Biorąc do ręki książkę „Niechciana debata. Spór o książki Jana Tomasza Grossa”, pomyślałam: cóż nowego można powiedzieć na ten temat? O pracach Grossa, a zwłaszcza o „Sąsiadach”, historycy, socjologowie i politolodzy zapisali już setki stron. Od dawna wydaje nam się, że wiemy, kto jest „za”, a kto „przeciw” i dlaczego. Lektura wstępu wzmocniła moją podejrzliwość, bo autorka już na pierwszych stronach formułuje tezę, że wysoka temperatura dyskusji wynikała m.in. z niejasnego statusu Grossa: Polak, Żyd czy Amerykanin; historyk, socjolog czy publicysta? Punkt wyjścia nie był więc szczególnie zaskakujący, ale – jak mawia Charlie Brown, bohater komiksowych „Fistaszków” – it’s not how you start, it’s how you finish.
Analiza w czasach post-prawdy
Przebrnąwszy przez nieco przydługi rozdział teoretyczny, dotarłam do zasadniczej części książki. Okazała się ona solidną i metodologicznie spójną analizą dyskursu, który kształtował się w reakcji na publikacje „Sąsiadów” (2000), „Strachu” (2006 /2008) i „Złotych żniw” (2011). Są także soczyste odwołania do „pojedwabieńskich” filmów, jak „Pokłosie” (2012) i „Ida” (2013), oraz do aktualnych dyskusji, jak choćby do tej wokół przekształceń Muzeum II Wojny światowej. Mówiąc, że jest to praca „solidna” i „metodologiczne spójna”, nie uciekam się bynajmniej do zwyczajowych formułek z naukowych recenzji. Nowicka-Franczak zebrała prawie trzysta wypowiedzi z tzw. mediów głównego nurtu, czyli największych dzienników i tygodników, audycji radiowych i telewizyjnych.
Wychodząc od teorii dyskursu Michela Foucaulta (to znów nic zaskakującego) oraz koncepcji bycia „nie-na-miejscu” Edwarda Saida (co już oczywiste nie jest), autorka przeanalizowała swoje źródła słowo po słowie (a w wypadku audycji telewizyjnych także gest po geście), identyfikując stosowane w nich strategie retoryczne. Po latach zmagania się ze skutkami Grossowych publikacji część wniosków można było łatwo przewidzieć. Jednak intuicja to coś innego niż naukowo ugruntowane diagnozy. Empiryczny fundament opinii ma ogromne znaczenie w czasach post-prawdy i faktów alternatywnych. Książka zawiera ponadto wiele spostrzeżeń, które dotychczas umykały naszej uwadze. Nowicka-Franczak pokazała np. różnice między opiniami Adama Michnika o Grossie kierowanymi do polskiego i zagranicznego czytelnika. Adresując swoje słowa do międzynarodowych odbiorców, naczelny „Gazety Wyborczej” bardziej wspierał Grossa, porównując go z najwybitniejszymi światowymi intelektualistami, czego nie robił w polskich tekstach (s. 188, 194–195).
O wartości pracy świadczy też konsekwentne i równomierne sięganie do wypowiedzi „pro-Grossowych”, „anty-Grossowych” oraz ambiwalentnych, których jest bodaj najwięcej. Pamiętamy dziś głosy sprzyjające Grossowi (na przykład Joanny Tokarskiej-Bakir), pamiętamy opinie skrajnie wrogie (na przykład Piotra Gontarczyka), ale – przynajmniej początkowo – debata nie była tak spolaryzowana i układała się w pewne kontinuum. Z przykładów przytoczonych przez Nowicką-Franczak wynika, że Gross spotkał się w Polsce z większą krytyką niż aprobatą, a jego zwolennicy często formułowali zgodę w trybie: „tak, ale” (np. Paweł Machcewicz). Autorka pokazuje, że podział debatujących na dwa obozy jest uproszczony. W dyskursie wyłoniły się bowiem co najmniej cztery typy retoryk. Zarzuty formułowane wobec „Sąsiadów” Nowicka-Franczak przypisuje do kategorii: 1) „głosu samozwańczego historyka” i 2) „głosu nie-Polaka”, poparcie zaś do 3) „głosu interweniującego w Historię” lub 4) „głosu poruszyciela sumień”. Debaty wokół „Strachu” i „Złotych żniw” wprowadzały już tylko nieznaczne zmiany do powyższej typologizacji (s. 345).
