Z odpowiadaniem na teksty Cezarego Michalskiego jest jak z reagowaniem na tyrady rozochoconego wujka na imieninach, który w pewnym momencie po prostu musi podzielić się z resztą gości swoją teorią wszechświata. Niby nie ma to większego sensu, bo ani goście specjalnie wuja nie słuchają, ani ów wuj wielkiego wpływu na świat nie wywiera, ani, wreszcie, nie ma on najmniejszej ochoty czegoś się o świecie dowiedzieć. Chce po prostu ogłosić, co mu się w głowie urodziło. Z drugiej jednak strony, jako że wujek opowiada o sprawach dla kraju zasadniczych, słuchać tych wszystkich wynurzeń z językiem za zębami jakoś nie wypada.
Te same diagnozy
„Czasami mam wrażenie, że te jego oracje go podniecają, raduje się, słuchając siebie. Problem z oratorami jest taki, że oni lubią słuchać samych siebie, a niekoniecznie innych”. To słowa Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie, nie o Michalskim to, a o Andrzeju Dudzie, ale i do publicysty „Newsweeka” pasują znakomicie. Publicystyka Michalskiego ma bowiem to do siebie, że choć z pozoru dotyczy polskiej polityki, to znacznie więcej niż o realnym świecie mówi o samym autorze. Ten zaś od co najmniej kilku bitych miesięcy pisze w zasadzie jeden tekst, choć publikuje go pod różnymi tytułami.
Michalski od co najmniej kilku bitych miesięcy pisze w zasadzie jeden tekst, choć publikuje go pod różnymi tytułami. | Łukasz Pawłowski
W ostatniej odsłonie zatytułowanej „Obudzić Polskę liberalną” [„Newsweek”, nr 38/2017] autor powraca do swojego ulubionego zajęcia, czyli poszukiwania winnych tego, że PiS zdobył władzę i że z Polską jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Jak do tego doszło?
Po pierwsze, diagnoza – opozycja jest słaba, ponieważ się nie jednoczy. Po drugie, recepta – wszyscy powinniśmy ustawić się w szeregu za wskazanymi przez Michalskiego przywódcami ruchu anty-PiS-owskiego. W najnowszym odcinku są to Leszek Balcerowicz, Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk i Adam Michnik.
Dlaczego akurat ci czterej panowie, a nie dajmy na to Bronisław Komorowski, Aleksander Kwaśniewski, Włodzimierz Cimoszewicz czy Ludwik Dorn? Teoretycznie chodzi o zasługi historyczne. Jednak dlaczego akurat tu i teraz, w 2017 r., taka właśnie konstelacja polityczna miałaby powstać, rozwiązać dylematy konkurujących ze sobą partii politycznych i odebrać PiS-owi poparcie? Nie bardzo wiadomo, poza tym, że tako rzecze publicysta.
I żeby było jasne – nie jest moim celem kwestionowanie dorobku tych osób, ich doświadczenia czy wiedzy. Przy całym szacunku, nie są to jednak nazwiska zdolne skupić wokół siebie 6–7 mln głosów potrzebnych do zdecydowanego wygrania wyborów. Domyślam się, że na ten zarzut Michalski odpowiedziałby, kierując nas do swojego pierwszego postulatu, czyli mitycznego zjednoczenia opozycji, po którym to stanie się światłość, a 40 proc. Polaków deklarujących chęć głosowania na PiS puknie się w czoło i zadzwoni do CBOS-u z informacją, że właśnie zmienili zdanie.
Ci sami winni
Do nawrócenia Narodu mogłoby zatem dojść już dziś, lecz niestety – jak z żalem informuje autor „Newsweeka” – nie dojdzie. Nie pozwalają na nie bowiem ciemne siły, które to z powodu moralnego zepsucia czy zwykłej głupoty stoją na drodze lepszego jutra. W ten sposób dochodzimy do trzeciego, stałego punktu w publicystyce Michalskiego, czyli poszukiwania winnych. Winni, dodajmy, również są zawsze ci sami.
Przede wszystkim to Partia Razem, której grzech pierworodny polega na tym, że w ogóle powstała i śmiała przedstawić wyborcom swój program. I choć od wyborów minęły dwa lata, Razem to nadal dla Michalskiego główny chłopiec do bicia. Tym samym partia z poparciem na poziomie 2–3 proc. ma w narracji publicysty wpływy podobne do tych, jakimi cieszy się George Soros w opowieściach PiS-u. Liberałom do Razem daleko, ale naprawdę budzi nasze osłupienie, że gdziekolwiek dzieje się coś złego, tam nasz autor widzi fioletowe paluchy razemowców. Obecnie informuje, że rękami „[Grzegorza] Sroczyńskiego, [Stanisława] Skarżyńskiego i reszty […] młodzieżówki «Gazety Wyborczej»” proponują ludziom… „banał symetryzmu”.
Niezorientowanym wyjaśniam, iż „banał symetryzmu” polega na stwierdzeniu, że PO nie zawsze działała świetnie, w 2015 r. PiS dobrze wyczuło nastroje społeczne, a bieżąca opozycja niespecjalnie ma coś ciekawego do powiedzenia. Kłopot z diagnozą Michalskiego polega na tym, że to przekonanie podzielają ludzie, którzy na PiS nie głosowali i głosować nie mają zamiaru. Czyli nie tylko opętane „razemki”, ale i np. Barbara Nowacka, różni aktywiści, jak organizator lipcowego protestu no logo Bartosz Mindewicz, rozmaici publicyści od prawa do lewa, a nawet… czołowi politycy Platformy!
