Reputacyjna katastrofa

„W dalekiej Azji spotkania z przywódcami USA, Chin, Indii, Kanady, Japonii i ASEAN. W kuluarach także pytania o Polskę w związku z marszem narodowców. Bez złudzeń: reputacyjna katastrofa”, napisał na Twitterze Donald Tusk.

Bardzo dojrzałej odpowiedzi udzielił mu natychmiast reprezentant Polski w Europie, europoseł Ryszard Czarnecki [pisownia oryginalna]: „Tusk uznal ,ze Marsz Niepodleglosci to«reputacyjna katastrofa».Katastrofa to jest sam Tusk.I to ostatnia osoba,ktora moze mowic o reputacji!”.

Odpowiedź Czarneckiego – poziomem nieodbiegająca od dziecięcego przedrzeźniania się na przedszkolnym podwórku – dobrze pokazuje, jak poważnym problemem staje się dla PiS-u to doroczne „święto”.

Oto bowiem partia, która od lat powtarza tezy o konieczności odbudowy wizerunku Polski, gotowa wydawać miliony na hollywoodzką superprodukcję o polskiej historii, w sytuacji, gdy ma szansę ten wizerunek poprawić, nie potrafi zrobić najprostszej rzeczy pod słońcem: potępić haseł, które nie tylko są nienawistne i rasistowskie ale – z tego właśnie powodu – są przede wszystkim skrajnie głupie. Jak bowiem inaczej ocenić poglądy tych uczestników marszu, którzy poczucie własnej wyższości czerpią z koloru buzi, ud czy pośladków?

Owszem, prezydent Andrzej Duda zdecydowanie odciął się od tego rodzaju haseł, mówiąc, że „nie ma w naszym kraju miejsca ani zgody na ksenofobię, na chorobliwy nacjonalizm, na antysemityzm”. Ale już prezes Kaczyński  stwierdził, że choć na marszu doszło do incydentów „niefortunnych”, czy nawet „skrajnie złych”, był to jedynie „margines marginesu”.  Poza tym, stwierdził Kaczyński, „bardzo prawdopodobnie” była to prowokacja. Skąd o tym wiadomo? „W końcu, ci którzy chcą Polsce zaszkodzić, wiedzą, w jaki sposób to zrobić”.

Prezes PiS-u nie rozumie, że znacznie bardziej niż rasistowskie transparenty i okrzyki na marszu szkodzi Polsce brak jednoznacznego ich potępienia ze strony władz.

Rasizm i smaczne pierogi

W tym miejscu można postawić pytanie, czy aby nie przeceniamy znaczenia Polski w świecie? Czy Brytyjczycy, Amerykanie, Portugalczycy lub Finowie naprawdę z zapartym tchem śledzą wydarzenia w Warszawie i martwią się poziomem rasizmu nad Wisłą? Oczywiście, że nie. Przeciętny mieszkaniec przeciętnego kraju na Zachodzie wie o Polsce tyle, co Polak o, dajmy na to, Finlandii – niewiele i niespecjalnie chce tę wiedzę pogłębić. Ale właśnie dlatego zdanie o nas wyrabia sobie na podstawie tych nielicznych informacji, które przebiją się do mediów w jego kraju. Wydarzenia z marszu niepodległości są tego rodzaju informacją i mała jest szansa, by wkrótce zastąpiły je wiadomości o tym, jak pięknym krajem jest Polska, jej mieszkańcy są gościnni, a pierogi smaczne.

Prezes PiS-u nie rozumie, że znacznie bardziej niż rasistowskie transparenty i okrzyki na marszu szkodzi Polsce brak jednoznacznego ich potępienia ze strony władz. | Łukasz Pawłowski

Polscy prawicowi politycy i publicyści uwielbiają raczyć nas narracją o „wstawaniu z kolan” i „budowaniu podmiotowości” Polski na arenie międzynarodowej. Jeśli weźmiemy te deklaracje poważnie, rodzi się pytanie: nawet gdyby politykom PiS-u udało się przekonać wszystkich na świecie, że najbardziej rasistowskie hasła z marszu były tylko „marginesem marginesu”, co pozytywnego miałby powiedzieć ten marsz przypadkowemu telewidzowi za granicą? Że w Polsce „radosne” święto obchodzi się z kominiarkami na twarzach? Że najwyższym wyrazem uznania dla bohaterów narodowych jest odpalenie rac w centrum miasta? Że demonstrację pod hasłem „Chcemy Boga” muszą obstawiać setki policjantów?

Jeśli PiS naprawdę chciałoby uczynić z 11 listopada ładne święto, może nie wszystkich, ale przynajmniej dużej części Polaków, powinno natychmiast odciąć się od Marszu Niepodległości. Przecież te tysiące „zwykłych obywateli” i „rodzin z dziećmi”, które dziś rzekomo maszerują ramię w ramię z faszystami, z chęcią spędziłyby ten czas z dala od rasistowskich haseł i dymu rac.

Każdy, komu naprawdę zależy na kreowaniu dobrego wizerunku Polski, a nie budowaniu politycznego kapitału na radykalnej prawicy, powinien zrozumieć, jak groźny staje się z roku na rok marsz narodowców. Albo politycy PiS-u, na czele z Andrzejem Dudą, zaczną budować dla niego alternatywę, albo w 100. rocznicę odzyskania niepodległości Kaczyński i Błaszczak sami będą maszerować pod hasłami białej rasy panów. Z hollywoodzkiej superprodukcji zrobi się w najlepszym razie czarna, gorzka komedia.

 

Fot. Piotr Drabik_Źródło_Flikcr.com [CC BY 2.0].