Oświadczenia zostały wprowadzone przez rząd Leszka Millera na fali antykorupcyjnego wzmożenia w 2002 r. Założono, że samorząd jest obszarem szczególnie podatnym na korupcję, stąd obowiązkiem ujawnienia majątku objęto całość administracji na poziomie gmin, powiatów i województw. Zmiany były tak duże, że gdy wchodziły w życie, kolejną kadencję nazywano niekiedy „kadencją oświadczeń”.
Postanowiono, że zakres ujawnianych informacji będzie bardzo szeroki: obecnie dotyczy nie tylko środków pieniężnych, lecz także wysokości dochodów z pracy, posiadanych nieruchomości, ruchomości o wartości powyżej 10 tys. zł, udziałów, akcji, zobowiązań – również tych w ramach współwłasności małżeńskiej. Niezłożenie oświadczenia prowadzi w każdym przypadku do utraty mandatu lub stanowiska. Zgodnie z prawem deklaracje są obowiązkowo publikowane na stronach Biuletynu Informacji Publicznej, stąd każdy ma do nich dostęp. Podobne rozwiązania w innych krajach europejskich nie są regułą. Dla przykładu w Wielkiej Brytanii szczegółowe deklaracje są dostępne tylko dla służb antykorupcyjnych. We Francji z kolei obowiązek ich publikacji dotyczy tylko wybranych kluczowych stanowisk w administracji; wobec pozostałych powszechna dostępność jest możliwa tylko za zgodą zainteresowanego.
Na poziomie gmin, zwłaszcza mniejszych, ujawnienie szczegółowych informacji o majątku dziesiątek osób związanych z urzędem jest nie lada gratką dla lokalnych mediów. W maju co rok prasę i internet zalewają artykuły z sensacyjnymi nagłówkami w stylu „Ujawniamy: dotarliśmy do informacji, ile zarabiają radni”, jakby lokalni dziennikarze wyciągali na światło dzienne dokumenty skrywane przed światem. W takiej atmosferze informacje o majątku stają się nieraz przyczyną rozgrywek politycznych, nawet jeśli dane nie wskazują na żadne podejrzane interesy czy dochody.
Paradoksem jest zwłaszcza obowiązek publikacji dotyczący radnych. Zmiany antykorupcyjne były planowane, kiedy rola radnych gminnych była rzeczywiście decydująca (do 2002 r. właśnie radni wybierali gminny zarząd oraz burmistrza). Kilka miesięcy później dokonano jednak poważnych zmian w ustroju samorządu, a rola rad została ograniczona – stały się one de facto reprezentatywnym organem kontrolnym i doradczym. Przepisów antykorupcyjnych nie zmieniono. O ile wobec burmistrzów, starostów czy wysokich rangą urzędników publikacja oświadczeń nadal wydaje się uzasadniona (te osoby mają rzeczywiście jednostkowe kompetencje decyzyjne i są narażone na łapówki), to w przypadku armii niemal 47 tys. radnych jest to raczej przerost formy nad treścią.
Zastrzeżenia wzbudza też sam przedmiot deklaracji. Zgodnie z przepisami dotyczą one stanu posiadania na 31 grudnia poprzedniego roku. Nie rejestrują przepływu gotówki czy ewentualnych korzyści majątkowych w trakcie wcześniejszych 12 miesięcy. W rezultacie trudno znaleźć przypadek, by skandal korupcyjny w samorządzie ujawniono na podstawie analizy oświadczenia majątkowego. Pod kątem zabezpieczeń antykorupcyjnych dane zawarte w oświadczeniach mają nikłą wartość dowodową; wykazanie łapówki niemal zawsze wymaga drobiazgowego śledztwa odpowiednich służb.
Obowiązek ujawnienia majątku jest za to barierą, która zniechęca do udziału w samorządzie przedsiębiorców. Który właściciel firmy zechce pozwolić sobie na to, by wszyscy znali jego majątek, aktywa i długi? Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, zauważa, że „cała masa ludzi rezygnuje z działalności publicznej właśnie ze względu na negatywne strony wykonywania mandatu”. W rezultacie w samorządach próżno szukać przedsiębiorców; wg danych GUS największą grupę zawodową stanowią rolnicy, ogrodnicy czy nauczyciele.
Pomimo że przepisy, które miały zbudować zaufanie do samorządowców, obowiązują od kilkunastu lat, nadal są oni uznawani za jedną z najbardziej skorumpowanych grup zawodowych. Według badań przeprowadzonych w 2015 r. ponad połowa Polaków wciąż stawia samorządowców wśród najbardziej łapówkarskich środowisk, zaraz za m.in. lekarzami czy posłami. W tej sytuacji można zadać sobie pytanie, czy tak rygorystyczne prawo jest potrzebne. Ani nie stanowi odpowiedniego zabezpieczenia antykorupcyjnego, ani nie pomaga budować zaufania do administracji, za to zraża do niej wielu wartościowych działaczy. Jest tylko kolejnym przejawem naiwnej wiary w to, że przepisem ustawy można zagwarantować wszystko, włącznie z uczciwością i etycznym postępowaniem. Prawo działające w ten sposób nie działa wcale.
* Ikona wpisu: Gabriel Wilk, Wikimedia Commons