W pochodzących z X w. „Zapiskach spod wezgłowia” – jednym z pierwszych zachowanych w Japonii zbiorów osobistych notatek (jap. zuihitsu) – Sei Shōnagon tak oto pisała o przyborach do pisania: „Brudny i zakurzony kamień do rozcierania tuszu i laska tuszu niechlujnie starta tylko z jednej strony wyglądają okropnie. Tak samo jak nasadka nałożona na gruby, włochaty pędzel. Meble, wygląd lustra i przyborów do pisania świadczą o charakterze kobiety. […] Mężczyzna zawsze powinien utrzymywać porządek na stoliku do pisania. Jeżeli nie ma całego zestawu na przybory, powinien mieć przynajmniej dwa pasujące do siebie pudełka przyprószone złotem i srebrem, ale bez zbytnich zdobień, i dobraną starannie laskę tuszu oraz pędzelek” [1].
Wymogi wyrafinowanej dworskiej kultury okresu Heian mogą się dziś wydawać przesadne (kto zawracałby sobie głowę tym, by zdobyć pudełka przyprószone złotem i srebrem!), jednak surowa uwaga cesarskiej dwórki na temat kultury pisania zmusza do krótkiego rachunku sumienia: czy to, w jaki sposób piszemy, czym piszemy i w jakich warunkach piszemy, ma dla nas jeszcze jakiekolwiek znaczenie?
Na co dzień używamy zwykle tanich, jednorazowych długopisów, napełnionych równie tanim i nietrwałym tuszem. Nasze dzieci, choć wciąż uczą się w szkole podstaw kaligrafii, coraz częściej mają problem ze zrozumieniem sensu jej istnienia – przecież nawet ich rodzice piszą głównie za pomocą klawiatury komputera. Oficjalne, odręcznie tworzone pisma wzbudzają w nas albo nieufność, albo rozbawienie, są bowiem mało czytelne, a manualna nieporadność piszącego sprawia, że wyglądają infantylnie. Piszemy niechlujnie, w pośpiechu, bezrefleksyjnie. I co najzabawniejsze – często sami nie możemy siebie rozczytać. Może więc czas przystanąć i zastanowić się nad jedną z najczęściej wykonywanych dziś w naszej cyfrowej epoce czynności.
Książka Joanny Zakrzewskiej „Prze-myśleć piękno. Estetyka kaligrafii japońskiej” pozwala spojrzeć na umiejętność pisania z niezbędnego dystansu i przenosi nas w krąg cywilizacji, w której czernienie papieru jest nie tylko techniką utrwalania myśli, ale także artystyczną ekspresją oraz sposobem życia. Autorka jest dobrym przewodnikiem po zagadnieniach dalekowschodniej kaligrafii, występuje bowiem przed nami aż w trzech rolach: po pierwsze, jako doktor Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, po drugie, jako japonistka, po trzecie – jako mistrz kaligrafii japońskiej szkoły Seifū w stopniu 1. dana, a więc nie tylko jako teoretyk, ale również jako praktyk.
Dzieło Zakrzewskiej to prawdziwe, liczące blisko pięćset stron kompendium, w którym badaczka stara się uchwycić niemal wszystkie aspekty japońskiej sztuki pisania – poczynając od jej historii, analizując następnie konteksty kulturowy, artystyczny i duchowy, kończąc zaś na czysto technicznej stronie kaligrafowania. Co prawda liczba zgromadzonych encyklopedycznych informacji oraz ich zgęszczenie w tekście może w pewnym momencie przyprawić tzw. przeciętnego zjadacza chleba o zawrót głowy, ale czytelnicy, którzy są świadomi, jaki rodzaj wiedzy jest w stanie najlepiej zaspokoić ich poznawczy głód, na pewno wyłowią z tego gąszczu coś dla siebie.
