55 krajów weźmie dziś udział w Międzynarodowym Strajku Kobiet. To nie są już żarty, w jakie obecny rząd, dysponujący telewizją narodową, próbował obrócić liczący niemal 100 tys. osób Ogólnopolski Strajk Kobiet z 3 października 2016 r. Cały świat będzie patrzył dziś na maszerujące i demonstrujące Polki oraz na protesty w pozostałych 54 krajach. Bo w nich wszystkich postulaty związane ze strajkiem są podobne. Podczas Międzynarodowego Dnia Kobiet strajkujące żądać będą pełni praw reprodukcyjnych, państwa wolnego od zabobonów, a także wdrożenia i stosowania Konwencji Antyprzemocowej oraz poprawy sytuacji ekonomicznej kobiet.
Brzmi niepoważnie i niemożliwie? Tak na pewno uważa duża część polskiego społeczeństwa. Ta męska i w średnim wieku, której wydaje się, że kobieta z dziecięcym wózkiem powinna ustąpić im miejsca na pasach, bo oni taką trajektorię ruchu wybrali i jej nie zmienią. Którzy uważają, że kobiety i zwierzęta głosu nie mają. Trzeba je tresować i wyznaczać grafik aktywności dziennej i nocnej, a jak się nie podporządkuje, to pokazać prawo pięści, jak pewien chrześcijański radny PiS-u. A jeśli nawet mają prawo głosu, to i tak są niższe i słabsze, więc to normalne, że mniej zarabiają (patrz słynna i hańbiąca przemowa Korwin-Mikkego podczas posiedzenia plenarnego PE). Że nie pilnują się i łykają pigułki „dzień po” jak witaminy, dlatego trzeba je kontrolować, wymagając recepty – choć słynna niebieska pigułka o nazwie Viagra, która ma zdecydowanie więcej skutków ubocznych niż EllaOne i nadużywana poważnie może zaszkodzić, na receptę nie jest.
I że Konwencji Antyprzemocowej lepiej nie stosować, jak powiedział prezydent Duda. I choć w Polsce prawo własności jest podobno święte, to skoro drzewo stoi na mojej działce, to sobie je wytnę, bo tak chcę, ale brzuch nie jest własnością kobiety, nawet zgwałconej, więc trzeba przewalczyć ustawę, która będzie penalizować kobiety, które jednak pomyślą, że ich brzuch i to, co w nim się znajduje, należy do nich i że zdecydują się jednak na aborcję. A choć paragraf 2 art. 25 naszej Konstytucji wyraźnie mówi, że: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”, to jak nasza władza długa i szeroka, od edukacji (patrz: wychowanie seksualne) po kulturę (patrz: reakcja na spektakl „Klątwa”), a nawet sądownictwo (patrz: obraza uczuć religijnych), wyraźnie widać, że albo do Konstytucji podchodzi swobodnie, albo chce ją za wszelką cenę zmienić.
Polki reprezentują cały wachlarz poglądów politycznych, religijnych i filozoficznych. Ale wydaje mi się, że w sprawach, które dotyczą nas i naszych ciał, mamy szansę mówić jednym głosem. Ten rząd odmawia naszym dzieciom prawa do edukacji seksualnej. Z czym to się wiąże i jakie są tego konsekwencje, wiemy – często aż za dobrze. Odmawia prawa do hormonalnej antykoncepcji awaryjnej, na którą zezwala prawo unijne. Odmawia podstawowej opieki nad ofiarami przemocy fizycznej i ekonomicznej, którą gwarantuje Konwencja Antyprzemocowa, ponieważ odmawia respektowania postanowień tej konwencji. Rząd pozbawił dotacji chociażby działające od lat Centrum Praw Kobiet. Pozwala na protekcjonalne i pozbawione szacunku wyrażanie się o kobietach (minister Radziwiłł o kobietach łykających ElleOne bez opamiętania czy poseł Suski, który nazwał pigułkę „dzień po” „pigułką śmierci”, ale przyznał, że nie wie, jak działa, bo „nie zażywa”).
Czy mężczyźni w średnim wieku trzymający władzę mają prawo mówić nam, co jest dobre dla nas, dla naszych ciał i dla naszych dzieci? To my je nosimy w brzuchu, rodzimy, opiekujemy się nimi i je wychowujemy, często samotnie, często bez wsparcia państwa. To my pracujemy na dwa etaty, z których ten drugi, domowy, jest bezpłatny. Jednocześnie uczciwie płacimy podatki. A jednak pozwalamy na to, by traktowano nas jak – wykorzystując język jedynego w Polsce człowieka obdarzonego kultem niemal religijnym, prezesa Kaczyńskiego – Polaków gorszego sortu.
Obdarzono nas prezentowym „pakietem dyskryminacyjnym”, który jest karą po „histerycznym i niepotrzebnym” proteście 3 października 2016 r. (patrz CPK, pigułka „dzień po”, namawianie do niestosowania Konwencji Antyprzemocowej). W tej sytuacji słowa abp. Hosera, że Kościół życzy kobietom dobrze (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,21441692,dlaczego-kobiety-beda-protestowac-8-marca-biskup-hoser-ma-odpowiedz.html), brzmią jak zachęta do nastawienia drugiego policzka.
Dlatego myślę, że to już czas. Że możemy przestać być uprzejme i miłe wobec impertynencji, bo tego się od nas wymaga i uśmiechać się niepewnie w odpowiedzi na każdy świński dowcip pod naszym adresem. Że pozostaje nam jedno: dziś zaprotestować, niech świat zobaczy nas, naszą siłę i determinację. Może trzeba to powiedzieć głośno: przyszłość należy do kobiet, jesteśmy gotowe przejąć władzę. Bo jeśli nie my, to kto? Jaką mamy alternatywę? Przecież ten rząd nigdy nie przyzna się do błędu, nie rozpocznie dialogu, nie wyjdzie do nas – do swojego suwerena. Bo tej władzy wydaje się, że wygrywając wybory, zyskała życie wieczne. Trzeba jej przypomnieć, że wszyscy jesteśmy śmiertelni, nad trumną PiS-u też kiedyś staniemy.
*/ Ikona wpisu: Międzynarodowy Strajk Kobiet.