Ja też #MeToo. I nie raz. Opiszę ten ostatni, nie, przedostatni. W końcu personal is political.
Incydent jakich wiele
Pewnego pięknego wrześniowego dnia, koło południa, odprowadziłam rower do serwisu i szłam na tramwaj. Kraków, róg Bronowickiej i Głowackiego. Stoję na pasach tuż przed przystankiem. Niewiele przechodniów. Po drugiej stronie ulicy tylko jedna czy dwie osoby. Zapala się zielone światło, przechodzę przez ulicę, już prawie dochodzę do przystanku, gdy wtem słyszę za plecami głos: „ładne pończoszki”. Cichy głos zupełnie niewidzialnego mężczyzny, którego nie zauważyłam nawet, jak mnie mijał. O kurczę, mam oczko! – pomyślałam w pierwszym odruchu.
Zaskoczona i zawstydzona jednocześnie nie odważyłam się odwrócić i przyspieszyłam kroku, by czym prędzej dojść do przystanku i oddalić się od pana komplemenciarza. Oglądam nogi, nie ma oczka. I skąd wiedział, że mam pończochy, a nie rajstopy?! Miały kolor cielisty, nie było widać, że w ogóle mam coś na nogach. Ciemna zgrzebna sukienka za kolana, gruby wełniany sweter i adidasy raczej trudno nazwać prowokującym ubiorem. Moja uroda też nienachalna, raczej uwagi przechodniów nie przyciąga ani nie rozprasza. Odruchowo zaczęłam szukać przyczyny pończoszkowego „komplementu” w sobie. Czy coś jest ze mną lub moim strojem nie tak, że przypadkowo pan mijany na ulicy poczuł, że może zwrócić swoją obleśną uwagę na mój strój? W końcu tak jesteśmy uczone, że skoro pan coś powiedział czy zrobił, to widocznie dałam mu jakiś powód obiektywny i racjonalny – oczko, strój niewłaściwy, wygląd prowokujący itp. I dlaczego tak bardzo mnie to zawstydziło, że aż bałam się odwrócić i chciałam szybko uciec?
Na dodatek użył zdrobnienia od słowa „pończochy”, elementu damskiej garderoby mającego jednoznacznie erotyczne konotacje (chyba wszyscy zgodzimy się, że rajstopki pończoszkom nierówne). Elementu zupełnie niewidocznego.
Nieznajomy pan na ulicy komentujący niewidoczny element mojej garderoby i używający zdrobnienia, czym w zasadzie zrównał to słowo z „majteczkami” i „cycuszkami”. Gdyby zwrócił uwagę na buty (kolorowe), sweter (piękny islandzki), czy nawet sukienkę, nie byłoby sprawy. Ale „pończoszki”?
Test rozsądnej ofiary
Sytuacja w sumie banalna. Może to nic, może ja się czepiam, przewrażliwiona jestem i z igły robię widły. Wiadomo, „ładne pończoszki” to nie chwytanie za udo, pupę czy piersi, to nie składanie propozycji seksualnych czy wulgarne, seksistowskie dowcipasy ani nawet komentowanie rozmiaru biustu itp. Dyskomfort mojej sytuacji był wręcz żaden w porównaniu z innymi sytuacjami, których już doświadczyłam albo doświadczyły moje przyjaciółki i znajome. Był niczym w porównaniu z pytaniem kolegi, którego ledwo wtedy znałam, czy twardnieją mi sutki na jakiś widok, a którego od tamtego czasu nazywam „Krzysiu Oblech Twarde Suto”. Mimo to teraz też poczułam się źle.
Ale przecież sam czynnik subiektywny nie wystarcza. Niepewna swojej mimowolnej reakcji – zażenowania, wstydu, spłoszenia i szukania swojej winy w tej sytuacji – postanowiłam przeprowadzić typowy w takich sprawach „test rozsądnej ofiary”, czyli ustalić, czy taka sytuacja również w oczach innych byłaby podobnie odebrana. Skonfrontowałam z tą opowieścią aż pięć moich przyjaciółek i cztery z nich zgodziły się, że czułyby się równie zażenowane i zawstydzone. Uwaga tego anonimowego pana, na pozór miła, była zwyczajnie obleśna.