Jednym z najciekawszych fragmentów książki jest rozdział najbardziej, wydawałoby się, banalny, a więc dotyczący czysto zewnętrznych przejawów japońskiej sztuki pisania – gestów, sposobu trzymania pędzla czy niezbędnej atmosfery towarzyszącej tworzeniu tekstu:
„Ponieważ kaligrafia japońska (również chińska) zakłada ruch całego ramienia razem z barkiem, niezbędne jest rozluźnienie ramion i rąk, tak aby ruchy mogły być swobodne i obszerne. Także całe ciało powinno być rozluźnione, gdyż w rzeczywistości bierze ono czynny udział w kreśleniu znaków. Kręgosłup powinien być wyprostowany, zaś czubek głowy znajdować się w przedłużeniu kręgosłupa. Myśl powinna być skupiona jedynie na kreśleniu znaków” [2].
Passus ten brzmi trochę jak fragment podręcznika do jogi, ale skojarzenie nie jest tak egzotyczne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Paradoksalnie, to właśnie fizyczna strona kaligrafii najlepiej pokazuje jej zakorzenienie w świecie ducha i ścisły związek pomiędzy tym, jak działamy, a tym, co jesteśmy w stanie wyrazić i zakomunikować drugiej osobie. Każdy, najdrobniejszy nawet ruch naszego ciała podczas pisania ma znaczenie i wpływa na emocjonalny wydźwięk tekstu. I nie chodzi tu tylko o indywidualną ekspresję. Czynność kaligrafowania jest uczestnictwem w czymś znacznie bardziej uniwersalnym niż wyrażanie własnego „ja”.
Na poziomie symbolicznym doskonale ilustrują ten fakt tzw. cztery skarby gabinetu (jap. bunbō shihō) – pędzel, tusz, papier i kamień do rozcierania tuszu, których znaczenie w procesie pisania Zakrzewska szeroko komentuje. Zatrzymajmy się tylko na pierwszym i ostatnim przedmiocie.
„Pędzel stanowi przedłużenie ręki i duszy kaligrafa” [3], pisze autorka i nie jest to tylko eleganckie podkreślenie znaczenia tego kluczowego dla piszącego narzędzia. Pędzel nie tylko jest przedłużeniem duszy kaligrafa, ale również sam posiada duszę, a przynajmniej ciało obdarzone życiem. Aktywna część włosia jest nazywana brzuchem (hara), część włosia mocowana do trzonka – biodrami (koshi), przewężenie – szyją (nodo), zaś jeden lub kilka najdłuższych włosków tworzących centrum i jednocześnie czubek szczeciny – włosiem życia (inochige). „Zniszczenie tej części – pisze Zakrzewska – złamanie lub wypadnięcie oznacza «śmierć pędzelka»” [4]. Pędzel żyje więc i umiera, zaś po „śmierci” tradycyjnie powinien zostać spalony w świątyni.
Jeszcze większe symboliczne znaczenie ma kamień do rozcierania tuszu, czyli suzuri. „Suzuri to zasadniczo płaskie, owalne lub prostokątne, kamienne naczynie”, posiadające „rodzaj rantu, zapobiegającego wylewaniu się tuszu na zewnątrz” [5]. Składa się ono z płaskiej części, służącej do rozcierania laski sprasowanego tuszu, oraz zagłębienia, w którym znajduje się tusz już w formie płynnej, z dodatkiem wody. Suzuri, które było najtrwalszym przedmiotem ze wszystkich czterech skarbów gabinetu, zarówno w Chinach, jak i Japonii symbolizowało kosmos. „Miejsce, gdzie rozcierany jest tusz, to wzgórza i góry, dosłownie «pagórek» oka, zaś zagłębienie, gdzie roztarty w wodzie tusz jest gromadzony, to morze, umi, czyli «woda świata», na ich granicy zaś znajduje się «brzeg»” [6].
Pisanie przy użyciu suzuri to zatem powtarzanie kosmicznego gestu, odwzorowywanie w mikroskali działań natury. Ale – jak podkreśla Zakrzewska – także coś więcej. Rozcieranie tuszu to czynność wysoce medytacyjna. „Jest to czas na wyciszenie, oderwanie się od problemów codziennego życia i wejście w artystyczny świat «drogi pisma»” [7].
