Nagrodzony za reżyserię na tegorocznym festiwalu w Berlinie film Akiego Kaurismäkiego zaprasza nas do świata, do którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić: to krajobraz postaci doświadczonych, czy wręcz przemielonych przez los. Tym razem mierzą się z jednym z największych wyzwań współczesnej Europy – kryzysem migracyjnym. Czy jednak rozwijaną przez Kaurismäkiego opowieść o ukrytych pokładach solidarności wobec uchodźców można uznać za realistyczną?

Krajobraz po przejściach

Przestrzeń, w której rozgrywa się akcja „Po tamtej stronie”, wydaje się swojska. To niewielkie fińskie bary, pełne muzyków nieścigających się z marzeniem o światowej sławie oraz ich przykurzonych słuchaczy. Ta swoista poezja codzienności mogłaby przywodzić skojarzenie chociażby z „Patersonem” Jima Jarmuscha, tutaj jednak zdecydowanie odbiega od transcendentalnych uniesień – lokalność buduje raczej poczucie oswojenia z troskami, które odcisnęły się na twarzach gamy ulubionych, powracających tu aktorów Kaurismäkiego. Na swój sposób „Po tamtej stronie” zdaje się powtórką z historii, którą Kaurismäki opowiadał w „Człowieku z Hawru” (2011), filmie o nieoczekiwanym sojuszu między tubylcem i nielegalnym przybyszem. W ciągu sześciu lat zmieniły się tylko kraje pochodzenia migrantów i ich gospodarzy. O ile jedna z bohaterek „Człowieka z Hawru” na hasło: „Cuda się zdarzają”, odpowiadała trzeźwo: „Nie w moim sąsiedztwie”, cały film ukazywał właśnie nieoczekiwaną możliwość solidarności jako alternatywy dla cynizmu i lęku, które mogą ukrywać się pod pozorami realizmu w kontakcie z obcymi przybywającymi do Europy. O podobnej możliwości zwyczajnego, codziennego cudu zdaje się mówić Kaurismäki w „Po tamtej stronie”. Najwyraźniej opowieść ta wymagała – i wymagać może w przyszłości – jeszcze wielokrotnego przywołania.

PO TAMTEJ STRONIE IKONA WPISU

„Cuda w sąsiedztwie” oczywiście mogą mieć czasami dość pokraczny charakter. Mieszkańcy fińskich miejscowości zdają się kultywować najrozmaitsze egzotyczne pomysły na radykalną odmianę swojego losu. Jednej z bohaterek nadzieję przynoszą plany wyprowadzenia się do Meksyku w celu picia sake (sic!), główny bohater natomiast pocieszenia po kryzysie małżeńskim będzie szukał w hazardzie i niezbyt rozważnym zakupie podupadłej restauracji o nazwie Złoty Kufel. I to miejsce, mimo ewidentnych problemów z wystrojem i personelem, stanie się przykładem kolejnych cudownie nieudanych przeobrażeń – nieustających, a z góry przegranych, kuchennych rewolucji, mających przemienić je w Mekkę Smakosza. Pokazani w filmie Kaurismäkiego migranci pasują do tego krajobrazu ludzi po przejściach, chwytających się, wbrew rozpaczy, najbardziej absurdalnych rozwiązań.

Cichy heroizm postaci Kaurismäkiego realizowany jest na podstawie założenia, że tu i tak wszyscy są w kryzysie – i może właśnie dzięki świadomości wzajemnej słabości są oni w stanie sobie nawzajem pomagać. | Grzegorz Brzozowski

Finlandia z perspektywy Kaurismäkiego pełna jest postaci, których codziennością jest poczucie życiowej porażki, zdolnych jednak do niepoddawania się losowi. Oczekujący na decyzję o azylu emigranci obdarzają się nazwajem dobrymi radami dotyczącymi charakteru wyobrażonej emocjonalnej gry, do której muszą się dostosować. O ile pewna dawka udawanego optymizmu jest pożądana (bo „melancholików odsyłają najczęściej”), to obnoszenie się z uśmiechem na ulicy wskazywałoby na brak zrównoważenia. Wszyscy mają się niezbyt dobrze i być może właśnie ta świadomość umożliwia zaistnienie solidarności między bohaterami. Trudno się dziwić, że ucząc się tej osobliwej mieszanki emocjonalnej: nadziei i depresji, bohater wyznaje w pewnym momencie przyjacielowi: „Zakochałem się w Finlandii.

