Mozart, Rachmaninov – „Piano Concertos”, Grigory Sokolov (Deutsche Grammophon 2017)

Źródło: Deutsche Grammophon

Z nową wiosną nowa płyta Grigorija Sokołowa, na którą czekaliśmy, jak czeka się właśnie na wiosnę. Ten ostatni przedstawiciel rosyjskiej szkoły pianistycznej – jak niektórzy chcą go postrzegać – znany jest ze swojego nietypowego jak na dzisiejsze czasy podejścia do zawodu. Przejawia się ono nie tylko w doborze repertuaru i układaniu programów, ale też samego koncertowania i nagrywania. Można powiedzieć, że wszystko jak za dawnych czasów: pianista nie rozpieszcza nas nagraniami, nie biega do studia jak niemal wszyscy muzycy i nie nagrywa taśmy na kilometry, no bo po co? Ma swoją publiczność, która zawsze wypatruje jego recitali, a odkąd związał się z wytwórnią Deutsche Grammophon (w 2015 r. wyszła jego pierwsza płyta wydana przez tę firmę) również kolejnych krążków.

To jego czwarty album wydany przez DG. Trzy poprzednie zawierały recitale solowe zarejestrowane podczas koncertów z lat 2008 i 2013. Tym razem zdecydowano się wypuścić na rynek nagrania nieco dawniejsze i zawierające koncerty z orkiestrą, co w przypadku Sokołowa, który od pewnego czasu występuje wyłącznie solo, jest rarytasem, zwłaszcza dla słuchaczy, którzy zaczęli śledzić dokonania tego pianisty dopiero niedawno. Tę formę występów Sokołow wyraźnie preferuje – jak wyjaśnia – ze względu na to, że woli sam odpowiadać za ostateczny kształt swoich występów, oszczędzając na tym energię i czas, bo – jak wiadomo – nie musi wówczas odbywać dodatkowych prób ani liczyć się z formą dyrygentów czy orkiestr.

Zabieg marketingowy wydawcy i agenta Sokołowa wydaje się zatem słuszny. Jednak trudno powiedzieć, jakimi kryteriami kierowano przy wypuszczaniu jednej z najpopularniejszych pirackich rejestracji „III Koncertu Fortepianowego” d-moll, op. 30 Sergiusza Rachmaninowa nagranej w 1995 r. w Londynie, która jest bez większego problemu dostępna w internecie od wielu lat. Owszem, nagranie to przez lata zyskało status jednego z najbardziej porywających, jeśli chodzi o ten utwór, i między innymi na jego bazie zbudowała się sława Sokołowa, który plasuje się obecnie w czołówce pianistów. Faktycznie trudno odmówić temu wykonaniu oczekiwanej po tym koncercie wirtuozerii opierającej się w przypadku Sokołowa na precyzji, pewności i czystości, a także kształtowaniu nastrojów. Gra Sokołowa balansuje jak na linie dzięki nieustannemu falowaniu i budowaniu mikronapięć w następujących po sobie płynnie frazach. Pianista nie unika ani żywiołowych porywów, ani elegijnych czy też wysublimowanych kameralnych brzmień. W kilku tylko momentach na początku utworu dźwięk wydaje się nieco suchy i niepewny; może to wina niedoskonałej techniki rejestracji dźwięku. A może pianista „docierał się” z akustyką sali? Wydaje się, że Sokołow wyzuł partię solową w tym koncercie z nadmiarowych, neoromantycznych gestów będących tak znamiennymi dla stylu Rachmaninowa.

W zachwycie nad tą niezwykłą pianistyką można nie zwrócić uwagi na bałagan metryczny, który pojawia się co jakiś czas w orkiestrze (zwłaszcza w finale koncertu daje on przykry efekt jakby ścigania pianisty, który ucieka instrumentalistom w morderczym tempie). Odpowiedzialny jest za to, przynajmniej częściowo, Yan Pascal Tortelier, prowadzący BBC Philharmonic Orchestra. Członkowie tego zespołu sprawdzili się natomiast w solowych wejściach, w które obfituje zwłaszcza część pierwsza stawiająca duże wymagania nie tylko soliście, ale także właśnie orkiestrze. Wartością dodaną jest to, że dźwięk tego legendarnego już wykonania na płycie Deutsche Grammophonu jest trochę lepszy niż w krążących po internecie pirackich kopiach.

