Tocząca się od kilku już lat dyskusja na temat dziedzictwa powojennego modernizmu uzmysłowiła nam wagę, jaką czas odegrał w jej percepcji. Oto, gdy jeszcze na początku XXI w. dużo pisało się o modernistycznej schedzie po dawnym ustroju, dominowało przekonanie, że jest ona bezwartościowa i w zasadzie zasługuje tylko i wyłącznie na wyburzenie (głosy takie pojawiają się zresztą do dziś). Teraz jednak to, co jeszcze nie tak dawno temu kwalifikowało się do rozebrania, uznawane jest za jeden z ważniejszych nośników dawnej tradycji architektonicznej i chwalone za rozwiązania materiałowe, koncepcyjne itp. Czas zrobił swoje i pokazał, jak zmienia się perspektywa patrzenia na dawne realizacje.
Dziś, gdy bez mrugnięcia okiem patrzymy na rozbieranie stosunkowo młodych budynków lub słyszymy o planach, by w danym miejscu, zamiast dużego bloku z czasów słusznie minionych, stanął nowy, szklany wieżowiec, musimy pamiętać, że za jakiś czas podobne opinie mogą zacząć dotyczyć również jego. Gdy Pałac Kultury wzrastał nad nieodbudowaną jeszcze Warszawą, wyzwalał w części mieszkańców złość i niechęć, choć bywał też postrzegany jako symboliczne odbicie się od wojennej pożogi, która strawiła miasto. Dziś jego znaczenie zmieniło się o 180 stopni i jest odbierany jako jeden z najbardziej ikonicznych gmachów miasta. To samo spotkało pobliskie wieżowce Mariotta oraz Elektrimu, których ewentualne modernizacje odbierane są ze strachem. Wzbudzają go współczesne próby poprawiania architektury dawnych czasów, które powodują, że z krajobrazu miasta znikają na jakiś czas budynki takie jak Smyk lub Rotunda. Kiedyś były to wydarzenia, o których nikt nawet by nie pomyślał, dziś musimy się zastanowić, jak będziemy odbierać architekturę, która stanie na ich miejscu.
Budynki nie są wieczne. Jednak ich recepcja potrafi trwać dłużej niż niejedno pokolenie. Współcześnie doświadczamy wielkiego ożywienia inwestycyjnego w Warszawie, które powoduje, że w każdym prawie roku miasto rozrasta się o kolejne hektary osiedli mieszkaniowych, przestrzeni biurowych itd. To wszystko architektura, która w pewnym momencie odpowiednio się zestarzeje i będziemy musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej z nią począć. Już w tej chwili zaczyna się dyskusja dotycząca budynków postawionych w latach 90. (to debata w dużej mierze krytyczna wobec postmodernizmu w architekturze), wcale nie jest jednak przesądzone, że również ona nie znajdzie wkrótce zagorzałych zwolenników. Tak samo jak zmieniają się mody w projektowaniu, tak również mody w percepcji architektury są niestałe. Dzisiejsza moda na modernizm jeszcze dekadę temu wydawała się jakąś nieprawdopodobną ekstrawagancją. Czy możemy sobie wyobrazić, że za jakiś czas będziemy zachwycać się naszą rodzimą postmoderną, czy też opowiadać sobie legendy o rozebranych biurowcach z lat 90.? Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że współczesna, bezduszna architektura korporacyjna zyska obrońców, którzy uchronią ją przed kilofem?
Kiedy patrzę się na rzędy wieżowców wzrastających na warszawskiej Woli lub przechodzę przez alejki nowych galerii handlowych, bardzo często zastanawiam się, czy nadejdzie taki czas, kiedy właśnie te obiekty zaczną być chronione i powstanie moda na ich lubienie. Nie umiem sobie tego do końca wyobrazić, jednak od niszczenia ich oraz stawiania w ich miejscu „czegoś nowego” wolałbym, aby wznoszeniu takich budynków przyświecała większa odpowiedzialność. Architektura nie jest wieczna, lecz jej idee potrafią przetrwać pokolenia. To od nas zależy, jakie wartości będziemy chcieli pozostawić przyszłości. Czy tylko szklane wieżowce i galerie handlowe (tak popularne dziś)?
* Ikona wpisu: Christoff, Wikimedia Commons