Od 1 stycznia 2018 r. w Polsce każdy obywatel może korzystać z Rejestru Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym. Co to w praktyce oznacza?
Ustawa wprowadza dwa rodzaje rejestrów: pierwszy, z dostępem ograniczonym, z którego będą mogli korzystać na przykład dyrektorzy szkół, oraz drugi, publiczny, dostępny dla wszystkich na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości. O ile rejestr z dostępem ograniczonym funkcjonuje pomyślnie w Wielkiej Brytanii, we Francji czy w Kanadzie, to z rejestrem publicznym mamy do czynienia tylko w Stanach Zjednoczonych oraz w Nowej Zelandii, gdzie – wbrew zapewnieniom naszego ministra – nie działa on dobrze. Ponad 10-letnia praktyka stosowania tego rodzaju środka w tym kraju nie przyczyniła się do spadku liczby przestępstw na tle seksualnym i nie doprowadziła do zwiększenia poczucia bezpieczeństwa w społeczeństwie. Przeciwnie, na niektórych sprawcach zostały wymierzone samosądy, znane są także przypadki podpaleń domów, co raczej mija się z wizją bezpiecznego społeczeństwa.
Populizm penalny czy walka z przestępczością?
Ostatnie doniesienia medialne dotyczące zdemaskowania przez rodziców pedofila pracującego w jednym z małopolskich domów kultury, sugerują skuteczne działanie rejestru. W rzeczywistości powyższy przykład wcale nie musi o tym świadczyć. Zgodnie z ustawą obowiązek sprawdzenia swojego pracownika leży po stronie jego pracodawcy, który powinien skorzystać z rejestru z dostępem ograniczonym. Fakt, że z niego nie skorzystał, możemy usprawiedliwiać raczej krótkim okresem działania rejestru. Być może należy przeprowadzić serię kampanii informacyjnych lub szkoleń dla osób uprawnionych do korzystania z rejestru z dostępem ograniczonym, które zwróciłyby uwagę na istotę korzystania z tego narzędzia.
Czym innym jest natomiast przeniesienie odpowiedzialności na rodziców za sprawdzenie na stronie internetowej ministerstwa każdej osoby, która może mieć styczność z dzieckiem. To sytuacja prowadząca do radykalnego ograniczenia zaufania do każdej instytucji zajmującej się opieką nad dziećmi. To też kolejny krok w stronę zarządzania strachem i próba grania na emocjach społeczeństwa, ponieważ de facto każda osoba pracująca z dziećmi staje się podejrzana.
Nowe prawo wprowadza także element szantażu emocjonalnego. Trudno przecież jednoznacznie opowiedzieć się przeciwko bardziej represyjnym środkom karnym dla winnych przestępstw na nieletnich. Na szali stawiamy bowiem, po jednej stronie, szansę powrotu pedofila do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie, a po drugiej – poruszający obraz na przykład zgwałconego dziecka, często obarczonego traumą psychiczną na resztę swojego życia. Należy jednak pamiętać, że jedyną skuteczną metodą walki z przestępczością jest prewencja. Mnożenie represji może mieć na celu jedynie zaspokojenie społecznej potrzeby wymierzenia jak najsurowszej kary, która objawia się wobec krzywdy wyrządzonej na bezbronnym przecież dziecku.
Wprowadzenie rejestru pedofilów i gwałcicieli jest elementem politycznej zagrywki, polegającej nie tyle na zaspokojeniu pragnień tłumu „żądnego krwi”, ile „odgórnym” wykreowaniu tego tłumu. To zatem doskonały przykład populizmu penalnego, czyli kształtowania przepisów karnych bez udziału ekspertów i nie znajdujących poważniejszego uzasadnienia w badaniach czy statystykach. Co więcej, przyjęcie ustawy wprowadzającej rejestr pedofilów obyło się bez konsultacji z psychologami czy seksuologami. Deklarowanym celem rejestru jest walka z przestępstwami seksualnymi w stosunku do nieletnich, których liczba w ostatnich latach spadła – w 2004 r. było ich 2538, a w 2014 r. już 1700. Wprowadzane przepisy pełnią też zamiast funkcji prewencyjnej niemal wyłącznie rolę represyjną. Choć może ona zaspokajać społeczną potrzebę wymierzenia przestępcom jak najsurowszej kary, w rzeczywistości okazuje się nieskutecznym sposobem walki z przestępczością.