I tak Rafał Trzaskowski przyznał ostatnio w rozmowie z radiem RMF, że „PiS nawiązał kontakt z olbrzymią częścią społeczeństwa, która czuła się odrzucona przez zmiany i nie czuła się beneficjentami transformacji w Polsce”. Mało tego, uznał, że PiS „podjął sensowne decyzje”, bo „gdyby nie podejmował sensownych decyzji, jeżeli chodzi choćby o wyciąganie ludzi z biedy, to nie miałby takich wyników”.
Czy i Trzaskowski uległ zaczadzeniu propagandą „symetrystów”? Jeśli tak, to wirus podłapał zapewne od Jacka Żakowskiego, który na łamach „Gazety Wyborczej” opublikował długi tekst, w którym twierdził, że – uwaga – PiS nie ma dziś godnego przeciwnika i „w symetrystach nadzieja”, a w innym wzywał „antysymetrystów”, by „uwierzyli w demokrację”. „Żadna partia polityczna, która powie, że jej programem jest wyłącznie odsunięcie PiS-u od władzy, wyborów nie wygra” – to z kolei słowa Aleksandra Kwaśniewskiego, który w rozmowie z „Kulturą Liberalną” również wytykał głównej partii opozycyjnej brak wizji programowej.
Ale ani do Kwaśniewskiego, ani do Trzaskowskiego czy innych posłów PO, ani do Żakowskiego nie znajdziemy w tekście Michalskiego żadnych odniesień, bo wtedy jego zgrabna teza o młodych ogłupiałych musiałaby trafić do śmietnika.
Z tymi młodymi i młodzieżówkami to swoją drogą zabawna sprawa, która również pokazuje, że w świecie Michalskiego rzeczywistość ma znaczenie drugorzędne. Nie chcę nikomu wypominać wieku, ale piętnowany przez autora Grzegorz Sroczyński ma lat 43 – jest więc o 3 lata starszy od prezydenta Francji – a Stanisław Skarżyński 33, czyli jest w wieku jezusowym, co, jak na mój gust, również do młodzieży go nie kwalifikuje. Darujmy sobie jednak złośliwości – „młodość”, w opozycji do „dojrzałości”, to jak wiadomo stan umysłu. W tym wypadku stan umysłu publicysty „Newsweeka”.
Nie wiem, w jakiej galaktyce żyje Michalski, ale w tej naszej Platforma spada w sondażach nie dlatego, że Adrian Zandberg dwa lata temu dobrze wypadł w debacie telewizyjnej. | Łukasz Pawłowski
Ta sama nadzieja
Obok Sroczyńskiego, młodzieży i Partii Razem w tekstach Michalskiego dostaje się regularnie i „Kulturze Liberalnej”. Za co tym razem? Zostaliśmy skrytykowani za brak adekwatnego wsparcia dla „liberalnych” partii opozycyjnych. Autor najwyraźniej definiuje wsparcie środowisk intelektualnych jako bezwzględne przytakiwanie wszystkiemu, co partie opozycyjne robią, niezależnie od sensowności i – co ważniejsze – skuteczności tych działań. Wszystko w imię – rzekomo – szybkiego odsunięcia PiS-u od władzy.
Nie wiem, w jakiej galaktyce żyje Michalski, ale w tej naszej Platforma leci w sondażach nie dlatego, że Adrian Zandberg dwa lata temu dobrze wypadł w debacie telewizyjnej, „Kultura Liberalna” opublikowała wywiad z kimś, kto krytycznie ocenił Grzegorza Schetynę, a Grzegorz Sroczyński i Rafał Woś po raz kolejny powiedzieli, że biedni w Polacy zasługują na troskę. Czy Michalskiemu naprawdę nie przychodzi na myśl inny scenariusz?
Może PO spada poparcie, bo partia nie kreuje nowych, wyrazistych osobowości, które potrafiłyby merytorycznie wygrać debaty z aroganckimi politykami PiS-u? A może opozycja nie potrafi zaproponować potencjalnym wyborcom swojej interpretacji rzeczywistości? A może trzeba się bardziej, a nie mniej, postarać?
Były doradca Platformy i specjalista od wizerunku politycznego, Michał Nowosielski, nazywa tę brakującą PO narrację big idea, czyli „takim zestawem myśli i zasad, którymi jako partia powinni się kierować”. Z tego pomysłu na siebie powinien wynikać stosunek ugrupowania do bieżących wydarzeń, w tym wpadek rządu, których przecież przez dwa lata nie brakowało – od Caracali, przez wycinkę Puszczy, wypadki samochodowe BOR-u, a nawet nieudolną odpowiedź na skutki sierpniowej nawałnicy. Żadnej z tych politycznych bomb nie udało się odpalić, ponieważ czołowi politycy partii opozycyjnych wciąż nie odpowiedzieli nam, wyborcom – a może i samym sobie – na pytanie, po co w 2017 r. tak naprawdę w tej polityce są i jak wyobrażają sobie przyszłość po rządach PiS-u?
Z tych wszystkich przyczyn choćby dziś Grzegorz Sroczyński i Rafał Woś padli w ramiona Leszka Balcerowicza, Adrian Zandberg w worku pokutnym stanął przed siedzibą SLD, a redakcja „Kultury Liberalnej” oddała hołd lenny „Newsweekowi”, to PO razem z Nowoczesną i tak będą z PiS-em przegrywać w sondażach. Czuję się zażenowany, kiedy muszę tłumaczyć takie banały publicyście z 30-letnim stażem.
*/ Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Max Skorwider