Platforma Obywatelska znów znalazła się w ogniu krytyki po tym, jak część jej europosłów zagłosowała za przyjęciem rezolucji otwierającej drogę do ukarania polskiego rządu za ignorowanie zaleceń Komisji Europejskiej. W rzeczywistości należy krytykować nie tę szóstkę, ale kierownictwo partii, które w tej sprawie – i wielu innych – nie potrafi przedstawić klarownego stanowiska.
W jednym z najlepszych fragmentów serialu „Ucho prezesa” Andrzej Seweryn grający Jarosława Gowina tłumaczy swoje zachowanie podczas głosowania nad wprowadzoną przez PiS ustawą o zmianach w sądownictwie, później częściowo zawetowaną przez prezydenta. Przypomnijmy, że Gowin zagłosował wówczas „za”, ale kiedy po głosowaniu inni posłowie Zjednoczonej Prawicy bili brawo na stojąco, wicepremier siedział na swoim miejscu demonstracyjnie zasępiony.
W serialu Seweryn/Gowin najpierw tłumaczy sekretarce Jarosława Kaczyńskiego, że co prawda ustawę poparł, ale się nie cieszył. Kiedy chwilę później sam Kaczyński zarzuca mu, że się nie cieszył, odpowiada: „Ale głosowałem «za»”.
Partia Grzegorza Schetyny cierpi na przewlekłą i poważną chorobę. Brak jasnego stanowiska w najważniejszych i regularnie powracających w debacie publicznej sprawach. | Łukasz Pawłowski
Gowinizacja Platformy
Postawa Platformy Obywatelskiej w Parlamencie Europejskim przypomina model działania Gowina. Najpierw europosłowie tej partii aktywnie biorą udział w debacie plenarnej, słusznie wytykają rządzącej partii naruszenia Konstytucji przy mianowaniu „swoich” sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ostrzegają przed zmianami w sądownictwie czy krytykują brak wyraźnych słów potępienia ze strony polskiego rządu za rasistowskie hasła na marszu niepodległości. Ale potem, gdy przychodzi do głosowania, w większości wstrzymują się od głosu. I to nie z własnej, indywidualnej woli, ale w ramach partyjnej dyscypliny.
Mało tego – posłowie, którzy dyscyplinę złamali, głosując za podjęciem dalszych działań przeciwko polskim władzom, mogą się spotkać z konsekwencjami. „Będziemy rozmawiali o konsekwencjach wobec europosłów PO, którzy zagłosowali w środę za sankcjami dla Polski na posiedzeniu zarządu, pewnie w przyszłym tygodniu”, mówił 16 listopada wiceprzewodniczący PO Tomasz Siemoniak na antenie Radia Puls. Nie wiadomo, czy ostatecznie kary będą, ale Siemoniak podkreślał, że Platforma „nie zgadza się, żeby nawet w formie miękkiej sugestii, pojawiało się ryzyko sankcji wobec Polski”.
Krótko mówiąc, zdaniem PO rząd PiS-u zagraża polskiej demokracji, trójpodziałowi władzy i wolnościom obywatelskim. Członkowie Platformy chętnie opowiedzą o tych zagrożeniach na forum Parlamentu Europejskiego, ale jednocześnie nie zgadzają się na skorzystanie z instrumentów, które mogłyby rząd PiS-u z tej drogi zawrócić.
Oczywiście można powiedzieć, że głosowanie za sankcjami przeciwko Polsce byłoby politycznym samobójstwem, a PiS przy każdej okazji przypominałby o tej decyzji wyborcom. Rzecz w tym, że i teraz – nawet po samej dyskusji – PiS trąbi o „zdradzie” europosłów PO, a sama Platforma nie potrafi wyjaśnić, co tak naprawdę chce na forum europejskim osiągnąć.
Podróż w rozkroku
Tym samym czkawką odbija się partii jej najważniejsza wada – brak jednoznacznego poglądu choćby w jednej ważnej kwestii spośród tych, które raz po raz pojawiają się w debacie publicznej. Nie musimy oczekiwać od PO jasnego stanowiska w każdej sprawie. Ale już wybranie jakiegoś obszaru, który partia Schetyny uzna za najważniejszy i który wyznaczy jej tożsamość, nie jest zadaniem ponad siły. Takim obszarem mógłby być choćby stosunek do Unii Europejskiej – PO mogłaby się opowiedzieć jasno za ściślejszą integracją, współpracą wojskową, w ramach ochrony granic i przystąpieniem do strefy euro. W takim wypadku aktywny udział w sesjach Parlamentu Europejskiego miałby sens – mówimy o Polsce w Brukseli, bo to nie zewnętrzne wobec nas „forum międzynarodowe”, ale element naszego [!] systemu politycznego. Jak na razie kierownictwo PO woli jednak kluczyć.
Pierwszy tego skutek jest taki, że Platformie trudno dziś przypisać jakąkolwiek tożsamość. Grzegorz Schetyna może uważać, że to zręczne posunięcie, bo dzięki niemu może przyciągnąć do partii szerokie rzesze wyborców o rozmaitych poglądach. W teorii to prawda. W rzeczywistości przewodniczący ma coraz większe problemy z utrzymaniem nawet wyborców najbardziej oddanych.
Skutek drugi, nie mniej poważny, jest z kolei taki, że zmierzająca do wyborów w rozkroku PO daje się regularnie zaskakiwać przez nawet z góry przewidywalne wydarzenia, choćby takie jak debata w Parlamencie Europejskim, a wcześniej pytanie o stosunek do uchodźców – partia jest przeciwna ich przyjmowaniu, ale jednocześnie otwarta. „Głosowałem, ale się nie cieszyłem; nie cieszyłem się, ale głosowałem”.
Strategia Jarosława Gowina może sprawdzać się w przypadku niewielkiej partyjki pozostającej na łasce potężnego koalicjanta. Ale kiedy mowa o dużym ugrupowaniu, które chce już za dwa lata przejąć władzę w Polsce, warto odpowiedzieć i sobie, i obywatelom na proste pytanie: co chcemy z tą władzą zrobić? A potem zacząć to robić.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Flickr.com