pasztety-do-boju_okladka

Chyba każda kobieta pamięta okres własnego dojrzewania – gdy ciało zaczyna zmieniać się w zaskakujący sposób, zawstydza, wymyka się wszelkim wyobrażeniom. Nie dość, że psychika, hormony, a często też rodzice i nauczyciele podsycają tę egzystencjalną niepewność siebie, to jeszcze fizyczność płata figle. Rozkoszny dziecinny „pulpet” niespodziewanie przeobraża się w intrygującą kobietę. Albo odwrotnie – w niezdarną i nieforemną nastolatkę, z nadwagą i pryszczami. Słowem, w „paszteta”. Czego rówieśnicy o słabym poczuciu własnej wartości nie omieszkają zauważyć, a wręcz podkreślić i wyszydzić.

Tak jak Malo, kolega z przedszkola Mireille Laplanche. Kiedyś przyjaciel – kiedyś, gdy płeć i wygląd nie grały roli, gdy ważne było porozumienie dusz, wspólna iskra do zabawy, przyjaźń. Wszystko to, niestety, traci wartość na trudnym etapie dorastania. Więzi, jakie w przedszkolu łączyły Malo z Mireille, nie przeszkadzają mu w gimnazjum uczynić z byłej przyjaciółki pośmiewiska. Zorganizowany przez chłopaka szkolny konkurs na „Paszteta Roku” cieszy się ogólnym powodzeniem. Nie wśród nominowanych, rzecz jasna – wśród uprzywilejowanych poza konkursem. Gruba, brzydka, zezowata, pryszczata, z wąsikiem… Nic nie umknie szyderczej uwadze Malo i jego świty: konkurs na Złotego, Srebrnego i Brązowego Paszteta, a więc na najbrzydsze dziewczyny w szkole, od lat dostarcza rozrywki szkolnej społeczności we francuskim Bourg-en-Bresse. I – jak co roku – do finału trafia była przyjaciółka organizatora prześmiewczego konkursu – Mireille. A oprócz niej Astrid Blomkvist (pół-Szwedka z zezem) i Hakima Idriss (Arabka przy kości i z wąsikiem). Nikt nie jest w stanie zatrzymać szyderczej machiny konkursu – ani rodzice, ani szkoła… Na rówieśników nie ma co liczyć, wszak wyśmiewanie innych, odwracające uwagę od własnych niedoskonałości i kompleksów, jest wyborną zabawą.

Czyżby? A jak czują się same nominowane? Kto z nas chciałby kiedykolwiek zostać zdobywcą podium w konkursie na królową/króla brzydoty? Nic, tylko się załamać, zamknąć w sobie i płakać. Albo, co gorsza, wpaść w depresję. Ostatecznie może nawet targnąć się na własne życie – znane są przypadki tak ekstremalnych konsekwencji internetowego hejtu. Na szczęście jest Mireille, główna bohaterka książki. Inteligentna, błyskotliwa i nie mniej niż organizatorzy konkursu szydercza gimnazjalistka. Za to o wiele bardziej od nich dojrzała. I mądra – niedająca się sprowokować. Spokojem, otwartością i przyjazną odpowiedzią na lawinę nienawiści deklasuje hejterów w powijakach. I tym też zaraża swoje młodsze, mniej doświadczone koleżanki.

Nominacja na Paszteta Roku (kolejna!) staje się dla Mireille pretekstem do pogłębienia relacji z pozostałymi „zwyciężczyniami” – starsza i bardziej doświadczona koleżanka czuje się w obowiązku wesprzeć zdruzgotane nowicjuszki. Niespodziewanie z tak przypadkowej relacji wynika piękna przyjaźń. A także utopijny pomysł – wspólnej podróży do Paryża. Na dodatek rowerami. I to za własne pieniądze, zdobyte na sprzedaży… pasztecików (!). Dodatkowo całej wyprawie przyświeca szczytny cel – indywidualny, ważny dla każdej z dziewczyn z osobna.

