8 marca nie wszystkie kobiety czekają na zwyczajowego goździka od panów. Niektóre organizują manifestacje i wiece na rzecz swoich praw, bo wiedzą, że jeden goździk ich życia lepszym nie czyni.

Demonstracje organizują działaczki i feministki, które należą zazwyczaj do tzw. klas uprzywilejowanych. Kobiety wykształcone, z klasy średniej, mieszkanki dużych miast, dziwadła, czasami nawet bez rodziny, które tak naprawdę nie znają prawdziwych problemów i trudów zwykłych kobiet. Są zwyczajnie oderwane od rzeczywistości i ich postulaty rzekomo też.

40 spalonych dziewczyn

Podobnie rzecz ma się w Gwatemali. W malowniczym mieście Antigua grupa młodych przeintelektualizowanych aktywistów obojga płci z wyższej warstwy społecznej zorganizowała happening na rzecz praw kobiet. Wypisali na plakatach swoje hasła, zapalili świeczki na chodniku i rozrzucili płatki kwiatów. Przechodnie i turyści zatrzymywali się, robili zdjęcia i szli dalej. Tradycyjnie ubrane Indianki obładowane suwenirami na sprzedaż też przystawały i przyglądały się. Jako analfabetki zapewne w ogóle nie rozumiały haseł wypisanych na chodniku ani tego, że dotyczą one bardziej nich samych niż młodych aktywistek. Wśród haseł wyróżniały się: „Sprawiedliwość dla dzieci, które muszą rodzić dzieci”, „Sprawiedliwość dla kobiet, które umarły w wyniku nielegalnej aborcji” i „Sprawiedliwość dla kobiet zamordowanych przez swoich facetów”. Nie bez przyczyny. W Gwatemali aborcja jest zakazana, jest to też trzeci kraj na świecie z najwyższym wskaźnikiem kobietobójsw. Jednym z powtarzających się haseł była też: „Sprawiedliwość dla 19 dziewczyn, które dzisiaj spłonęły w Hogar Seguro”.

Tak się złożyło, że dokładnie 8 marca w schronisku dla nieletnich i tzw. trudnych dziewczyn, które przewrotnie nazwano „Bezpiecznym Domem pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP” wybuchł pożar. Bezpieczny dom wcale nie był bezpieczny.

W schronisku przeznaczonym dla 400 osób przebywało ich 800, zarówno dziewcząt, jak i chłopców. Nad dziewczynami personel znęcał się fizycznie i psychicznie. Wykorzystywał je też seksualnie. Dochodziło do handlu żywym towarem i wymuszonych aborcji. Sytuacja trwała od lat, informacje docierały do władz, lecz były lekceważone. Prokuratura wszczynała, a następnie umarzała dochodzenia. Nikt nie przejmował się losem dziewcząt, bo pochodziły ze zmarginalizowanych grup – miejskiej biedoty i rdzennej ludności.

7 marca kilkudziesięciu nieletnich uciekło ze schroniska. Tego samego dnia zostali schwytani przez policję i odstawieni z powrotem. W osobnych pomieszczeniach zamknięto dziewczyny i chłopców. W sali, w której zamknięto dziewczęta, zaprószył się ogień, ponoć któraś z dziewczyn podpaliła materac. Dziewczęta krzyczały i waliły w drzwi, lecz nikt nie reagował. Na miejscu zginęło 19 dziewcząt, a w następnych dniach w wyniku poniesionych oparzeń kolejnych 21. 13 nadal walczy o życie.

Dopiero śmierć 40 dziewcząt, których życiem, kiedy jeszcze żyły, nikt się nie przejmował, na tyle poruszyła kraj, że władze ogłosiły trzydniową żałobę narodową, a na ulice wyszły tysiące ludzi, którzy w geście solidarności z rodzinami ofiar domagali się sprawiedliwości.

Nie ma niewinnych

Protestujący domagali się sprawiedliwości i ukarania winnych tragedii. Ale kto właściwie jest winien? Opiekunowie, którzy zamiast opiekować się młodymi dziewczętami, okrutnie się nad nimi znęcali? Instytucja publiczna, która zarządzała placówką i tolerowała lub ignorowała takie praktyki? Organy ścigania, które pomimo tylu doniesień nie potrafiły przeprowadzić rzetelnego postępowania i postawić sprawców przed sądem? A może rząd całej Gwatemali, jak powiedział prezydent Jimmy Morales, chcąc zjednać sobie przychylność ludu?

Słowem, winni są wszyscy. Tej tragedii można było zapobiec. Winni są wszyscy i wszystkie instytucje, które doprowadziły do takiej sytuacji – poniżenia, tortur i desperacji młodych dziewcząt. Ale choć winni są wszyscy, to jak to zazwyczaj bywa, odpowiedzialności nie poniesie nikt.

Gwatemala to kraj wyjątkowo niebezpieczny dla kobiet. Kobiety nie mogą czuć się bezpiecznie ani w domu, ani poza nim. Największym zagrożeniem jest jednak zwykle samo państwo, jego prawa, instytucje i funkcjonariusze. A im kobieta jest biedniejsza i gorzej wykształcona, tym państwo jest dla niej groźniejsze, a jej głos słabiej słyszalny.

Dlatego tak potrzebny jest głos kobiet, które w sferze publicznej mogą więcej – wykształconych i „uprzywilejowanych”. By mogły wyrazić to, czego inne kobiety nie mogą, chociaż doświadczają tego dużo boleśniej.

8 marca w Gwatemali stał się w tym roku dniem nie kobiet, lecz martwych kobiet, tragicznym symbolem tego wszystkiego, z czym feministki na całym świecie walczą, gdy nikt ich nie słucha. Bo kobiety nie potrzebują raz do roku goździków, potrzebują sprawiedliwości i równości przez cały rok.