Nie będę chodziła z tego powodu na terapię ani leczyła traumy – wiadomo. Ale to było obleśne. Poczułam się niekomfortowo i nie rozumiem, dlaczego ten raczej starszy pan uznał, że może coś takiego powiedzieć obcej kobiecie na ulicy.
Męskie reakcje na #MeToo
Wciąż rozbrzmiewają echa akcji #MeToo. Kobiety znane i te zwykłe, nieznane, dzielą się tym, że każdą coś spotkało. A męska reakcja w internetach okazała się niestety boleśnie do przewidzenia. Wielu mężczyzn zareagowało na wyznania kobiet o doświadczeniu molestowania zwykłą agresją i bluzgami.
Niestety mało którego mężczyznę stać na szczery rachunek sumienia, jak działacza partii Razem Mateusza Trzeciaka, który w swoim poście na FB napisał, że teraz dopiero widzi, ile – przez niego samego – kobiet może napisać #MeToo. Małe rzeczy i drobne sytuacje życia codziennego. Nic naprawdę złego nigdy nie zrobił, żadnych granic nie przekroczył, po prostu zachowywał się jak normalny facet, który czasem czegoś chce i ewentualnie obraża się, gdy tego nie dostaje.
Według francuskich badań 3 na 4 kobiety nie odróżniają uwodzenia od molestowania. I może właśnie to jest sedno problemu. Męski przywilej seksualny, przekonanie, że faceci mają zawsze prawo do seksu, obejmuje całą gamę społecznych zachowań, powszechnie przez nas akceptowanych, wręcz uchodzących za romantyczne czy „męskie”, czyli pożądane i wartościowane pozytywnie. Zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn. Z tym, że przez kobiety już trochę mniej.
Normalność według mężczyzn
Problem molestowania seksualnego we współczesnej formie pojawił się, gdy kobiety masowo wkroczyły do sfery publicznej i na rynek pracy. Jak napisała Carol Pateman w „Kontrakcie płci”: „Zachowania nazywane obecnie «molestowaniem seksualnym» pomagają w utrzymaniu męskiej patriarchalnej władzy w świecie publicznym. W miejscu pracy kobiety są często narażone na powtarzające się, niepożądane propozycje seksualne, a seksualna dostępność staje się warunkiem awansu lub dalszego zatrudnienia. […] Seksualna dominacja stanowi element struktury podporządkowania w miejscu pracy”. W wielu środowiskach, rozmowy o seksie i dowcipy są czymś więcej niż okazją do żartu, stają się językiem narzucania dyscypliny. Nie dziwi zatem, że 75 proc. kobiet w Stanach Zjednoczonych, które doświadczyły molestowania w pracy i odważyły się o tym mówić, doświadczyło też odwetu.
Ostra i histeryczna reakcja wielu mężczyzn obserwowana w Polsce, począwszy od prostego negowania, po wyśmiewanie, kpiny, bagatelizowanie i wreszcie atakowanie samych kobiet, wynika po prostu z nieumiejętności zrozumienia, że niektóre zachowania, które mężczyźni uważają za normalne i naturalne, które nasilają się, gdy pojawia się hierarchiczny układ i mężczyzna ma władzę, normalne i naturalne nie są. Że my, kobiety, tego nie lubimy, nawet jeśli udajemy i wmawiamy sobie z bezradności, że nam to nie przeszkadza. Nie lubimy tego, bo to dla nas nie tylko uciążliwe czy niezręczne, ale najczęściej i przede wszystkim – upokarzające.
Tak więc w 2017 r. w Stanach Zjednoczonych za molestowanie seksualne hollywoodzki producent i zdobywca Oscara jest skazywany na ostracyzm, żona od niego odchodzi, traci pozycję społeczną i pracę. W Szwecji dziennikarze, nawet ci o feministycznych poglądach wylatują z pracy, a w Polsce mężczyźni dostają histerii i reagują agresją. A mówi się, że to kobiety są emocjonalnie niezrównoważone i nie można z nimi rozmawiać racjonalnie.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Pixabay.com