Jakie zagrożenia niesie wprowadzenie rejestru?
Doświadczenia amerykańskie pokazały, że funkcjonowanie tzw. rejestru pedofilów może stanowić realne zagrożenie dla majątku, zdrowia, a nawet życia przestępcy. Ale czy tylko sprawca przestępstwa powinien czuć się zagrożony? Czy wraz z nim na stygmatyzację i wykluczenie ze społeczeństwa nie zostaje narażona także jego rodzina? Bliscy przestępcy bez wątpienia zostają przecież wystawieni na negatywne reakcje ze strony sąsiadów. Ostracyzm społeczny to jednak nie wszystko. Badania przeprowadzone przez biuro statystyk amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości pokazują, że większość przestępstw na tle seksualnym zostaje popełniona przez osoby wcześniej znane ofierze, często przez członków jej rodziny. Ujawnienie w rejestrze danych osobowych ojca, który molestował własne dzieci, znacznie ułatwia identyfikację jego ofiar, co uniemożliwia im zachowanie pełnej anonimowości i może narażać np. na szydercze komentarze ze strony rówieśników.
Trudno też powiedzieć, czy rejestr będzie funkcjonował bezbłędnie. Co w takim razie z osobami, których dane znalazłyby się w nim przez pomyłkę? Przecież nawet po ich usunięciu pozostaną one w świadomości ludzi, zamieszkujących daną okolicę. Negatywnych konsekwencji takiej fatalnej omyłki nie sposób całkowicie usunąć. Ale błąd może popełnić nie tylko ministerstwo wprowadzające dane przestępców do rejestru. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której na tej samej ulicy mieszkają dwie osoby o podobnym czy nawet takim samym nazwisku. Pobieżne i niedokładne przejrzenie danych w rejestrze przez sąsiadów może prowadzić do oskarżeń o pedofilię czy gwałt na nieletnim Bogu ducha winnego Kowalskiego.
I co z konstytucją?
Ujawnienie w rejestrze wszystkich najważniejszych danych osobowych przestępców jest dla nich dodatkowym środkiem represyjnym. Jak alarmuje Polskie Towarzystwo Seksuologiczne, może to prowadzić do załamania terapii psychicznej prowadzonej wobec tych osób, a tym samym pozbawić ich możliwości powrotu do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie, w zamian oferując jedynie napiętnowanie i wykluczenie.
Co więcej, nieustanny dostęp do tak szerokiego katalogu danych osobowych na stronie ministerstwa, znacznie ułatwia wykorzystanie ich w nielegalny sposób. Sfałszowanie dowodu osobistego skazanego i zaciągnięcie na podstawie takiego dokumentu kredytu dostępne jest na wyciągnięcie ręki.
Szczególnie niepokojące jest także to, że wprowadzenie rejestru może być niezgodne z konstytucją. Działanie rejestru może prowadzić do naruszeń prawa do prywatności czy prawa do ochrony danych osobowych. W rejestrze zostały umieszczone dane osób, które popełniły przestępstwa jeszcze przed ustanowieniem rejestru, obawy budzi więc także przestrzeganie konstytucyjnej zasady niedziałania prawa wstecz. Nie koniec na tym, może się też okazać, że rejestr pedofilów tak naprawdę stanowi kolejną – po projekcie ustawy o jawności życia publicznego – próbę kolekcjonowania przez państwo naszych danych osobowych. Poważnych uwag i wątpliwości nie brakuje.
Fot. Piotr Drabik, Wikimedia Commons.