0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Kronika smutku i...

Kronika smutku i zapomnienia. O książce „Nieznośny ciężar braterstwa” Michała Przeperskiego

Kacper Szulecki

Czy da się opowiedzieć historię relacji dwóch krajów, naświetlając zapomniane fakty i prostując stereotypy tak, by samemu nie dać się im uwieść? Książka Michała Przeperskiego o czesko-polskich konfliktach granicznych pokazuje, jak wielkie i trudne to zadanie. Ta solidna i dobrze udokumentowana monografia pozostawia niedosyt, bo tytuł zapowiada dużo więcej, niż autor zamierzał czytelnikowi dać.

Przeprzerski_Nieznosny ciezar braterstwa_okladka

Konflikt o Śląsk Cieszyński – albo tę jego część, którą zwykliśmy nazywać Zaolziem – to z pewnością najciemniejsza karta stosunków polsko-czeskich. Czesi są najczęściej świadomi tego, że tzw. wojna siedmiodniowa z 1919 r. to jedyna współczesna inwazja dokonana przez „ich” wojsko. Polacy zdają sobie zaś sprawę, że współudział w rozbiorach Czechosłowacji w 1938 r. ramię w ramię z Hitlerem chluby nie przynosi. Jednak szczegóły, korzenie i związki tych dwóch historycznych momentów znane są po obu stronach granicy właściwie tylko ekspertom.

Należy do nich z całą pewnością Michał Przeperski, którego wiedza w zakresie międzywojennej historii politycznej obu państw oraz umiejętność połączenia wydarzeń z lat 1918–1919 i tych z 1938 r. w spójną narrację jest nie do podważenia. Można śmiało stwierdzić, że polska historiografia bardzo potrzebowała takiej monografii. Dziś, kiedy Grupa Wyszehradzka rozjeżdża się jak chyba nigdy dotąd, książka poruszająca tematykę stosunków polsko-czeskich może być dobrym punktem wyjścia do historycznego rachunku sumienia. Również dla czeskich czytelników. Praca Przeperskiego, napisana w przystępny sposób, ma szansę spełnić tę rolę i dotrzeć do szerszej publiczności, nie tylko zaś do wąskiego grona specjalistów. Niestety – w tym zamierzeniu popularyzacji i generalizacji kryje się zalążek największych słabości monografii Przeperskiego.

I choć gros uwag w tej recenzji dotyczy wstępu i zakończenia – czyli w sumie niecałych trzydziestu stron – które sprawiają wrażenie nieprzemyślanych i doklejonych na siłę, to właśnie one ujawniają niespójność metodologicznych założeń autora. Nie zmienia to jednak faktu, że czytelnicy zainteresowani czesko-polskimi konfliktami granicznymi i tak powinni sięgnąć po to opracowanie – najlepsze i najbardziej kompletne z dotąd powstałych.

Sedno jest gdzie indziej – fałszywy paradoks czesko-polskich relacji

O czym jest ta książka? Czytając tytuł, inspirowany popularnym nie tylko wśród polskich czechofilów Milanem Kunderą, a nawet precyzujący go podtytuł, można się spodziewać wyczerpującej analizy relacji czesko-polskich na przestrzeni wieków. W rzeczywistości jest to jednak książka o konflikcie granicznym na Śląsku Cieszyńskim i jego szerszym kontekście. Pytanie, ile osób zwróciłoby uwagę na książkę pod tytułem „Konflikty polsko-czeskie na Śląsku Cieszyńskim 1918–1938”? Trudno oprzeć się wrażeniu, że to samo pytanie zadał sobie ktoś z Wydawnictwa Literackiego – i otrzymana odpowiedź nie była zadowalająca. Dlatego mamy nie tylko bardziej „seksowny” marketingowo tytuł, ale też, jak się zdaje, dodany na siłę wstęp i pospieszne zakończenie.

Tytuł książki jest też kluczowy dla zarysowania pytania badawczego, na które autor rzekomo poszukuje odpowiedzi. Niestety, zdaje się, że parafraza Kundery narzuca ramy interpretacji, które nie bardzo do tej książki pasują. Sprawę pieczętuje cytat z Romana Dmowskiego, którym Przeperski otwiera całą książkę: „Stosunki nasze z najbliższym nam plemiennie narodem były już w odległych wiekach bardzo bliskie i od początku treścią ich była rywalizacja”. I tak, budując naraz na Dmowskim i Kunderze, Przeperski postanawia rozwiązać ten paradoks – genetyczne braterstwo, a zarazem ciągłą wrogość.

