Nareszcie są! Wyczekane, ukochane wakacje! Kto ma możliwość wyjazdu, przeszukuje zapewne zasoby internetu i przewodniki, żeby nie przegapić najciekawszych atrakcji. Zaopatruje się w mapy, rozmówki, informacje, planuje trasy wycieczek. Ale czy wyjeżdżając z dziećmi, pamięta, że punkt widzenia dorosłego nie zawsze odpowiada oczekiwaniom młodszych podróżników? Znam z autopsji przypadki ostentacyjnego okazywania znudzenia, a nawet strajków podczas rodzinnego zwiedzania. Martin Haake swoim kolorowym „Atlasem miast” podpowiada, jak pogodzić interesy turystów wszystkich grup wiekowych. Bo to jest możliwe!
Czego my, dorośli, oczekujemy od książkowego przewodnika? Opisów historii, architektury, map, konkretnych wskazówek komunikacyjnych, gastronomicznych, noclegowych… I słusznie – taka jest rola dorosłego, odpowiedzialnego opiekuna wycieczki. Ale przed wyjazdem naprawdę warto zbadać, co wyda się ciekawe także naszym młodszym współpodróżnikom. Żeby się nie nudzili, żeby nie zniechęcić ich do (wspólnych) wyjazdów, żeby nie zepsuć im wycieczki, ale też, żeby dzieci – znudzone – nie zepsuły jej nam. „Atlas miast” – wielkoformatowa książka kolorowo i zachęcająco prezentująca 30 światowych metropolii, niech będzie uzupełnieniem przygotowań do wyjazdu. Przejrzyjmy razem z dzieckiem te nietypowe mapy i sprawdźmy, co przyciąga jego uwagę, przy której atrakcji błyśnie mu oko i… dajmy szansę samym sobie: Martin Haake pokazuje, że miejsca ciekawe dla dzieci mogą i dorosłym przysporzyć sporo frajdy. A przy okazji urozmaicić wyjazd, który dzięki „Atlasowi” okaże się wyjątkowy.
Zachwyciła mnie już sama formuła książki – okładka i spis treści skomponowane z ilustracji znaczków pocztowych z całego świata, twarda oprawa, feeria kolorów. Duże, dwustronicowe „plany miast” nie są konwencjonalnymi mapami. Owszem, autor (berliński ilustrator) umieścił symboliczny rys sztandarowych markerów topograficznych (rzeki, góry, jeziora), a także fiszkę z najważniejszymi danymi dotyczącymi wybranych miast. Przede wszystkim skupił się jednak na zebraniu mniej lub bardziej oczywistych ciekawostek. Mamy więc zabytki znane wszystkim z lekcji geografii, historii, z telewizji, gazet itp. Są najważniejsze muzea, ale też i te nieznane, zaskakujące. Są place zabaw, wesołe miasteczka, ogrody zoologiczne, parki, pływalnie – miejsca, które pozwolą się dzieciom wybawić i wyszaleć. I które je bez wątpienia czegoś nauczą, zapadną w pamięć.
Dodatkowo autor subiektywnie wybiera dla każdego miasta jego symbol. Kilka sprytnie umieszcza na mapie – nierzadko trzeba się porządnie skoncentrować, żeby wszystkie odnaleźć. Dzięki temu czytelnik skrupulatnie przeczesuje całe miasto, skanując jego „mapę” w poszukiwaniu np. pięciu wiewiórek, które rozbiegły się po Warszawie albo żółtych taksówek krążących po Nowym Jorku, czy też kogucików fruwających po Lizbonie.
Poszukiwanie ukrytych skarbów, odgadywanie zagadek związanych ze zwiedzanym miastem, geocaching czy inne formy gier terenowych są znakomitą formą poznawania miejsc, gwarantują świetną zabawę i solidną dawkę nienudnej wiedzy. Można je tworzyć samemu, znaleźć w internecie lub w przewodnikach, a także w punktach informacji turystycznej wielu miast na świecie. Warto też prowadzić dziennik podróży, sporządzać własne pocztówki, gazetki, pamiętniki, mapki atrakcji, relacje z wyjazdu. I co najważniejsze – otworzyć się na sugestie i propozycje dzieci, być gotowym do kompromisu, mierzyć zamiary na siły tych najmłodszych. „Atlas miast” Martina Haake wydaje się bardzo w tym pomocny. Polecam z całego serca jako podróżująca mama, która nie raz już się sparzyła, podsuwając latoroślom gotowe recepty na „udany wyjazd” – wakacje są dla wszystkich i wszystkim należy się frajda!
Książka:
„Atlas miast”, Martin Haake, Georgia Cherry, tłumaczenie oraz teksty dotyczące Warszawy: Anna Garbal, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.