Szanowni Państwo!
Po niespełna dwóch latach rządów Prawa i Sprawiedliwości Polacy stali się… największymi optymistami w Europie. I to pod względem oceny stanu swoich finansów. Tzw. wskaźnik zadowolenia konsumentów (consumer confidence index) wyraźnie wzrósł i obecnie wynosi w Polsce 88 punktów, o siedem więcej od średniej dla pozostałych krajów europejskich.
Co kryje się za tymi liczbami? Jak czytamy w komunikacie autorów badania, „aż 50 proc. polskich konsumentów miało świetne bądź dobre nastawienie do finansów osobistych w 2017 r. Chęć zwiększenia wydatków na zakupy zadeklarowało 40 proc. respondentów, a dobre lub znakomite nastawienie do perspektyw na rynku pracy wyraziło aż 34 proc. konsumentów”. A to wszystko w czasie bodaj największej od ‘89 r. polaryzacji polskiej sceny politycznej i nieustannych konfliktów rządu z partnerami zagranicznymi! Wyniki tych badań sugerują, że – wbrew wielu prognozom – Polacy nie przywiązują do międzynarodowych i wewnętrznych turbulencji szczególnej wagi. To dobra wiadomość dla rządu.
Jeszcze lepszych wiadomości dostarczają wskaźniki płynące z gospodarki. Bezrobocie maleje do poziomów nienotowanych w III RP, przychody z podatków rosną, podobnie jak prognozy wzrostu PKB, a deficyt budżetowy po pięciu miesiącach właściwie nie istnieje. To wszystko po wprowadzeniu największego transferu socjalnego w historii III RP, czyli programu Rodzina 500+ oraz obniżeniu wieku emerytalnego. Jak to możliwe i, co ważniejsze, jak trwałe są obecne trendy?
„Na pewno ci, którzy uważali, że rząd PiS-u rozwali gospodarkę, mają problem. Wyniki gospodarcze są doskonałe, wyniki budżetu bardzo dobre”, przyznaje ekonomista Ignacy Morawski w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. „Rząd radzi sobie lepiej od oczekiwań, ale w tym obrazie gospodarki jest też wiele pęknięć i szarości”. Zdaniem Morawskiego obecnie budżet „spina się” jedynie dzięki dobrej koniunkturze, ale kiedy gospodarka zwolni – a trudno, by w ciągu kilku kolejnych lat udało nam się uniknąć wpadnięcia w dołek – rząd będzie musiał albo poważnie zwiększyć zadłużenie, albo poważnie zreformować strukturę wydatków publicznych. Bolesnych cięć nie da się uniknąć, także dlatego że, zdaniem Morawskiego, prognozy rządu na najbliższe lata są zbyt optymistyczne.
Ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego Joanna Tyrowicz idzie jeszcze dalej i polską gospodarkę porównuje do samochodu, w którym „właśnie spuściliśmy płyn hamulcowy i wyrzuciliśmy zbędny balast w postaci zapasowych kół, apteczki i poduszek powietrznych”. Nie oznacza to, że zaraz wpadniemy w przepaść, ale to wyłącznie dlatego, że warunki, w jakich się naszym samochodem poruszamy, są całkowicie poza naszą kontrolą. „Nie mamy żadnego wpływu na to, czy nasza gospodarka zaraz wejdzie w zakręt nad przepaścią, czy będzie jechała po drodze równej jak stół. Gdyby teraz był rok 2009, to szukalibyśmy miejsca na dnie gdzieś obok Estonii i Ukrainy”, przekonuje Tyrowicz.
Pojawia się więc pytanie o wykonalność kolejnych, wielkich projektów infrastrukturalnych zapowiadanych przez nowe władze.
Marzy się nowa Gdynia…
Śni się Centralny Okręg Przemysłowy na miarę XXI w…
A wiadomo tyle, że PiS duże pieniądze skieruje na plan rozwoju elektromobilności oraz przemysł stoczniowy. Kilkadziesiąt miliardów ma kosztować budowa Centralnego Portu Lotniczego, kolejne 23 – budowa Kolei Dużych Prędkości, o których znów zaczął wspominać minister infrastruktury, Andrzej Adamczyk. Czy to jest dobry sposób na rozwój gospodarki – wielkie inwestycje realizowane w krótkim terminie z inspiracji polityków?
Plan rozwoju elektromobilności – jedna z dźwigni polskiej gospodarki zapowiadanych w planie Morawieckiego – jak dotychczas „szwankuje na każdym poziomie i wygląda jak doskonała maszynka do marnowania publicznych pieniędzy”, przekonuje Łukasz Pawłowski z „Kultury Liberalnej”. W swoim tekście Pawłowski dowodzi, że plan budowy „narodowego samochodu elektrycznego” jest realizowany nieudolnie, a pieniądze na w teorii innowacyjne projekty trafiają do firm, które z motoryzacją nie mają nic wspólnego. Równie wielkim problemem jest brak odpowiedniej legislacji. Projekt ustawy o elektromobilności krytykują rozmaite resorty, a Ministerstwo Finansów – kierowane przez Mateusza Morawieckiego – nie wie, skąd wziąć pieniądze na realizację założeń ustawy!
Ogromne wątpliwości budzi także projekt budowy Centralnego Portu Lotniczego (CPL), którego koszt szacuje się na… 50 mld złotych. „To mrzonka. Biały słoń, jak to mówią Amerykanie, czyli projekt, który nikomu nie służy, a jest bardzo kosztowny”, twierdzi prof. Włodzimierz Rydzkowski z Katedry Polityki Transportowej Wydziału Ekonomicznego na Uniwersytecie Gdańskim. „Ten obiekt ma według założeń obsługiwać 50 mln pasażerów, podczas gdy dziś wszystkie porty lotnicze w Polsce – podkreślam: wszystkie! – obsługują ich 34 mln. To absurd”. Skąd więc pomysł na budowę CPL? Rydzkowski w rozmowie z Adamem Puchejdą przekonuje, że to wynik skutecznego lobbingu ze strony… LOT-u.
Dużo ciekawiej wygląda projekt budowy Kolei Dużych Prędkości na wzór francuskich TGV. „Kolej Dużych Prędkości pomoże w rozwoju największym polskim miastom, zwiększy obroty gospodarcze. Z naszych analiz wynika, że jest bardzo potrzebna”, przekonuje dr hab. Andrzej Szarata z Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Krakowskiej w rozmowie z Bartoszem Piłatem. Ale także ten problem wymaga rzetelnej analizy kosztów i korzyści, której do tej pory nie mamy. „Jak słyszę, że dwóch panów się spotkało i porozmawiało, a potem powiedzieli: budujmy, to się łapię za głowę”, mówi Szarata.
Niestety, wiele wskazuje na to, że planowanie oraz realizacja wielkich rządowych planów odbiega od standardów, jakie powinny spełniać. Jeśli ten stan rzeczy się utrzyma, polską gospodarkę czekają ogromne kłopoty, a po dzisiejszym optymizmie już wkrótce nie zostanie najmniejszy ślad.
Zapraszamy do lektury,
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Filip Rudnik, Jagoda Grondecka, Jakub Bodziony.
Korekta: Marta Bogucka, Dominika Kostecka, Kira Leśków, Ewa Nosarzewska, Anna Olmińska.
Ilustracje: Krzysztof Niemyski.