Na płycie znalazł się też radykalnie odmienny „Koncert fortepianowy A-dur” Wolfganga Amadeusza Mozarta KV 488, zarejestrowany w Salzburgu w 2005 r. Pianiście towarzyszy Mahler Chamber Orchestra z Trevorem Pinnockiem za pulpitem. Także tu Sokołow zachwyca wyśmienitą techniką pianistyczną; urzekające są zwłaszcza wykonywane z lekkością tryle, a także subtelna gradacja dynamiczna. Frazy układają się w organiczną i spójną całość zmierzającą do radosnego zakończenia koncertu. Całość charakteryzuje się elegancją brzmienia i równowagą, w czym wielu chce widzieć istotę wyrazu koncertów fortepianowych Mozarta.

Ciekawostką dołączoną do albumu jest materiał filmowy autorstwa Nadii Żdanowej przedstawiający między innymi spektakularne zwycięstwo Sokołowa w konkursie Czajkowskiego w 1966 r., a także sięgający do dzieciństwa pianisty. Dodatkowo pojawiają się tu wiersze Inny Sokołowej (żony artysty). Wszystko składa się na obraz jednego z najwybitniejszych pianistów, którego publikowane komercyjnie nagrania będą na lata punktem odniesienia i szkołą interpretacji różnych, bardzo nieraz odległych od siebie stylów.

 

Bach, „Goldberg Variations”, Mahan Esfahani (Deutsche Grammophon 2016)

Źródło: Deutsche Grammophon

Kolejne nagranie Bachowskiego cyklu powiększy przebogatą dyskografię tego dzieła, po które równie często sięgają i pianiści, i klawesyniści, nie wspominając o transkrypcjach „Wariacji Goldbergowskich” BWV 988 na inne instrumenty. Z utworem tym wiążą się legendy i anegdoty, a także legendarne rejestracje. Tych szczególnie dla nas ważnych interpretacji utrwalonych na płytach dokonali: Rosalyn Tureck, Wilhelm Kempff i Tatiana Nikołajewa na fortepianie; Catrin Finch na harfie (DG 2009); a na klawesynie – Wanda Landowska, Scott Ross i Richard Egarr. Do tych ostatnich dołączy teraz także nagranie Mahana Esfahaniego z 2016 r. wydane przez Deutsche Grammophon.

Ten urodzony w 1984 r. w Teheranie instrumentalista zaczynał swoją edukację muzyczną od fortepianu, później studiował muzykologię na Uniwersytecie Stanforda, po czym poświęcił się grze na klawesynie. Początkowo uczył się u Petera Watchorna, a następnie u legendarnej czeskiej klawesynistki Zuzany Růžičkovej, której wkład w popularyzację repertuaru klawesynowego w ogóle oraz nowoczesne podejścia do gry na tym instrumencie trudno przecenić. Esfahani także stara się popularyzować klawesyn. Od debiutu w 2009 r. jego kariera rozwija się bardzo szybko i choć lista jego nagrań nie jest jeszcze zbyt długa, to znajdują się na niej dwie płyty dla wytwórni Hyperion poświęcone muzyce Carla Philippa Emanuela Bacha i Jeana-Philippe’a Rameau. Obie były ważnymi wydarzeniami fonograficznymi i spadł na nie deszcz pozytywnych recenzji i nagród. Stał się przez to Esfahani klawesynistą pierwszego obiegu i w 2014 r. związał się z Deutsche Grammophon. Jego pierwsza płyta dla tej wytwórni, „Time Present and Time Past”, zawierająca utwory Jana Sebastiana Bacha, Domenica Scarlattiego, Henryka Mikołaja Góreckiego i Steve’a Reicha, wzbudziła nasze zainteresowanie tym ponadprzeciętnie utalentowanym muzykiem. Kwestią czasu było nagranie przez niego „Wariacji Goldbergowskich”, po które sięgają niemal wszyscy klawesyniści chcący dowieść swoich umiejętności.