Ale błagam, pomóż mi stąd uciec”

O ile ulubieńcami Kaurismäkiego nie są, delikatnie mówiąc, postaci tryskające optymizmem, to w konfrontacji z wyzwaniem, jakim jest wsparcie jeszcze słabszych, mogą jednak stanąć na wysokości zadania i zorganizować się, by pomóc imigrantom. Gesty solidarności wobec przybyszów nie są wyrazem wsparcia lub sprzeciwu wobec określonej ideologii, nie biorą się też z żadnego naiwnego przekonania o nieskazitelnej naturze ludzkiej; jego miejsce zajmuje raczej niewykluczenie możliwości dobra i wiara w zdolność do fundamentalnej przyzwoitości. O ile założenie o doświadczeniu nienazwanych traum zdaje się łączyć wszystkich bohaterów, żadnego z nich nie można zredukować do związanej z tym goryczy. Ten cichy heroizm realizowany jest na podstawie założenia, że wszyscy i tak są tu w kryzysie – i może właśnie dzięki świadomości wzajemnej słabości, są oni w stanie sobie nawzajem pomagać.

Materiały prasowe Gutek Film.
Materiały prasowe Gutek Film.

Dyskretny czar realizmu

Na ile obraz Kaurismäkiego pozostaje realistyczny w kontekście doniesień o kryzysie zaufania w Europie, zwłaszcza wobec migrantów? Czy nie mamy tu do czynienia ze swoistą bajką o fińskiej gościnności?

Kaurismäki zaprasza nas do świata, w którym oprócz zła, możliwa jest przynajmniej odwaga do bezinteresownego zaangażowania się pozornie zupełnie stracone przedsięwzięcie, z nadzieją żywioną wbrew wszystkiemu, w imię samej nieusuwalnej potrzeby przyzwoitości. | Grzegorz Brzozowski

Choć „Po tamtej stronie” opisuje możliwość zaistnienia dobra i zaufania przybyszom, nie jest to wizja idealizująca czy naiwna. Tak jak nikt tu nie trywializuje swoich traum, nikt też nie wyklucza realnej obecności zła. Pozostaje ono bliskie, łatwo dostępne, codzienne – jak chociażby agresja wobec przybysza ze strony lokalnych nacjonalistów (a także nazistów z… Gdańska). Z drugiej strony zło pojawia się też w oficjalnej polityce wobec migrantów, zdolnej do szafowania ludzkimi losami i proszącej się o gesty obywatelskiego nieposłuszeństwa. Od lokalnych paradoksów doświadczanych przez bohaterów znacznie groźniejszy jest absurd obecny na poziomie polityki państwowa, zdolnego do odsyłania ubiegających się o azyl uciekinierów z Aleppo, pomimo bieżących informacji o pogłębiającym się tam kryzysie. Nie mamy tu zatem bohaterów bez skazy, a pokazane na ekranie akty agresji wobec przybyszów mają swoje realne konsekwencje: nielegalni migranci trwają w poczuciu zagrożenia.

Ukryty, nienachalny realizm filmów Kaurismäkiego zdaje się jednak polegać na tym, że jego przemieleni przez los bohaterowie pozostają doskonale świadomi nie tylko napotykanych na każdym kroku kryzysów, ale i szans na zaradzenie im. Obecność zwyczajnego zła jest tu doskonale rozpoznana i nikogo nie zaskakuje – podobnie jak grubymi nićmi szyte szachrajstwa, z jakimi spotyka się główny bohater przy zakupie restauracji. Świadomości ciemnych stron ludzkiej natury towarzyszy tu jednak gotowość do aktywnego się im przeciwstawienia – nawet za cenę pokraczności, jak w przypadku pełnej omyłek strategii konspiracji przy ukrywaniu uciekiniera w lokalnej restauracji, chwilami przypominającej sceny z „’Allo 'Allo!”. Tym samym Kaurismäki zaprasza nas do świata, w którym oprócz zła, możliwa jest przynajmniej odwaga do bezinteresownego zaangażowania się w pozornie zupełnie stracone przedsięwzięcie, z nadzieją żywioną wbrew wszystkiemu, w imię samej nieusuwalnej potrzeby przyzwoitości.

