„Korona królów” wzbudziła emocje – z perspektywy prowadzenia polityki nie tylko historycznej to (chyba) dobrze. Emocje te dotyczyły jednak nie przekazu oraz idei, lecz miernej jakości serialu – a to, w tejże perspektywie, zupełnie niedobrze. Prowadzenie polityki polega wszak między innymi na generowaniu społecznych emocji zgodnie z przyjętymi założeniami. Jeżeli to się nie udaje, to albo dana polityka jest nieskuteczna, albo działanie po prostu nie jest polityką, tylko znajduje się gdzieś w jej orbicie.

Polityka historyczna, czyli co?

Z jednej strony, może się wydawać, że pojęcie „polityki historycznej” zadomowiło się już w polskiej debacie. Po zapaści lat 90., kiedy państwo odchodziło nawet od prowadzenia polityki kulturalnej, a w kwestii historii przyjęło raczej „politykę zapomnienia”, dzisiaj rozważamy jej przedmiot i sposób prowadzenia, a nie to, czy należy podejmować działania z jej zakresu. O tym w 2010 r. pisał Dariusz Gawin: „Istotę zmiany w sferze pojęć i debaty publicznej można określić w taki oto sposób: dyskutuje się już  nie o tym, «czy» robić politykę historyczną, tylko «jak» ją robić”. Z drugiej, nadal bywa utożsamiana z manipulacją i propagandą, co jest jednak właśnie odniesieniem do sposobu jej prowadzenia, nawet jeśli autorzy wypowiedzi są przekonani, że kwestionują w ogóle zasadność jej istnienia.

nowak

Spór o kształt polityki historycznej wynika w pewnej mierze z utożsamiania polityki państwa wyłącznie z polityką aktualnie rządzącej partii. Oczywiście, rząd jest ważnym aktorem i ma nie tylko prawo, ale i obowiązek kształtowania polityki w każdym obszarze. Przedmiot polityki historycznej wymaga zaangażowania innych organizacji i instytucji, twórców i intelektualistów, obywateli i ich grup, dyskutowania, kwestionowania, zastanawiania się nad tym, w jaki sposób powinna być realizowana. Utożsamienie całej polityki historycznej z polityką aktualnego rządu to oddanie pola. Ważne jest nie to, że rząd kreśli i realizuje wizję, która nam nie odpowiada, ale to, że ta wizja może wyprzeć wszystkie inne. Zaniechanie to także decyzja polityczna. Od uczestników życia społecznego oczekuję wzięcia za ten obszar współodpowiedzialności, a nie decyzji o tym, że nie będą się weń angażować.

Ilustracja: Katarzyna Kałaniuk
Ilustracja: Katarzyna Kałaniuk

Państwo nie wystarczy

Działania partii rządzącej w zakresie polityki historycznej wynikają – albo powinny wynikać – ze spójnej wizji, będącej także elementem programu, który obywatele wybierają podczas wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Jednak aby co cztery lata nie następowała całkowita zmiana narracji, konieczne jest i prowadzenie dialogu, i – przede wszystkim – prowadzenie przez różne środowiska działań także będących polityką historyczną.

Przykładem może być wsparcie przez samorząd województwa wielkopolskiego produkcji filmu „Hiszpanka”, mającego m.in. upowszechniać wiedzę i kształtować narrację o powstaniu wielkopolskim. Abstrahując od jakości samego filmu i, co za tym idzie, skuteczności w realizowaniu postawionych celów, był on elementem nie-rządowej, lecz nadal instytucjonalnej i publicznej polityki historycznej, w założeniu mającej oddziaływanie co najmniej ogólnopolskie. Z kolei inicjatywą z poziomu samorządu miejskiego – skuteczną w budowaniu narracji i kształtowaniu tożsamości w skali ogólnopolskiej – jest Muzeum Powstania Warszawskiego, inicjatywą pozarządową – Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin”, inicjatywą łączącą zaangażowanie państwa, miasta, samorządu wojewódzkiego i organizacji pozarządowych – Europejskie Centrum Solidarności. Mogę tylko żałować, że powstające produkcje filmowe czy telewizyjne ani nie stoją na tym poziomie, ani – zapewne właśnie z tego powodu – nie mają podobnej siły oddziaływania.

Kluczowa dla rozważania sposobu prowadzenia polityki historycznej jest troska o dobro wspólne. To podstawowa kategoria, ze względu na którą należy podjąć trud debaty i dochodzenia do konsensusu. Zdefiniowanie tego dobra wspólnego także jest przedmiotem sporu politycznego i przekonywania obywateli do danej wizji, wynikającej z podjętych wyborów ideowych.

Spór o kształt polityki historycznej wynika w pewnej mierze z utożsamiania polityki państwa wyłącznie z polityką aktualnie rządzącej partii. | Helena Anna Jędrzejczak

W demokracji liberalnej ważne jest stawianie pytań, pobudzanie społeczeństwa do refleksji, położenie nacisku na to, by prowadzone działania wynikały również z oddolnego zaangażowania obywateli; by państwo (rozumiane jako władze na szczeblu rządowym) ich nie „wyręczało” i nie narzucało jednej, mającej obowiązywać wszystkich, narracji. W demokratycznym państwie prawa za realizację polityk odpowiadać powinny instytucje zatrudniające specjalistów, niezależne od polityków w możliwie szerokim zakresie.

