Jakub Bodziony: W czwartek w Sejmie została przegłosowana reforma Sądu Najwyższego. Jak pan ocenia proces legislacyjny, mający na celu reformę wymiaru sprawiedliwości?
Michał Laskowski: Moim zdaniem to nie jest normalny proces.
Dlaczego?
Dlatego, że toczy się w niesamowicie ekspresowym tempie i nikt nie jest w stanie rzetelnie zapoznać się z tym projektem ani zgłosić do niego przemyślanych uwag.
Skąd ten pośpiech?
Trudno mi to zrozumieć. Sąd Najwyższy nie wymaga natychmiastowej wymiany kadr w przeciągu kilku tygodni. Nawet gdyby potrzebna była radykalna zmiana, to powinno się ją przeprowadzić na przestrzeni kilku miesięcy, po wysłuchaniu ekspertów i uwzględnieniu wszystkich normalnych kroków w procesie legislacyjnym.
Ostrożność i rozwaga są szczególnie wskazane, bo to ustawa, która dotyczy zmian ustrojowych. Przebieg wczorajszej debaty i dzisiejsze głosowanie w Sejmie świadczą tylko o ogromnej determinacji do jak najszybszego zakończenia tego procesu, zgodnie z wolą projektodawców. Zlekceważona i pominięta zostaje cała debata, pozostałe argumenty, zastrzeżenia i uwagi. To jest brutalne starcie polityczne, które ma na celu uchwalenie swojego – bez projektu, w myśl zasady „tylko my mamy rację”.
Rząd twierdzi, że sanacja SN musi nastąpić niezwłocznie, co ma usprawiedliwiać taką formę procesu legislacyjnego.
To jest zupełnie niezrozumiałe. Stan SN jest taki sam, jaki był na początku kadencji obecnego rządu. Sąd pracuje i orzeka prawidłowo. Rozumiem, że można rozmawiać o reformie, ale to nie jest żaden dialog, tylko oskarżenia formułowane przez partie rządzącą o bliżej niesprecyzowane patologie, do których miałoby dochodzić w Sądzie Najwyższym. Nie ma tu żadnych konkretów.
Gdyby partii rządzącej udało się uchwalić ustawę o sądownictwie powszechnym, Krajowej Radzie Sądownictwa i o Sądzie Najwyższym, to czy pana zdaniem doszłoby do faktycznej zmiany Konstytucji?
Do zmiany Konstytucji by pewnie nie doszło, bo ona pozostałaby w obecnym kształcie…
Chodzi mi o rzeczywistość.
W rzeczywistości Konstytucja zostałaby zignorowana i doszłoby do zmiany ustroju. Powstałoby inne państwo niż to, które jest opisane w ustawie zasadniczej. System polityczny i prawny można zmieniać nawet radykalnie i na bardzo wielu płaszczyznach, ale trzeba do swoich pomysłów przekonać większość konstytucyjną. Obecnie takiej większości nie ma i obowiązkiem każdego polityka jest trzymanie się ram prawnie obowiązujących. Postępowanie obecnego rządu tworzy bardzo niebezpieczny precedens, ponieważ dopuszcza możliwość zmiany wizji państwa poprzez szereg ustaw, które ignorują porządek konstytucyjny. To rodzi trudny do przewidzenia chaos prawny i społeczny.
Postępowanie obecnego rządu tworzy bardzo niebezpieczny precedens, ponieważ dopuszcza możliwość zmiany wizji państwa poprzez szereg ustaw, które ignorują porządek konstytucyjny. | Michał Laskowski
Narzędzia i mechanizmy stworzone przez ten rząd mogą być w przyszłości wykorzystane przez inne obozy polityczne?
Będziemy mieli do czynienia z ciągiem tego typu wydarzeń. Ten rząd twierdzi, że Sąd Najwyższy czy obecni sędziowie SN są niemoralni i niepracowici. Dlatego trzeba ich wszystkich zwolnić, dokonać selekcji i zostawić tych, których my uważamy za odpowiednich.
Teraz załóżmy, że za dwa lata zmieni się rząd, który będzie musiał współpracować z sędziami powołanymi przez obecnie urzędującego prezydenta, ale użyje tego samego argumentu co obecna władza, oskarży sędziów o sprzyjanie poprzedniej władzy i nakaże całkowitą zmianę składu SN.
