Do tej pory odbyło się pięć edycji festiwalu. Do niedawna uznawano go za elitarną rozrywkę miłośników warszawskiej architektury i zabytków. W tym roku FOM wystartował też jednak w Krakowie, a plotki głoszą, że niedługo dołączą inne miasta. Z imprezy niszowej zmienia się więc powoli w festiwal dla szerszej publiczności.
Co roku w ramach Festiwalu Otwartych Mieszkań publiczność ma dostęp do ukrytych zwykle mieszkań i pracowni, w tym zwłaszcza tych należących do twórców. Na plan pierwszy wychodzą wtedy prywatne przestrzenie mieszkańców. To część historii miasta, żywe świadectwo czasów i dowód zakorzenienia w danej kamienicy i dzielnicy. To szczególnie ważne w Warszawie, w której większość mieszkań została zniszczona podczas wojny lub splądrowana bądź przekształcona w czasach późniejszych. Gdy wchodzimy do mieszkań, dla których rok 1939 to całkiem świeża historia, czujemy się jakby w wehikule czasu. To niezwykłe doświadczenie, zasługujące na szczególną uwagę.
Tegoroczna edycja FOM-u jak zwykle cieszyła się sporą popularnością. Pod pewnymi względami była jednak szczególna. Publiczności udało się wstąpić do jednego z ciekawszych warszawskich wnętrz – domu Brukalskich na Żoliborzu. Obsypany nagrodami, wpisany do rejestru zabytków, eksperymentalny dom z końca lat 20. poprzedniego wieku, był tzw. dziełem totalnym. Brukalscy zaprojektowali w nim wszystko – od mebli aż po krój czcionki przy drzwiach wejściowych. Oprócz tej lokalizacji zwiedzający mogli podziwiać piękne mieszkanie córki prof. Zachwatowicza przy ulicy Lwowskiej, zobaczyć wnętrza willi Bohdana Pniewskiego, wejść do pracowni braci Łopieńskich przy ulicy Poznańskiej, a także zwiedzić wnętrza WFDiF-u na Chełmskiej, po której oprowadzał przewodnik.
Tym, co urzeka w inicjatywach takich jak Festiwal Otwartych Mieszkań, jest możliwość obcowania z kawałkiem naprawdę niezwykłej historii, która może stać się też inspiracją dla innych. Tegoroczna odsłona odbywała się równolegle z drugą edycją innej imprezy – Festiwalu Szarych Domów, który jest osobną, choć dość podobną w formie inicjatywą osób ze Spółdzielni Mieszkaniowej „Szare Domy” ze Starego Mokotowa. Mokotowski festiwal to cykl wydarzeń na terenie unikalnego podwórka pewnego wyjątkowego modernistycznego osiedla z przełomu lat 20. i 30 XX w. Wspaniała architektura, połączona z pięknym podwórzem, obficie zazielenionym, świetnie wzbogaciła tegoroczny FOM. Obecność mokotowskiej inicjatywy miała jednak osobne znaczenie – pokazywała, że chęć udostępniania przestrzeni na co dzień zamkniętych jest stale obecna u mieszkańców Warszawy. Nie pierwszy już raz mogliśmy się też przekonać, że wnętrza warszawskich podwórek potrafią skrywać niecodzienne skarby – zachowane od wojennych płomieni, zapomniane przez lata komuny. Dziś zyskują jeszcze większe znaczenie, a wzrost liczby podobnych inicjatyw może tylko cieszyć.
Wydaje się, że tego rodzaju festiwale to ważny głos w narracji na temat tożsamości Warszawy. Mieszkania i elementy, które pozostały w nich po zawirowaniach historii to jedyne elementy, dzięki którym dziś możemy w jakikolwiek sposób nawiązać łączność z przeszłością. To też jeden z możliwych kierunków rozwoju narracji na temat tożsamości Warszawy. Zauważany też przez instytucje, np. Muzeum Warszawy, które w swojej nowej odsłonie otworzyło wystawę składającą się z elementów wyposażenia warszawskich mieszkań z przełomu wieków. To właśnie z tych drobiazgów składa się dzisiejsza tożsamość Warszawy.
Fot. Tadeusz Rudzki. Kolejka do willi prof. Bohdana Pniewskiego – Festiwal Otwarte Mieszkania, rok 2014, Wikimedia Commons.