Polityka historyczna potrzebuje z jednej strony samodzielności, z drugiej – pewnej stałości narracyjnej. Samodzielność oznacza, że polityka historyczna jest realizowana w oparciu o własne cele. Nie może być ani pomijana, ani uznawana jedynie za narzędzie użyteczne do realizacji innych polityk. Z kolei stałość narracyjną zapewnia nie ręczne sterowanie poszczególnym instytucjami, jak IPN czy PISF, lecz powierzenie realizacji nakreślonych celów osobom potrafiącym zadbać o wysoki poziom merytoryczny i artystyczny. Niezbędny jest pluralizm poglądów, dający nadzieję na to, że krajowa narracja nie będzie ulegała całkowitym zmianom zgodnie z kalendarzem wyborczym. To wymaga pokazywania różnic interpretacyjnych, a nie przedstawiania jako właściwej narracji jednego ugrupowania. Tylko spełniając te warunki, można za pomocą narzędzi takich jak film czy wystawa podejmować refleksję nad tożsamością, sprzyjać budowaniu wspólnoty, a także – upamiętniać. To, który z powyższych elementów będzie odgrywał zasadniczą rolę, jest już przedmiotem decyzji politycznej, wynikającej z przyjętej opcji ideowej.

W demokracji liberalnej ważne jest stawianie pytań, pobudzanie społeczeństwa do refleksji, położenie nacisku na to, by prowadzone działania wynikały również z oddolnego zaangażowania obywateli; by państwo ich „nie wyręczało” i nie narzucało jednej, mającej obowiązywać wszystkich, narracji. | Helena Anna Jędrzejczak

Nowa wersja „Klanu”

Gdzie w tak zarysowanej koncepcji polityki historycznej mieści się „Korona królów”? W ogóle się nie mieści. Nie dlatego, że serial jest źle wymyślony, źle napisany i źle zagrany. Nawet nie dlatego, że jest telenowelą historyczną, czyli gatunkiem dość zaskakującym. Po prostu nie wszystko, co robi państwo (rozumiane jako jego rząd), i nie wszystko, co wspiera (np. finansowo) i co jest związane z historią, jest polityką historyczną.

Prowadzenie polityki zakłada bowiem stawianie celów i podejmowanie działań prowadzących do ich realizacji. Cele te mogą być nieoczywiste, mogą być dla wielu nieakceptowalne, mogą podlegać dyskusji. Celem może być dotarcie z jakąś narracją do zróżnicowanych grup społecznych. Tak zakreślony cel wymagałby zastosowania odpowiednich środków wyrazu, dostosowanych do odbiorcy masowego. Dostosowanie to nie oznacza jednak ani przyzwolenia na niską jakość, ani uznania, że realizacja przedsięwzięcia do takiego odbiorcy dostosowanego jest celem samym w sobie.

A w przypadku „Korony królów” trudno jest znaleźć cel jakkolwiek łączący się z tym, co tworzy politykę historyczną realizowaną przez rząd (albo kogokolwiek innego). To, że serial mający chyba opowiadać zamierzchłą historię Polski jest realizowany przez telewizję publiczną, nie oznacza jeszcze, że w ten sposób prowadzona jest polityka historyczna. Oznacza tylko, że ktoś w TVP uznał, że może warto tym razem zrobić telenowelę w średniowiecznych dekoracjach, opartą na faktach, ale nadal telenowelę, czyli gatunek, który ma dobrą oglądalność. I tyle. Historia Łokietka i Kazimierza Wielkiego to po prostu nowe dekoracje dla kolejnego „Klanu” czy innych „Barw szczęścia”.

Polityka natomiast ma to do siebie, że kreuje rzeczywistość albo odpowiada na pojawiające się problemy. Nie sądzę, by ewentualna powszechna nieznajomość historii ostatniego z Piastów była postrzegana przez obecnych politycznych decydentów jako palący problem, na który trzeba odpowiedzieć w sposób w założeniu trafiający do szerokich rzesz społeczeństwa. Nie wpisuje się ani w główne tematy obecne w polityce historycznej (czyli historię najnowszą), ani w przeciwdziałanie „pedagogice wstydu”, ani w upamiętnianie bohaterów, ani w budowanie narracji o Polsce jako kraju o określonej tożsamości, miejscu w Europie, uczestniczącym od stuleci w kreowaniu jej kształtu, fundujących ją wartości i chcącym być podmiotem, a nie przedmiotem europejskiej polityki. Te cele można kwestionować, podobnie jak działania, które mają służyć ich realizacji. Można stawiać inne cele i samodzielnie podejmować działania na rzecz ich realizacji, na przykład w samorządzie, organizacji pozarządowej czy instytucji kultury, by polityka historyczna zyskiwała różnorodność i była efektem partycypacji różnych środowisk. Lecz polityka to właśnie cele i narzędzia ich realizacji – a nie kiczowate dekoracje.