Kultura Liberalna: Czy Babiš to, jak często się pisze, „czeski Trump”?

Kacper Szulecki: Skojarzenie z Trumpem jest bardzo na miejscu, bo Babiš jest multimilionerem, który mocno „wkupił się” w politykę, a w dodatku ma cięty język i jest przeciwnikiem imigracji. Tu jednak podobieństwa się kończą. Porównywano go też z Silvio Berlusconim, „Foreign Policy” ukuło nawet zbitkę „Babisconi”, dlatego że ważną rolę w majątku słowackiego miliardera odgrywają media. Babiš to trochę mieszanka Trumpa, senatora Stokłosy, Leszka Millera i Donalda Tuska. Jest w pewnym sensie wschodnioeuropejskim oligarchą, ale też politycznym pragmatykiem. Porównuję go do Tuska z czasów, gdy ogłosił się socjaldemokratą i zarzucano mu postpolityczne zarządzanie państwem na postawie sondaży opinii publicznej, bo Babiš tak naprawdę nie ma żadnego programu, ma za to świetne wyczucie tego, jak odczytywać wskaźniki poparcia i opinie społeczne. Porównuję go też ze Stokłosą, bo jako biznesmen-polityk jest bardzo szemranym typem – Jakub Patočka z Zuzaną Vlasatą napisali o nim książkę pt. „Żółty Baron”. Próbują w niej odpowiedzieć na pytanie, jak Babiš prowadzi swoje firmy i jak chciałby zarządzać państwem. Jak łatwo się domyślić, Babiš myśli o państwie jak o firmie, w czym znów przypomina zresztą Trumpa. Wielu rozmówców bało się mówić o Babišu i jego nie zawsze przejrzystych interesach – warto nadmienić, że jest oskarżony o defraudację 2 mln euro dotacji z UE. Ten zarzut postawiono mu niedługo przed wyborami i z jego powodu większość czeskich partii politycznych, włączając w to nacjonalistów z partii Tomia Okamury, przekreśla możliwość koalicji z ANO, jeśli Babiš miałby być premierem czy ministrem nowego rządu. Wygląda jednak na to, że czeska polityka osiągnęła już taki stan, w którym tego typu sensacje nie wpływają na wizerunek polityków, jeśli ci umieją nim zarządzać. Co ciekawe, choć książka Patočki i Vlasatej rozeszła się na pniu, a wokół defraudacji wybuchł polityczny skandal, nie zaszkodziło to Babišowi na tyle, by przegrał wybory. Przeciwnie, wygrał je w cuglach, także dlatego, że nie ma na czeskiej scenie politycznej poważnej konkurencji.

Co oznacza sformułowanie „czeski populizm”?

W przypadku Babiša oznacza to takie zarządzanie poważnymi konfliktami, by zawsze mówić to, co statystyczny Jan Procházka chce usłyszeć. Od nacjonalistów bierzesz ksenofobię, od komunistów treści socjalne, od ODS nastawienie probiznesowe – i lepisz z tego coś bezkształtnego, za to przełykalnego dla jednej trzeciej wyborców. Podobnie jak w Polsce, to nie Babiš jest tak mocny, tylko konkurencja tak słaba – rozdrobnienie partyjne jest ogromne, obawiano się, że jeśli kilka partii, zwłaszcza centroprawicowych, dociuła tylko 4,8–4,9 proc. głosów przy 5-procentowym progu, to Babisz może swoimi 30 proc. dostać w prezencie większość jednopartyjną, jak PiS. Tak się na szczęście nie stało. Teraz czeka nas być może nawet kilka tygodni politycznej przepychanki, bo z 78 mandatami w dwustuosobowej izbie niższej ANO nie może rządzić samo, a do koalicji z nimi nikt się nie pali. Problemu nie widzi chyba tylko Komunistyczna Partia Czech i Moraw, ale ich 15 mandatów nie daje większości, a dla Babiša to wizerunkowe samobójstwo. Sam odmówił możliwości koalicji z prawicową i lewicową ekstremą, a w centrum nikt nie jest zainteresowany. Jeśli nic się nie zmieni i pat się przedłuży, nowe wybory mogą okazać się potrzebne jeszcze w tym roku.

Czy PiS może liczyć na sojusznika w Pradze?

Absolutnie nie. Babiš jest w gruncie rzeczy prounijny, mówi, że jest anty-, bo tego chce jego elektorat i większość Czechów. Jako Słowak rządzący Czechami – Polski nie lubi. Atakował Polskę w sprawach importu żywności, nie do przełknięcia są dla niego także polskie sny o regionalnej potędze i byciu primus inter pares w Europie Środkowej. Międzymorze czy Trójmorze to dla polityka takiego jak Babiš śmieszne mrzonki. Na ewentualnej koalicji z Polską niczego nie zyskuje, może za to dużo stracić. Babiš jako premier to ostateczny koniec Grupy Wyszehradzkiej rozumianej jako poważny sojusz polityczny. Natychmiast po wyborach zasygnalizował, że partnerem dla niego jest Wiedeń, Bałkany, budowanie pragmatycznych koalicji wokół konkretnych spraw. Poza tym Babiš jest raczej postkomunistą niż narodowym konserwatystą, dlatego też na początku porównałem go do Leszka Millera, tego z czasów Samoobrony. Jest oskarżany o współpracę z czeską bezpieką, StB, a wśród jego współpracowników jest wielu byłych „estebaków”. Jego populizm jest do bólu wyrachowany, a antyimigrancka retoryka nie bierze się z ideologii.

*/ Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Jiří Sedláček [CC BY-SA 4.0]; Źródło: Wikimedia Commons