W gazetach główna oś sporu przebiegała, rzez jasna, na linii „Gazeta Wyborcza” (za Grossem) – „Rzeczpospolita” (przeciw Grossowi), ale autorka wskazuje na kilka ciekawych pęknięć tego podziału, przełamując uproszczone wyobrażenia o krajobrazie medialnym w Polsce. Przypomina na przykład, że „Rzeczpospolita” przedrukowała wstęp Michnika do niemieckiego wydania „Sąsiadów” , a „Wyborcza” wiele razy zamieszczała opinie wobec Grossa krytyczne. Z największym oporem ze strony tzw. mediów lewicowo-liberalnych Gross spotkał się po publikacji artykułu dla Project Syndicate, przedrukowanego w dzienniku „Die Welt”, w którym twierdził, że Polacy zabili w czasie drugiej wojny światowej więcej Żydów niż Niemców. Sprawa ta pokazała, że „w obrachunkowym dyskursie też jest pewien punkt graniczny, którego przekroczenie powoduje, że samokrytyka przekształca się w samoobronę” (s. 386).
Debata, ale nie o historię
O ile pod koniec 2000 r., gdy rozpoczęła się debata o „Sąsiadach”, dyskutanci spierali się o to, kto i dlaczego zabił Żydów z Jedwabnego (wielu z nich od początku używało dyskredytującego języka i argumentów ad personam), o tyle z biegiem czasu na pierwszy plan wysunęły się sprawy tożsamościowe, nie zaś dyskusje o pogromach czy przywłaszczaniu żydowskiego mienia przez Polaków. Można to tłumaczyć faktem, że „Sąsiedzi” opisywali wydarzenie nowe dla szerokiej publiczności (ale nie dla wielu historyków), „Strach” i „Złote żniwa” odwoływały się zaś do znanych historii. W kolejnych odsłonach sporu opinia publiczna nie była już szczególnie zainteresowana historią, lecz tym, czy Gross jest Polakiem czy Żydem (mało kto dopuszczał myśl, że można być jednym i drugim), a jeśli jednak Żydem, to czy ma prawo oceniać Polaków. Do udziału w takiej dyskusji nie potrzeba wiedzy ani warsztatu naukowego. Niektórzy zresztą wprost deklarowali: „«Strachu» Grossa jeszcze nie czytałem, pomimo to nie boję się o tej książce pisać” (Jerzy Urban, s. 209).
Wbrew obiegowym opiniom spór nie mógł doprowadzić do przewartościowania polskiej pamięci zbiorowej, bo nie był sporem o fakty, które Gross opisuje, tylko o to, kim autor jest i czy ma prawo to robić. Wątpliwości co do przełomowego charakteru dyskusji wynikają też z nazwy debaty. W języku potocznym mówi się, że była to „debata o Jedwabnem”. Nowicka-Franczak zauważa w związku z tym: „zbrodnia zostaje symbolicznie zamknięta w konkretnym momencie czasowym, staje się pojedynczym punktem na mapie, a więc wydaje się incydentalna” (s. 161). Posługiwanie się synekdochami i elipsami sprawia, że zasadnicza kwestia, czyli historyczny fakt mordowania żydów przez Polaków, często pozostaje nienazwana wprost.
Zwłaszcza „anty-Grossowcy” obstawali przy wierze, że Polacy (niejako z natury) pewnych rzeczy nie robią: nie zabijają i – co istotniejsze – nie kalają własnego gniazda. Skoro więc Gross napisał to, co napisał, to albo nie jest Polakiem (czyli jest Żydem), albo to, co mówi o Polakach, nie może być prawdą. Dyskusje na temat jego tożsamości sprzyjały zarazem pomijaniu zasadniczego tematu, czyli polskiego antysemityzmu. Nowicka-Franczak pokazuje, że w pułapkę tę wpadali nawet najbardziej przychylni Grossowi badacze. Gdy po publikacji „Złotych żniw” wrócił temat tożsamości autora, Timothy Snyder bronił go, mówiąc: „Mówienie, że Jan Tomasz Gross jest Żydem, jest […] próbą uciekania przed własną historią poprzez marginalizację tego, kto próbuje zacząć dyskusję. […] Kluczowe pytanie brzmi: czy jego argumenty są dobre czy złe; interpretacje są dobre czy złe?”. W kolejnym zdaniu dodawał jednak: „Gross jest polskim inteligentem” (s. 288), akcentując – wbrew własnemu postulatowi – jego tożsamość.