Problem w tym, że jest to całkowicie fałszywy paradoks, a więc i niefortunne pytanie badawcze. Niestety, tak bywa, kiedy na dzień dobry w naukowej pracy cytuje się nacjonalistycznego ideologa, co ustawia z góry analizę i narzuca jej narodową perspektywę. Problem badawczy jest sztuczny, bo po pierwsze, całkowitą nieprawdą jest, że relacje polsko-czeskie „od początku” i niezmiennie cechowała rywalizacja. Czasem tak, czasem wręcz przeciwnie, a najczęściej relacji nie było praktycznie wcale. Przede wszystkim – przed 1918 r. nie było graniczących ze sobą państw narodowych (co sam Przeperski później przyzna). Tak naprawdę XX w. to pierwszy w historii wspólny dla obu państw czas. Całej drugiej połowie tego stulecia autor w książce poświęca 13 stron przed epilogiem. A to chyba jednak zbyt mało.

O Lechu i Czechu, bez Rusa i bez Słowaków

Zamiast więc mówić o konfliktach polsko-czechosłowackich (nie czeskich) w dwudziestoleciu międzywojennym (nie w XX w.), czyli skupić się na historii politycznej, albo mówić o stosunkach narodowościowych na pograniczu polsko-czeskim (co zahaczałoby o etnografię, socjologię i studia nad nacjonalizmem), Przeperski od pierwszych akapitów próbuje napisać Wielką Historię Narodową od czasu rozstania Lecha i Czecha. To niestety nie żart – autor naprawdę zaczyna pisać historię rywalizacji polsko-czeskiej od legendy o praszczurach, a potem przechodzi przez całe średniowiecze od Mieszka I. Kiedy pozwoliło się już Dmowskiemu powiedzieć „a”, trzeba potem samemu dopowiedzieć resztę alfabetu narodowego. Stąd na pierwszych 13 (znów!) stronach 900 lat historii „Polaków” i „Czechów” zostaje przedstawione z całkowicie niepodważalną pewnością, że da się narysować prostą linię między państwem Polan i Królestwem Czech z X w. a współczesnymi państwami członkowskimi UE. Drugi z narodów międzywojennej Czechosłowacji – Słowacy – jest tu taktownie pominięty. Kompletnie. Słowacy nie pasują do narracji inspirowanej tezą Dmowskiego tak samo, jak zbywa ich dominująca czeska historiografia. Podobnie trzeci z braci – Rus, choć będzie się pojawiał, to ciężar braterstwa w jego przypadku najwyraźniej nie jest nieznośny i rywalizacji z Rosją nie trzeba wyjaśniać – ona jest dana jako pewnik w polskiej historii i niezmienna podstawa do stawiania Czechom zarzutów o ich naiwność objawiającą się próbami nawiązania z Rosją jak najlepszych relacji.

Samospełniające się proroctwa nacjonalizmu

Zbywając gdzieś po drodze tradycyjną czeską narrację na temat Jana Husa, Przeperski pisze, że „dużo w tym dziewiętnastowiecznej mitologii” (s. 12). Trudno o lepsze podsumowanie jego własnej ekspresowej historii narodowej X–XIX wieku, pełnej haseł i narodowych skrótów myślowych. Wiele z nich powraca niestety w całej książce – zwykle tam, gdzie autor bardzo stara się np. obalać czeskie stereotypy na temat Polaków, uznając je za krzywdzące. Można by to uznać za świadomy ideowo-teoretyczny wybór autora, inspirowany cytowanym Dmowskim czy twórczością Andrzeja Nowaka, na którą się powołuje. Nagle jednak, jak grom z jasnego nieba na str. 18, w sekcji „Narody wchodzą na scenę” Przeperski stwierdza, że „przed XIX stuleciem określenia takie jak «Polska» i «Czechy» mają przede wszystkim znaczenie symboliczne”. Nagły zwrot od paradygmatu narodów „przedwiecznych” do modernizmu? Niestety nie. Przeperski nie ma po prostu żadnego spójnego stanowiska teoretycznego, jeśli chodzi o ewolucje tożsamości narodowych i dynamikę stosunków międzyetnicznych. To niestety najsłabszy punkt całej jego opowieści – bo poza krótkim wprowadzeniem, spójna teoria przydałaby się bardzo w opisie trudnych i płynnych relacji etnicznych i społecznych na Śląsku Cieszyńskim. Co zastanawiające, jedyna pozycja z gigantycznej literatury na temat teorii nacjonalizmu, jaką Przeperski przytacza, to książka z 1956 r., a poza tym (tak jak wcześniej Dmowskiego) w rolę teoretyka wciska J. G. Herdera, ojca niemieckiego etnonacjonalizmu. Poza tym refleksji nad nacjonalizmem, relacjami między narodami czy kategoriami etnicznymi brak.