I tak będziemy co wybory wymieniać sędziów, którzy orzekają również w zwykłych sprawach karnych czy cywilnych. To doprowadzi do degeneracji wymiaru sprawiedliwości.
W jaki sposób upolitycznienie Sądu Najwyższego może wpłynąć na codzienne życie Polaków?
To jest sąd, który stoi na szczycie całej struktury sądownictwa. Sprawuje szczególny nadzór nad jednolitością orzecznictwa, więc w każdej, nawet najdrobniejszej sprawie, w najmniejszym sądzie w Polsce, w sprawie o wykroczenie orzeczenia SN są dla innych sędziów wskazówką, jak interpretować prawo, którego zapis nie zawsze jest jednoznaczny. Poprzez orzeczenia i uchwały wytycza się kierunki orzecznictwa pozostałych sądów.
Drugą kwestią jest to, że każda sprawa w określonych sytuacjach może trafić na wokandę Sądu Najwyższego. Nasz spór z sąsiadem o to, że ktoś sprzedał nam samochód z „przekręconym” licznikiem, czy nawet sprawa o wykroczenie. Zdarzają się sytuacje, w których sądy pierwszej czy drugiej instancji ignorują fakty, są niekompetentne lub kiedy po prostu nie zgadzamy się z wyrokiem. W tym wypadku ostateczną instytucją odwoławczą jest Sąd Najwyższy, do którego w naszym imieniu może zwrócić się również Rzecznik Praw Obywatelskich czy Prokurator Generalny.
Dodatkowo Sąd Najwyższy jest organem dyscyplinarnym wobec sędziów, do którego można składać również kasacje w sprawach dyscyplinarnych, dotyczących kilkunastu zawodów zaufania publicznego. Żaden inny sąd nie ma takiego kontekstu i skali porównawczej, ponieważ to do nas spływają sprawy z całego kraju.
Sąd Najwyższy w państwie sprawuje również funkcję publiczną, stwierdzając ostateczną ważność wyborów i to, czy zostały przeprowadzone w sposób prawidłowy, zgodnie z przepisami, rzetelnie i uczciwie. Wreszcie SN sprawdza finanse poszczególnych partii politycznych. W obu tych kwestiach kluczowy jest fakt bezstronności i apolityczności sędziów.
Czy po reformie, którą proponuje minister Ziobro, Sąd Najwyższy nie byłby w stanie wykonywać zadań, które pan wymienił?
Sąd Najwyższy dalej będzie je wykonywał, ale znaczenie ma tutaj bezprecedensowa i radykalna wymiana personalna realizowana zgodnie z polityczną linią ministra sprawiedliwości.
Warto zwrócić uwagę na wyeliminowanie jednego uprawnienia Sądu Najwyższego, który opiniuje wszystkie projekty aktów prawnych, które są związane z wymiarem sprawiedliwości. Sąd Najwyższy sporządza takie opinie i wysyła do Sejmu. Te opinie nie są wiążące, ale zawierają argumenty, które zazwyczaj były brane pod uwagę podczas procesu legislacyjnego. Można ich nie podzielać, można je odrzucić, ale trzeba się nad nimi zastanowić. Teraz obowiązuje rozumowanie, które zakłada, że skoro te opinie mogą rodzić jakiekolwiek komplikacje, to lepiej je w całości wyeliminować.
Całościowa reforma sądownictwa powszechnego pozwoli na przekazywanie części (lub wszystkich) kasacji wybranym sądom w kraju. Dotychczas była to wyłączna kompetencja Sądu Najwyższego, teraz będzie to personalny wybór szefa resortu sprawiedliwości.
Nowa ustawa nie wprowadzi żadnych usprawnień?
Poza całkowitą wymianą kadr i podporządkowaniem politycznym nic się nie zmieni, dlatego nie rozumiem, na czym miałoby polegać to rzekome uzdrowienie sądu. Nikt nie wykazał, że Sąd Najwyższy działa nieprawidłowo. Pracujemy sprawnie, na poziomie naszych europejskich odpowiedników. Tu chodzi tylko o usunięcie i powołanie swoich. Nie istnieje żadna reforma i żaden pozytywny program.
Autor ilustracji wykorzystanej jako ikona wpisu: Piotr Kieżun