Oskarżenia formułowane wobec wspólnoty narodowej okazują się bardziej nośnie niż zarzuty wobec innych grup, np. wobec klas społecznych. W „Niechcianej debacie” przytoczona jest telewizyjna wypowiedź Joanny Tokarskiej-Bakir: „Chłopi to taka dziwna warstwa społeczna, z którą nikt się nie identyfikuje, w związku z tym można na nich wszystko zwalać. […] Chłopstwo jest jedyną grupą, która została publicznie naznaczona za mordy na Żydach, które popełniały wszystkie warstwy w Polsce.” (s. 298). W „Sąsiadach” czytamy opis zbrodni, której dopuszczają się katoliccy, chłopscy, polscy mieszkańcy Jedwabnego, ale punktem zapalnym debaty okazuje się właśnie ich polskość. W ten sposób – na zasadzie pars pro toto – kontrowersja zostaje przeniesiona na poziom całej wspólnoty narodowej, a diagnoza dotycząca minionych wydarzeń przekładana jest na współczesne oceny moralne.
Konsekwencje debaty
Na początku lat dwutysięcznych, gdy polskie negocjacje akcesyjne z UE toczyły się pełną parą, rozrachunek z ciemnymi kartami własnej historii traktowany był jako świadectwo dojrzałości, wejściówka na Zachód. W 2000 r., czyli w tym samym czasie, w którym Gross opisywał mord na Żydach w Jedwabnem, Maria Janion mówiła: „Do Europy – tak, ale z naszymi umarłymi”. Charakteryzując ten typ dyskursu, Nowicka-Franczak pisze: „Ukrytym przekazem jest tu postulat dopasowania debat o przeszłości do zachodnioeuropejskich standardów racjonalnego dyskutowania w sferze publicznej – postulat zapewne słuszny [w innym miejscu autorka twierdzi też, że «życzeniowy»], ale przesłaniający istotę tego, o co się w Polsce spieramy” (s. 24). Okazuje się, że spieramy się raczej o teraźniejszość niż o przeszłość; o to, kim jesteśmy, a nie o to, kim byliśmy. Analiza pokazuje też, że „pluralizm pamięci” skazany jest w realiach polskiego dyskursu publicznego na porażkę, gdyż aktorzy sfery publicznej chcą na ogół, by przyznano im rację absolutną, odmawiając innym prawa do odmiennego zdania.
W „Niechcianej debacie” totalizacja dyskursu nie jest wyjaśniana „przeczuleniem” komentatorów na „antypolskie” argumenty. Nowicka-Franczak twierdzi, że „terapia szokowa” była intencją Grossa. Analizując język jego wypowiedzi, dochodzi do wniosku, że jego adwersarze dali się złapać w zastawioną przez niego pułapkę. Przy bliższym spojrzeniu okazuje się, że to Gross kontrolował przebieg debaty: formułując konfrontacyjne tezy, wprowadzał temat polskiego antysemityzmu do sfery publicznej, a publikując kolejne książki, wytyczał następne etapy dyskusji. Niejasny jest natomiast długotrwały rezultat tych działań. Nowicka-Franczak nie zajmuje się wprawdzie recepcją analizowanych debat, ale zestawia je z wynikami badań sondażowych. Wyłania się z nich obraz społeczeństwa, które ma trwałe i oporne na zmianę przekonania o historii polsko-żydowskiej; które woli wierzyć, że Polacy pomagali Żydom i szuka usprawiedliwień dla zachowań noszących znamiona zbrodni (s. 377). Choć dzięki Grossowi media podjęły problem polskiego antysemityzmu, to wielu odbiorców odrzuciło tę wiedzę.