Skandynawskie komedie imigranckie

Wątek migrantów przewija się w szeregu najciekawszych skandynawskich filmów ostatnich miesięcy. Można pokusić się o tezę, że to właśnie twórcom z Północy Europy udaje się mówić z humorem o jednym z największych wyzwań kontynentu, unikając zarówno trywializowania, jak i łatwego sentymentalizmu. W nominowanym w tym roku do Oscara filmie „Mężczyzna imieniem Ove” Hannesa Holma możemy zobaczyć postać Iranki, która jest sąsiadką tytułowego bohatera. Powoli budowana między nimi więź okazuje się ratunkiem dla Ovego popadającego w depresję i poczucie alienacji wobec swoich rodaków. To właśnie pochodzenie z innej kultury okazuje się służyć bezpardonowemu przekraczaniu emocjonalnych barier zbudowanych przez Ovego, pogrążonego w rozpamiętywaniu bolesnej przeszłości. Z drugiej strony dla samej bohaterki relacja z gospodarzem okazuje się podstawą walki o swoje – kiedy traci wiarę, że kiedyś nauczy się prowadzić auto, Ove przypomina jej, że musi jej się udać, zważywszy, że już dała sobie radę z przyjazdem z Iranu, dwoma porodami oraz mężem niedorajdą, którego makamenty Ove bez skrępowania wymienia przy każdej okazji.

Materiały prasowe Gutek Film.
Materiały prasowe Gutek Film.

Z kolei w nagrodzonym w tym roku Złotą Palmą „The Square” Rubena Östlunda niepozorny chłopiec – syn imigrantów – wyrasta na największego antagonistę głównego bohatera, świetnie radzącego sobie z tworzeniem pozorów poczucia empatii wobec obcych. Chłopiec jako jedyny sprzeciwia się zarzutowi kradzieży komórki postawionemu przez Christiana mieszkańcom całego bloku w ubogiej dzielnicy Sztokholmu. Młody bohater potrafi nie tylko namierzyć swojego oskarżyciela, ale i skonfrontować się z nim, nazywając niesprawiedliwość po imieniu. Z pozoru śmieszny przez swoją bezsilność, czupurny chłopiec obnaża łatwość, z jaką Christian pozwala sobie na stosowanie zbiorowej odpowiedzialności wobec podejrzewanych o kradzież. Ta uparcie powracająca w najmniej oczekiwanych momentach postać demaskuje krzywdę niewinnych wyrządzoną przez przekonanego do swoich racji Christiana i prowokuje jego (przynajmniej pozorną) przemianę.

Najnowszy film Kaurismäkiego świetnie wpisuje się w ten nurt kina skandynawskiego, uwrażliwionego na bieżące wyzwania, jakie kryzys migracyjny stawia wobec Europejczyków. Wszystkie te obrazy zdaje się łączyć obserwacja, że o ile spotkanie z obcym nie musi z konieczności prowadzić do wielokulturowej harmonii, to jest ono wyzwaniem, które może stać się unikalną wartością dla obu stron. O ile pomoc okazana przybyszom może zmienić losy ich i ich rodzin, dla samych goszczących może stworzyć okazję do spojrzenia na siebie w nowy sposób – wyrwać z nawyków, powstałych w utrwalonych wzorcach relacji ze swoimi rodakami. Jak wielokrotnie powtarza nam Kaurismäki, zwyczajny cud zaufania do obcego może przydarzyć się w każdym sąsiedztwie.

Film:

„Po tamtej stronie”, reż. Aki Kaurismäki, Finlandia, Niemcy 2017.