatego minister energii zapowiada, że wygaszane do 2030 r. najstarsze elektrownie (o najniższej wydajności) będziemy zastępować kolejnymi elektrowniami węglowymi. Tyle że już za kilka lat produkcja prądu z paneli fotowoltaicznych powinna być tańsza niż z elektrowni konwencjonalnych. Technologia produkcji paneli jest na tyle zaawansowana, że koszty ich produkcji regularnie spadają, a wydajność rośnie. Dziś czteroosobowa rodzina może pożywić się prądem z paneli o powierzchni 20 m kw. – tyle wystarczy dla pralki, lodówki, komputerów itd. Już w tym roku IKEA rozpocznie w swoich sklepach sprzedaż paneli fotowoltaicznych. Firma Innogy rusza z podobnym projektem. Zwariowali? Nie, wiedzą, że ich klienci za kilka lat będą mieli prąd tańszy niż z elektrowni klasycznej. W przypadku RWE będzie to z kolei podniesienie poziomu bezpieczeństwa dystrybucji. Dlatego słowa ministra energii są dość zdumiewające.
Nie chodzi bowiem o skazanie węgla na potępienie, ale o szukanie alternatyw. Nic nie wskazuje na to, by produkcja energii z węgla miała być radykalnie tańsza w przyszłości. Moce elektrowni, które rząd chce zastąpić nowymi, to ok. 10 MW – taki prąd da się wyprodukować ze słońca na dachach 400 tys. polskich domów jednorodzinnych (a jest ich w Polsce razem ok. 5,5 mln). To koszt 600 mln zł, by co roku montować ok. 30 tys. zestawów. Pieniędzy, które już na etapie montażu w dużej części mogłyby pochodzić z kieszeni prywatnych, a nie dopiero na poziomie płacenia rachunków za prąd. To koszt jednej wielkiej elektrowni węglowej o mocy 1 MW.
Co więcej, takiej elektrowni nie da się wyrzucić do kosza, raz zbudowana będzie pracowała przez 30 lat i będzie dyktować ceny energii w Polsce. Trudno więc orzec, jak będzie wyglądała droga Polski do gospodarki obiegu zamkniętego. Na razie wszystko wygląda jak zataczanie się od ściany do ściany. Z jednej strony budujemy elektrownie węglowe, z drugiej – 8 lutego tego roku ministerstwo środowiska ogłosiło nowe zasady sortowania odpadów, które mają obowiązywać w Polsce (będziemy musieli sortować je w domu na cztery grupy) i które wpisują się w filozofię zamkniętego obiegu.
Deklaracje same z siebie nie są najważniejsze. Podjęte decyzje można zmienić. Gorzej, że kiedy w innych krajach prowadzone są systematyczne prace nad kompleksowym przestawieniem myślenia o gospodarce, tak by zachodzące zmiany były spójne i zrównoważone, w Polsce mamy do czynienia z chaosem, który – jeśli będzie się przeciągać – doprowadzi do pogłębienia zapóźnienia i tak już zapóźnionej Polski. W wyścigu na nowoczesność i innowacje na razie stawiamy na pomysły sprzed 20 lat.
*/ Fot. Jakub Jankiewicz (jcubic/kuba), Wikimedia Commons.