Od kilku lat polscy badacze podejmują temat backlashu, czyli obronnego mechanizmu pamięci w kierunku przywrócenia jej poprzedniego kształtu. Zaowocowało to narracjami o polskim bohaterstwie i o pomocy Żydom (s.307). O ile udowodnienie wpływu książek Grossa na ogólne postawy Polaków jest trudne, to backlash w sferze publicznej można łatwo pokazać. Zwolennicy afirmatywnej polityki historycznej otwarcie twierdzą, że upamiętnianie Sprawiedliwych wśród Narodów świata jest reakcją na „antypolskie” narracje. Rodzi to oczywiście pytania, czy książki Grossa rzeczywiście przyczyniły się do przepracowania historii w Polsce, czy też na dłuższą metę doprowadziły do blokady dyskursu. Nowicka-Franczak podejmuje tę kwestię jedynie na marginesie, zauważa natomiast, że rozmowy o polskim antysemityzmie odbywają się dziś w coraz bardziej zamkniętych gronach. Sprowadzają się do „przekonywania już przekonanych, będąc symptomem szerszego rozpadu debaty publicznej na rodzaj «zabawy w podgrupach»” (s. 362).
Oprócz wielu wymienionych wyżej zalet książki trzeba też wskazać wadę. Otóż między rokiem 2000, gdy ukazali się „Sąsiedzi”, a rokiem 2012, gdy wygasała debata o „Złotych żniwach”, dokonała się ogromna zmiana medialna. Nowicka-Franczak koncentruje się na mediach głównego nurtu, czyli na prasie, radiu i telewizji. Tymczasem w 2012 r. medium głównego nurtu był raczej internet. Do dyskusji dołączali szeregowi internauci, przełamując monopol intelektualistów. Jest oczywiste, że włączenie tych wypowiedzi do analizy wymagałoby zmiany metodologii, ale konsekwentne pomijanie cyfryzacji debaty uważam za błąd, tym bardziej, że autorka deklaruje konieczność analizy dyspozytywu, czyli wyjścia „poza sferę czysto dyskursywną albo czysto instytucjonalną i włączenie w obręb refleksji szerokiego wachlarza technik władzy” (s. 63).
Pewien niedosyt pozostawia także analiza społecznej i politycznej roli historyków. Polskie debaty wokół książek Grossa – zwłaszcza wokół ich anglojęzycznych wydań – odsłoniły strach konserwatywnych elit politycznych przed krytyczną historiografią. Wielu polityków i publicystów uznaje, że pisanie o mordowaniu Żydów w Jedwabnem jest tym samym, co mówienie o „polskich obozach koncentracyjnych”. Między innymi w reakcji na „Sąsiadów” ukształtowała się konserwatywna polityka historyczna, polegająca na promocji bohaterstwa i ofiar dokonywanych przez Polaków oraz na przemilczaniu ciemnych kart własnej przeszłości. Rodzi to obawy dzielenia historii na tę lepszego i gorszego sortu.
Mimo że książkę Nowickiej-Franczak trudno czytać do poduszki, ponieważ autorka miejscami posługuje się dość zawiłym językiem, porzuca argumenty, by później do nich powrócić, jest to ważna pozycja. „Niechciana debata” pokazuje spory o publikacje Grossa na bogatym materiale empirycznym, w złożony i kompleksowy sposób. Autorka unika emocjonalnego tonu, aczkolwiek nie jest całkiem bezstronna. Między słowami można wyczytać, że jej sympatia leży po stronie historii krytycznej, rzeczowego rozliczenia z przeszłością. Mimo to wszystkim uczestnikom debaty z równą konsekwencją wytyka retoryczne uproszczenia i nadmierną etnizację dyskusji. Nowicka-Franczak zaciera czarno-biały obraz „pro-Grossowców” i „anty-Grossowców”, pokazując wiele odcieni szarości w debatach o jego książkach.
Książka:
Magdalena Nowicka-Franczak, „Niechciana debata. Spór o książki Jana Tomasza Grossa”, Wydawnictwo Sedno, Warszawa 2017.