Pamiętam, jak w letni słoneczny dzień 2007 r. razem z przyjaciółmi wdarliśmy się z rowerami na samą koronę dawnego Stadionu Dziesięciolecia i z obłąkańczym zapałem zaczęliśmy się ścigać po jej wąskim przebiegu. Ostatnie stragany, w których najwytrwalsi sprzedawcy wywieszali swoje towary, jeszcze stały, choć ich nieuchronny koniec zbliżał się wielkimi krokami. Rozochoceni faktem, że nikt nie zabronił nam rowerowych wyścigów, rzuciliśmy się na płytę główną boiska, gdzie wykonaliśmy kilka okrążeń, po czym zatrzymaliśmy się na moment, zachwyceni nastrojem miejsca. Z płyty nie widać ani nie słychać było miasta, a jedyne, co można było podziwiać, to piękny błękit nieba, zamknięty smętnym kadrem rozpadających się trybun. Jest coś niezwykłego w tym wspomnieniu, ponieważ Stadion z tej perspektywy wydawał się znajdować poza jakimikolwiek czasem i przestrzenią. Diametralna zmiana miała nastąpić już niebawem.
Teraz obiekt, który wylądował na jego miejscu, nie jest już nazywany „Stadionem”, a co najwyżej „Narodowym”. To ważne przesunięcie, ponieważ Stadion Dziesięciolecia stanowił istotny element orientacyjny dla każdego warszawiaka. Był swego rodzaju „Centralnym”, którego charakterystyczność oraz wielofunkcyjność wyznaczały zestaw możliwych skojarzeń i nadawały mu ciężaru. Gdy chciało się kupić coś, czego nie można było dostać w żadnym innym miejscu w Warszawie, wówczas zawsze ktoś rzucał, że pewnie można próbować „na Stadionie”. W czasach przedinternetowych Stadion doskonale zaspokajał niemal każdą potrzebę, być może nawet lepiej niż popularne dziś portale aukcyjne. Egzotyka, jaką nadały mu lata 90., była czymś zupełnie nieprzystającym do jego charakteru sprzed 1989 r., ale to właśnie jej braku chyba najbardziej żałują dziś wszyscy.
Dziś teren ten utracił swoją niedawną dzikość i wpisał się we współczesny trend przekształcania przestrzeni miejskich, co ma zarówno swoje plusy, jak i minusy. Zdaniem niektórych jest tu obecnie zdecydowanie bezpieczniej – wcześniejszą, dość intensywną aurę potęgowały liczne rozboje, do których dochodziło tam na przestrzeni lat. Dla innych nowy stadion oznacza śmierć ducha tego miejsca, zmianę charakteru obiektu, przypominającego teraz stadion-twierdzę, i jego okolicy, coraz bardziej zbliżonej do nudnego deptaka.
Należy przyznać, że o ile Stadion stanowił właściwie ogólnodostępny teren spacerowy, o tyle przestrzenie wokół Narodowego stanowią dziś jedynie atrakcyjną przestrzeń do uprawiania joggingu lub jazdy na rolkach. Sam zaś obiekt przypomina bardziej wielofunkcyjny biurowiec, w którym od czasu do czasu odbywają się masowe imprezy (odcinające teren Saskiej Kępy od reszty miasta).
Mimo to, choć minęło zaledwie 5 lat od jego otwarcia, Narodowy zdążył już wrosnąć w krajobraz miasta. Jego bryła jest jedną z bardziej charakterystycznych, jakie można zobaczyć po drugiej stronie rzeki, a ważne wydarzenia – mecz Polska-Rosja na Euro 2012, inauguracja 70. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego w postaci projekcji filmu „Miasto 44”, a także ostatni szczyt NATO – to kilka momentów w ostatniej historii miasta, w których Narodowy odegrał główną rolę i sprawdził się. Trzeba przyznać, że mimo wątpliwości, które towarzyszyły jego budowie, to dziś jeden z tych obiektów na mapie Warszawy, które budzą pozytywne skojarzenia. I choć szkoda tego niegdysiejszego gwaru, charakterystycznej alejki z barami wietnamskimi oraz wielu innych elementów tamtego świata, które w zaskakująco szybkim tempie wyparowały z tego miejsca, nowy obiekt napełnił treścią dawną nieckę Stadionu, który przecież gdzieś tam pod spodem całej konstrukcji nadal się znajduje.
*/ Fot. Polex, Wikimedia Commons.
Patronem artykułu jest NETIA, wspierająca inicjatywy społeczne w dziedzinie miejskiego aktywizmu.