Takich niespójności jest niestety więcej – wszystkie właściwie mają wspólne źródło w teoretycznym niezdecydowaniu albo po prostu lekceważeniu teorii jako czegoś dla historyka mało ważnego. Przeperski będzie więc na przemian traktował „Polaków” i „Czechów” jako grupy jasno określone, wyrosłe z narodowej „esencji” i „żywiołu”, albo jako tożsamości podatne na zmiany, propagandę lub – co przecież nie jest wcale herezją – nie wykluczające się wzajemnie. Wzięty z Dmowskiego i Kundery niby-paradoks powraca echem w różnych miejscach, gdzie co i rusz ktoś „odwołuje się do dobrych tradycji współpracy” (s. 42) albo „jak zwykle” rywalizuje.

Zaolzie ze szczegółami, ale bez odpowiedzi

Jak już wspomniałem, główna część tej książki i jej najmocniejsza strona to szczegółowa historia konfliktu o Śląsk Cieszyński. Poznajemy najpierw polityczny kontekst – tu zwłaszcza przydaje się polskiemu czytelnikowi przystępna i przejrzysta rekonstrukcja ewolucji czeskiej sceny politycznej w monarchii habsburskiej. Bardzo ciekawa i wyczerpująca jest też historia zmagań politycznych w czasie i po zakończeniu I Wojny Światowej, krótkiej, ale zaskakująco brutalnej (zwłaszcza przez zadziwiające barbarzyństwo czechosłowackiej armii) wojny o Śląsk Cieszyński, a potem przepychanek prowadzących do polskiej aneksji Zaolzia w 1938 r. Przeperski prezentuje argumenty obu stron, przyznając z dzisiejszej perspektywy rację Polakom, jednocześnie wyraźnie zaznaczając, że chęci dialogu i empatii zabrakło w obu stolicach. Polska wizja podziału Śląska Cieszyńskiego według zasady plebiscytu, opierającej się na większości etnicznej w poszczególnych gminach, jest oczywiście racjonalna. Musimy jednak pamiętać, że tej samej zasady władze polskie bynajmniej nie chciały stosować przy ustalaniu granic na Wschodzie (na co wskazywali wspierający dążenia narodowe Ukraińców politycy czescy), a czeska idee fixe granic ziem Korony Św. Wacława była z ówczesnej perspektywy równie racjonalna, tylko oparta na innych przesłankach. Podważenie tej właśnie zasady w 1938 r. na konferencji w Monachium oznaczało wydanie wyroku śmierci na Czechosłowację – jedyne autentycznie demokratyczne państwo w regionie.

Niestety, dużo mniej dowiadujemy się o tym, jak właściwie ten narodowy konflikt rozwijał się na poziomie mikro na polsko-czeskim (a właściwie polsko-czesko-niemiecko-słowackim) pograniczu. Przeperski korzysta głównie ze wspomnień i zapisków uczestników zmagań – przede wszystkim po stronie polskiej. Często pozwala to w naprawdę fascynujący sposób ubarwić narrację. Znów jednak problemem zdaje się krytyka źródeł i przyjmowanie punktu widzenia np. polskich działaczy narodowych jako faktów. Najbardziej widocznym skutkiem takiego podejścia są określenia takie jak „czescy szowiniści”, którym przeciwstawia się polskich patriotów. Wchodząc głębiej, zrozumiemy jednak, że taki wybór źródeł i metodologii nie pozwala Przeperskiemu na autentyczne zgłębienie konfliktu, ewolucji tożsamości narodowych w regionie, eskalacji przemocy itd. Po przeczytaniu książki dalej nie wiem, jak to się właściwie stało, że Śląsk Cieszyński, który pozostawał poza państwem polskim przez kilkaset lat, a przez dwieście był częścią Korony Czeskiej w ramach imperium Habsburgów – eksplodował na przełomie wieków takim entuzjazmem dla odradzającej się Najjaśniejszej. Sprawa językowej bliskości dialektu cieszyńsko-śląskiego i polszczyzny jest mocno dyskusyjna – sam miałem kiedyś okazję w czeskiej telewizji oglądać dokument o Polakach z okolic czeskiego Cieszyna: całe szczęście opatrzony czeskimi napisami, bo bez nich miałbym ogromne trudności ze zrozumieniem czegokolwiek. Tymczasem istnienie jakiejkolwiek lokalnej, „śląskiej” tożsamości (nie wspominając o narodowości) Przeperski w charakterystyczny sposób zbywa jako antypolskie machinacje Czechów lub częściej – Niemców.