Szalona wyprawa dochodzi do skutku. Zyskuje nadspodziewane zainteresowanie mediów i przybiera zaskakujący obrót nawet dla samych „Pasztetów”, jak same, z dystansem, się nazywają, a tym bardziej dla ich prześmiewców. Dziewczyny biorą sprawy w swoje ręce. Postanawiają rozprawić się z uprzedzeniami, z własnymi kompleksami oraz z problemami najwyższej dla siebie wagi (ale o tym sza! – cel wyprawy do Paryża pozostaje tajemnicą) na własną rękę.

Historia Mireille, Astrid, Hakimy i Kadera, brata Hakimy, poszkodowanego weterana wojennego, który na wózku inwalidzkim towarzyszy dziewczynom w wyprawie, urzekła mnie z wielu powodów. Po pierwsze – pamiętam jak dziś moje własne rozterki wieku dojrzewania. Pierwsze pryszcze, piersi, które urosły nie wiadomo kiedy i po co. W ogóle ciało żyjące własnym życiem. Pod ziemię bym się wówczas najchętniej zapadła – a przecież nie okrzyknięto mnie Pasztetem! Obiektywnie rzecz osądzając, nie było powodów, by się wstydzić – ale wytłumaczcie to nastolatce! Do tego pierwsza miesiączka, brrr! Tak jak Hakimy, nikt mnie do tego wcześniej odpowiednio nie przygotował. I jeszcze fascynacja płcią przeciwną, na siłę zwalczana w sobie, bo przecież taka nowa, zaskakująca, onieśmielająca, a nawet nienaturalna. Do tego relacje z rówieśnikami (co oni sobie o mnie myślą) i z rodzicami (co oni w ogóle o mnie wiedzą). Wszystko to świetnie ujęła autorka „Pasztetów” Clémentine Beauvais i równie przekonująco oddała w swym przekładzie Bożena Sęk. Brak wrażenia sztuczności, silenia się na młodzieżową naturalność – to w literaturze rzadka zaleta. Uwaga, językowi puryści! – bohaterom książki, jak i prawdziwym nastolatkom, zdarza się rzucić mięsem. No cóż, życie…

Po drugie – niesamowite poczucie humoru głównej bohaterki, cięte riposty, zabawne dialogi, niezwykle dojrzałe, choć często szydercze przemyślenia (czyżby ironia była ukrytą bronią przeciwko kompleksom? Na pewno niezwykle skuteczną!). Równoważą one dramat sytuacji, w jakiej znaleźli się wszyscy główni bohaterowie „pasztetowej wyprawy” do Paryża. Ale go nie bagatelizują. Problemy wszystkich osób są realne, ważne, a nawet poważne. Ale do przezwyciężenia.

Historia „Pasztetów” pokazuje, jak bardzo krzywdzące jest powierzchowne ocenianie. Ile potencjału posiada każda z tych osób! Ile dowcipu, inspiracji, mądrości – piękna! Tak polubiłam te dziewczyny, że trudno mi sobie wyobrazić którąkolwiek z nich jako brzydką. Czekam na film, bo historia z książki aż się prosi o przeniesienie na ekran. I podobno prace nad filmem trwają. Cieszę się, bo zobaczę te krajobrazy Francji, które sobie tylko wyobrażam, a które tak malowniczo zostały w książce opisane. Te potrawy, o których autorka pisze tak, że aż ślinka cieknie. Bo zobaczę wreszcie pięknego Kadera i paskudne (?) Pasztety. No i zobaczą to wszystko być może także ci, którzy niestety nie sięgną po książkę. Być może przemyślą pewne zachowania – swoje, rówieśników, a może własnych dzieci czy uczniów. Być może zrozumieją, jak wielką krzywdę wyrządzają wszelkie stereotypy. W tym wieku pewnie trudno zrozumieć, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oka”. I że w skład każdego „Pasztetu” wchodzi mnóstwo ukrytego piękna.

 

Książka:

Clémentine Beauvais, „Pasztety, do boju!”, tłum. Bożena Sęk, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2017.

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.