Pisanie książek o narodach bez państwa jest nie lada wyzwaniem. W przypadku tego typu literatury ryzyko subiektywizacji narracji bywa wysokie. Jak bowiem opowiedzieć o losach Kurdów bez oceny polityki tureckiej? Czy możliwe jest przedstawienie historii ludu Sahrawi, zamieszkującego Saharę Zachodnią, bez charakterystyki metod okupacji marokańskiej? Przykładów tego rodzaju znajdziemy bez liku – zwłaszcza w regionach naznaczonych piętnem kolonializmu, gdzie granice wytyczano „przy linijce”, w oderwaniu od kontekstu etniczno-religijnego.
Bezpaństwowcy
Historia narodów bez państwa nieomal zawsze opowiadana jest z perspektywy ciemięzcy lub ciemiężonego. Dotyczy to zwłaszcza książek poświęconych historii politycznej – napisanie pracy o kulturze czy religijności, pokazanie ich przemian oraz wzajemnego przenikania się, jest łatwiejsze. Jean-Pierre Filiu w „Historii Gazy” zdecydował się postąpić nieco inaczej. Skupił się na historii politycznej, ale spróbował ją nieco odczarować. Metoda, którą wybrał, na pierwszy rzut oka wydaje się atrakcyjna. Zamknął bowiem dzieje Gazy, poczynając od zakończenia II wojny światowej, a kończąc na czasach współczesnych, w czterech częściach. Każda z nich – co mogą sugerować zapowiedzi wydawnicze i sam układ rozdziałów – odpowiada doświadczeniom jednej generacji. Po „pokoleniu w żałobie” (1947–1967) następują kolejno „zmiażdżone pokolenie” (1967–1987), „pokolenie intifad” (1987–2007) oraz „pokolenie impasów” (2007–2012).
Do tego układu można zgłosić szereg zastrzeżeń. Podczas lektury „Historii Gazy” szybko się jednak okazuje, że arbitralność wyboru cezur jest relatywnie niewielką wadą książki. Autorowi można postawić zarzut większego kalibru. Otóż Filiu przytłacza nas trudnym do strawienia natłokiem dat i opisów wydarzeń. Ze strony na stronę czytelnik z przestrachem zaczyna się orientować, że powoli tonie w strumieniu faktów – jest zalewany przez fale nazwisk polityków oraz nazw ugrupowań i partii, na których przyswojenie nie ma najmniejszych szans. Doświadczenie generacyjne – nawet jeśli miałoby być zredukowane do wspólnoty określonych urazów i cierpień – istnieje jedynie na poziomie tytułów rozdziałów.
Mimo zgrabnego wstępu i nadużywania w nim barwnych określeń, takich jak „wahadło” czy „sekwencja”, opowieść o Gazie nie ma w sobie ani grama eseistyki historycznej. Króciutkie próby porównywania brytyjskiego podboju Palestyny do czasów krucjat czy rzymskiej polityki „dziel i rządź” wypadają blado. „Historia Gazy” to boleśnie akademicki, wyjałowiony z anegdot, suchy wykład z dziejów politycznych, wzbogacony – jak przystało na uczelniany podręcznik – o niezbędne tabele chronologiczne, mapy, noty biograficzne, bibliografię, indeksy osób i organizacji. Staranne wydanie, prosta szata graficzna, lekki papier, względnie niewielka cena – wypisz wymaluj idealny prezent przed sesją egzaminacyjną!
Produkt Historii
„Historię Gazy” za rarytas uzna zatem wąska grupa historyków, politologów oraz osób zawodowo związanych z Bliskim Wschodem. Co w niej znajdzie? Filiu pisze o Gazie jako przestrzeni nieustannie wykluczanej, zamykanej, odcinanej, obleganej czy blokowanej. Strefa Gazy nie jest dla niego obszarem geograficznym – to produkt trudnej Historii. Sprawowanie nad nim kontroli stało się celem rywalizacji między potęgami, które walczyły o dominację nad doliną Nilu i obszarem Bliskiego Wschodu. Gazę ujarzmiali – żeby wymienić niektórych – Hyksosi, Filistyni, Asyryjczycy, Egipcjanie, Babilończycy, Seleucydzi, Hasmoneusze, Rzymianie, Arabowie, Krzyżowcy, Mamelucy, Francuzi, Turcy, Brytyjczycy, Izraelczycy… W pracy Filiu przemoc zawsze przychodzi z zewnątrz, kolonizuje, niszczy. Ma charakter pozornie tymczasowy, ale zaskakująco szybko i trwale się zakorzenia. To właśnie doświadczenie przemocy odpowiada za polityzację tożsamości mieszkańców Gazy.
Obiektywizm, do którego dąży Filiu, paradoksalnie jest uwiarygodniany przez jego pesymizm w sprawie przyszłości Gazy. Śledząc spory Hamasu z Fatahem, agresywną politykę Izraela, piętnując też nieudolność (a często i podwójne, względem Palestyńczyków i Izraelczyków, standardy) agencji międzynarodowych, które uczyniły z Gazy poligon pomocowy, historyk jest ostrożny wobec dyskursu współczesnych elit palestyńskich. Pisze: „impas strategii izraelskiej tylko zaostrzał impas priorytetów humanitarnych, a ten z kolei potęgował się w wyniku nieustającego impasu na scenie palestyńskiej”. Palestyńczycy więc tkwią w fatalnym klinczu.
Nawet w zdaniach o tym, że skruszeni przemytnicy, szmuglujący towary w podziemnych tunelach łączących Gazę z Egiptem, mają szansę stać się najlepszymi celnikami i sumiennymi urzędnikami, wyczuć można zwątpienie i gorycz autora. Filiu zdaje sobie sprawę, że tkanka społeczna w Gazie uległa całkowitemu zdezorganizowaniu, a doświadczenie budowania państwowości zostało zawłaszczone przez lokalnych populistów. Największe na świecie więzienie pod gołym niebem – jak region ten określa część komentatorów – jest skazane na antyrozwój (de-development), co najwyżej na stagnację polityczno-gospodarczą. Strefa Gazy oczekuje na dywidendę pokoju, którą musi poprzedzać – co z uporem maniaka powtarza Filiu – triada: „otwarcie, rozwój i demilitaryzacja”. Najbliższe wybory, przewidziane na maj tego roku, pokażą, w którą stronę zmierza Gaza.
Książka:
Jean-Pierre Filiu, „Historia Gazy”, przeł. Mariusz Borkowski, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2016.
* Zdjęcie użyte na stronie głównej: Ruiny szkoły ONZ i pozostałości po budynku Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Gazie, grudzień 2012. Fot. Diario fotográfico ‘desde Palestina’, photographer. Źródło: Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0).