BWV 988 został przez Esfahaniego znakomicie rozplanowany pod względem kontinuum i następstwa kolejnych ogniw z uwzględnieniem barokowej zmienności opartej na kontraście bez strat w spójności motywicznej, na której Bachowskie dzieło bazuje. Umiejętności techniczne Esfahaniego pozwalają na bardzo precyzyjne uderzenia i bardzo klarowne prowadzenie głosów, co w przypadku instrumentu tak nadreaktywnego, jak klawesyn, i pozbawionego płynnej gradacji dynamicznej jest sporym osiągnięciem. Artysta świetnie znajduje się nawet w najbardziej skomplikowanej pod względem polifonicznym fakturze, z jaką mamy do czynienia w wariacjach III, VI, IX, XV czy XXI, wykorzystujących technikę kanonów, a także w fugach. Ponadto w pełni ujawnia bogactwo rytmiczne „Wariacji Goldbrgowskich” zarówno na przykład w szybkich przebiegach szesnastkowych w Wariacji V i XXIII i pulsacji w rytmach punktowanych np. w wariacji XVI. W wielu miejscach trafnie i precyzyjnie oddaje idiom taneczny utworów.

Nagranie zostało zrealizowane na klawesynie wykonanym przez Huwa Saundersa w 2013 r., kopii kopią dwumanułowego instrumentu z około 1710 r., którego budowniczym był Johann Heinrich Harraß z Großbreitenbach w Turyngii. Esfahani wykorzystuje możliwości tego instrumentu z maestrią i mało kojarzonym z barokiem umiarkowaniem, co w praktyce oznacza, że nie nadużywa rejestru lutniowego, a jego podejście do grania ozdobników jest bardzo klarowne. Mają one przede wszystkim ozdabiać, urozmaicać, a nie epatować pustotą i nadmiarowością. Esfahani nie potyka się o nie; mamy wrażenie, że są one zintegrowane z Bachowską strukturą melodii. Choć jego wykonanie Arii może budzić pewne zastrzeżenia, tudzież obiekcje purystów muzycznych przez może nazbyt oryginalne podejście do linii melodycznej i ozdobników właśnie. Faktycznie, można w połowie otwierającej cykl „Wariacji” Arii przerwać słuchanie i nigdy do niego nie wrócić, nam jednak wydało się ono w najwyższym stopniu frapujące.

Na pierwszej stronie utworu Bach napisał „Denen Liebhabern zur Gemüths-Ergetzung” (Dla znawców, gwoli pokrzepienia umysłu) i w rzeczy samej pod palcami Esfahaniego wariacje te są wspaniałą rozrywką. Choć nie brakuje im niezbędnej wirtuozerii, a miejscami bywają wręcz porywające z uwagi na brawurowe tempa i urozmaicone ozdobniki, to przede wszystkim stanowią jednak rozrywką intelektualną. Choć na pierwszy rzut oka płyta wygląda, jakby wykonawca więcej czasu spędzał w studiu fotograficznym na pozowaniu niż na muzykowaniu, nie należy dać się zwieść. Esfahani korzysta ze swojego wykształcenia w zakresie historii i muzykologii i sam pisze erudycyjne wstępy, których lekturę można polecić, podobnie jak wsłuchanie się w same nagrania, a na serię konterfektów artysty przymknąć oko jako na obowiązkowy element marketingu wielkich wytwórni płytowych naszej doby. „Wariacje Goldbergowskie” to nadal jedna z pierwszych płyt tego artysty, który – choć osiągnął już bardzo dużo – chyba nadal wiele ma przed sobą i mamy nadzieję, że jeszcze nie raz mile nas zaskoczy.

* Źródło ilustracji:  Deutsche Grammophon