Współczesna okładka książki Iana Fleminga oraz jej starsza wersja autorstwa Johna Burninghama
Współczesna okładka książki Iana Fleminga oraz jej starsza wersja autorstwa Johna Burninghama

Ian Fleming znany jest głównie jako twórca serii powieści i opowiadań o Jamesie Bondzie. Poza historiami o najsławniejszym agencie brytyjskiego wywiadu jest on jednak autorem jeszcze jednej pozycji – opublikowanej w 1964 r. książki o magicznym samochodzie. Ciesząca się w Anglii wielką popularnością opowieść doczekała się wreszcie polskiego wydania i – w mojej opinii – powinna uradować wielu młodych czytelników.

Zainspirowany wyścigówką księcia Zborowskiego (skonstruowaną w 1920 r.) Fleming tworzył historię niezwykłego auta dla swojego syna Caspara (początkowo w formie opowieści na dobranoc). W 1961 r., kiedy autor zdrowiał po zawale serca, przyjaciel zasugerował mu, że opowieść o Bang Bang warto byłoby spisać i wydać.

„Bang Bang!” to opowieść urzekająca prostotą i wdziękiem klasycznej literatury dziecięcej. Mamy więc uroczą rodzinę Pottów – komandora Caractacusa, Mimsie i bliźniaki Jeremy’ego i Jemimę – mieszkających w lesie nad jeziorem. Tata na dodatek jest odkrywcą i wynalazcą. Honorarium za stworzenie gwiżdżących karmelków postanawia przeznaczyć na kupno rodzinnego samochodu. Poszukiwania wehikułu kończą się (jakżeby inaczej!) w garażu mechanika pasjonata, gdzie zakupiony zostaje przeznaczony na złom wrak wyścigówki, na której rejestracji widnieje napis „MAG I3 NY”. Nietrudno przewidzieć, że dzięki trosce Pottów (a głównie komandora) Bang Bang wróci do życia jako auto piękne i nadzwyczajne, choćby dlatego że niektóre usprawnienia pojawiają się bez udziału wynalazcy. Niezwykłe możliwości i zachowania (sic!) wyścigówki wyjdą na jaw przy okazji wycieczki na plażę, która zakończy się… w Paryżu.

fleming_il1

Jak w każdej historii dla dzieci, są tu wyzwania, którym należy dzielnie stawić czoła, są rezolutni bohaterowie i groteskowe czarne charaktery. Jest i oczekiwany happy end. Ale są także gangsterzy, eksplozje, porwanie i samochodowy pościg, jak na autora powieści szpiegowskich przystało.
Brzmi dobrze? To dodajmy jeszcze mnóstwo zgrabnie wplecionych w narrację interesujących ciekawostek (nie tylko o samochodach). Czym różni się śniadanie angielskie od francuskiego? Co to jest harfa eolska albo jak oszuści nazywają żelatynę wybuchową?

Zwróćmy uwagę na dynamiczny sposób snucia historii przez narratora – gawędziarza obdarzonego subtelnym poczuciem humoru i umiejętnością budowania napięcia.

A na deser zachwyćmy się doskonałymi ilustracjami Joego Bergera, stanowiącymi stylowe uzupełnienie opowieści, i mamy przepis na hit.

Szczególne wyrazy uznania należą się tłumaczce Katarzynie Szczepańskiej-Kowalczuk, dzięki której tekst ma przyjemny rytm opowieści do poduszki i doskonale nadaje się do głośnego czytania. Mam też wrażenie, że to autorce przekładu powinienem podziękować za możliwość znalezienia w lekturze staroświeckiego czaru książek Edith Nesbit czy Mary Norton; czaru, którego źródłem jest prostota i precyzja używania języka oraz szacunek dla czytelnika.

„Bang bang! Wystrzałowy samochód” jest pełną przygód opowieścią o wyścigówce, która odpłaca uczuciem rodzinie, która ją pokochała. Ale dla mnie była też podróżą sentymentalną do książek, które kochałem jako dziecko i które pozwalały wierzyć, że w starych przedmiotach uśpione są nieograniczone możliwości: drzwi do szafy to przejście do magicznej krainy, łóżko może stać się machiną do podróży w czasie i przestrzeni, a w starym zwiniętym dywanie znajduje się jajo gadającego feniksa. Wyścigówka państwa Pottów doskonale wpisuje się w ten szereg niezwykłych przedmiotów i mam nadzieję, że i w Polsce zdobędzie niekwestionowaną pozycję w kanonie ukochanych lektur dzieciństwa.

 

Książka:

Ian Fleming, „Bang Bang! Wystrzałowy samochód”, il. Joe Berger, tłum. Katarzyna Szczepańska-Kowalczuk, wyd. Znak, Kraków 2017.

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.