Dotykamy tutaj kwestii ścisłego związku japońskiej kaligrafii z buddyzmem zen, który w Japonii wpłynął na niemal wszystkie rodzaje sztuk. Zen, jako nurt antyintelektualny, oparty głównie na intuicji, nie tylko dostrzegł w kaligrafii jeden ze sposobów osiągania wglądu w prawdziwą naturę umysłu, ale także wytworzył własne formy kaligraficznej ekspresji. Kaligrafię w duchu zen charakteryzowały „swoboda formy, brak ścisłego trzymania się zasad oraz silna indywidualizacja” [8]. Jej produkty często przypominały sztukę abstrakcyjną, ich celem było bowiem przekazanie czystej myśli, której nie dało się skonceptualizować. Nic zatem dziwnego – stwierdza Zakrzewska – że to właśnie kaligrafia zen najbardziej wpłynęła na wytwory współczesnej artystycznej awangardy – zresztą nie tylko w Japonii (por. Kandinsky, Hartung).
Pisanie potrafi być więc mistycznym przeżyciem, w którym piszący stapia się w jedno z pędzlem, tuszem i papierem, medytacją, wglądem w kosmiczną naturę wszechrzeczy, samopoznaniem ciała i umysłu. Potrafi być również artystyczną kreacją (niezwykle cenne są uwagi Zakrzewskiej o kompozycji oraz pozornej tylko monochromatyczności japońskich kaligrafii).
Pisanie jest jednak nade wszystko dialogiem, rozmową z drugim człowiekiem. Nawet najbardziej abstrakcyjne wytwory współczesnej kaligrafii opierają się na kształtach, które coś znaczą. „Ideogramy – pisze o chińskich znakach kanji Zakrzewska – jak sama nazwa sugeruje, niosą ze sobą idee, które kaligraf przekazuje poprzez zobrazowanie ich skomplikowanej struktury najpierw we własnym umyśle, a następnie na powierzchni papieru” [9]. Ich uważne, harmonijne odwzorowanie jest zatem nie tylko warunkiem samorealizacji piszącego, lecz również wyraźnym zwróceniem się w stronę drugiej osoby. I choć – jak zauważa autorka – dla nieznających języka japońskiego kaligrafia z Kraju Kwitnącej Wiśni pozostaje semantycznie niema, jest dobrym przykładem tego, że sztuka pisania w którymkolwiek z istniejących języków wykracza daleko poza estetykę i staje się kwestią w najgłębszym sensie etyczną.
Porzućmy więc bazgrzące długopisy, zaopatrzmy się w pióra oraz pędzle i zacznijmy wytrwale praktykować sztukę pisania. Kaligrafia bowiem – jak mówi o niej tradycja zen – „nie może być w prosty sposób zrozumiana, ograniczona czy zdefiniowana. Trzeba jej doświadczyć” [10].
Przypisy:
[1] Sei Shōnagon, „Zapiski spod wezgłowia”, przeł. Agnieszka Heuchert, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2013, s. 253.
[2] Joanna Zakrzewska, „Prze-myśleć piękno. Estetyka kaligrafii japońskiej”, wyd. Kirin, Bydgoszcz 2016, s. 211.
[3] Tamże, s. 236.
[4] Tamże, s. 239.
[5] Tamże, s. 253.
[6] Tamże, s. 224.
[7] Tamże, s. 244.
[8] Tamże, s. 84.
[9] Tamże, s. 144.
[10] Stephen Addis, „77 Dances. Japanese Calligraphy by Poets, Monks and Scholars, 1568–1868”, Boston–London, Weatherhill 2006, s. 188 [za:] Joanna Zakrzewska, dz. cyt., s. 84–85.
Książka:
Joanna Zakrzewska, „Prze-myśleć piękno. Estetyka kaligrafii japońskiej”, wyd. Kirin, Bydgoszcz 2016.