A co ty zrobiłeś dla Hradca Kralove – czyli wnioski na przyszłość

Najmocniejszą stroną książki Przeperskiego jest zebranie w jednym miejscu faktów o obu zbrojnych konfliktach czesko-polskich z początku i końca Dwudziestolecia. Historia dyplomatycznych przepychanek, które zaczynają się jeszcze przed Wersalem, a kończą dopiero po konferencji poczdamskiej, to także smakołyk dla zainteresowanych polityką Europy Środkowej. Przeperski dużo uwagi poświęca postaci legendarnego i niemal zmitologizowanego pierwszego prezydenta Czechosłowacji Tomasza Masaryka. Odbrązawia jego postać, wyciąga mu wiele mało znanych za południową granicą brudów – ale czasem zdaje się w swoich atakach niesprawiedliwy, bo patrzy na Tomasza Garrigue Masaryka tylko z polskiej perspektywy, nie próbując zrozumieć jego punktu widzenia i motywacji. Edwarda Benesza Przeperski nie ceni niejako z urzędu – tak samo jak przedwojenni politycy i większość polskich historyków. Pytanie, czy to sprawiedliwa ocena? Przeperski za to bardzo idealizuje sanację, zwłaszcza kiedy próbuje odbijać krytyczne uwagi z dzienników i korespondencji czeskich polityków. Śmieszność tych prób najlepiej uwidaczniają częste odwołania do wspomnień Wincentego Witosa, który znał Czechosłowację z pierwszej ręki – bo uzyskał tam azyl polityczny w 1933 r. po procesie brzeskim. Widać jednak wyraźnie, że autor jest bardzo krytyczny wobec działań polskich władz w końcu lat 30., ostatecznej aneksji Zaolzia, a zwłaszcza faszyzującej propagandowej otoczki, którą odtwarza bardzo przejmująco, ukazując eskalację tromtadrackiego samozadowolenia i Schadenfreude wobec upadku Czechosłowacji.

Szkoda, że z racji odstawienia Słowaków na dalszy plan, sprawa Spisza i Orawy nie jest nawet w jednej dziesiątej tak szczegółowo opisana. Powojenna historia, której poświęcone jest drugie z feralnych trzynastu stron, jest tak skrótowa, że na bardziej szczegółową analizę unikniętego konfliktu o Zaolzie i Kotlinę Kłodzką po 1945 r. brakuje miejsca. Z kolei polskiej interwencji i udziału w tłumieniu Praskiej Wiosny Przeperski zdaje się nie uważać za autentyczny problem, bo wszystko, co pomiędzy 1945 a 1989 r., jest w jego relacji sterowane z Moskwy. Ma oczywiście prawo tak uważać, choć znów – mniej narodowa, a bardziej społeczna historia, taka, która rzeczywiście pomogłaby w zrozumieniu źródeł narodowych stereotypów (od czego autor zaczyna i ciągle wraca, także na spotkaniach z czytelnikami) mogłaby dać mu narzędzia do zupełnie innego opisania pięciu dekad realnego socjalizmu.

Przeperski w pierwszym rozdziale książki zaskakująco stwierdza, że lata 1908-1910 to „najlepszy czas relacji polsko-czeskich” (s. 66) – i nie ma na myśli relacji do tego momentu, ale w ogóle. Trudno zrozumieć, jak przyjacielskie relacje grupki politycznych idealistów bez większych nadziei na realizację ich planów różnią się od równie przyjacielskich spotkań ich dysydenckich odpowiedników siedemdziesiąt lat później w Karkonoszach. Całkowicie niezrozumiałe jest jednak, czemu Przeperski kompletnie zbywa czas współpracy politycznej po 1989 r., wspólnego wejścia do struktur NATO i UE oraz niespotykanej w historii intensywności wymiany na wszystkich płaszczyznach (pomaga w tym kilkusetkilometrowa granica, której praktycznie nigdy wcześniej z Czechami nie dzieliliśmy) – to bez wątpienia najlepszy czas relacji czesko-polskich falsyfikujący plemienne wynurzenia Dmowskiego.

Czy Polacy znają Czechów? Czy Czesi znają Polaków? Przez wiele stuleci elity obydwu krajów żyły właściwie w dwóch różnych regionach – dopiero od stu lat dzielimy granicę, mamy własne państwa i możemy budować jakieś relacje. Ale może to pytanie także jest źle postawione. Czy Polacy znają Ukraińców? Czy Czesi znają Niemców? Czy kiedykolwiek jakieś społeczeństwo „znało” społeczeństwo sąsiada? Prawdopodobnie nie, ale w budowaniu wzajemnej świadomości wielką rolę odgrywa historia popularna. I dlatego dobrze, że Michał Przeperski napisał książkę o „wiekach ciemnych” naszych krótkich relacji z Czechami – dwudziestu z raptem stu lat. Szkoda, że jego narracja często powiela stereotypy zamiast je demaskować i rozmontowywać. Uznajmy ją za obiecujący początek dyskusji, a nie ostatnie słowo.

 

Książka:

Michał Przeperski, „Nieznośny ciężar braterstwa. Konflikty polsko-czeskie w XX wieku”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 428

(12/2017)
21 marca 2017

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj