Przestrzeń w polskich miastach jest w opłakanym stanie, zwłaszcza zimą – przekonują malkontenci. W okolicach stycznia zawsze sypnie trochę więcej śniegu, stawy zetnie lód i jeśli cokolwiek więcej można zrobić na chodniku, to co najwyżej złamać sobie nogę. Aura również nie zachęca do korzystania z miejskich placów, bo gdy pada, wieje lub leje, jest po prostu nieprzyjemnie. Niektórzy dodają od razu, że właśnie dlatego tak bardzo lubimy galerie handlowe – jest w nich sucho i ciepło, niezależnie od pory roku.

Ale czy powinniśmy się z tym pogodzić i na okres zimowy zapomnieć o przestrzeniach publicznych? Nic podobnego. Zima to nie tylko ciekawe ich urozmaicenie – zapomnieliście o lodowiskach? – to też okazja do zrozumienia, jak z miejskich przestrzeni lepiej korzystać.

W pierwszej kolejności – jak poprawić korzystanie z ulic. Od kilku lat bardzo popularnym hashtagiem na Twitterze w okresie zimowym jest #snekdown (określenie pochodzące od angielskiego neckdown, a oznaczające wysepkę spowalniającą na jezdni, w tym wypadku – wysepki śnieżnej), którym użytkownicy podpisują zdjęcia nieużywanych fragmentów jezdni. To przecież nic innego, jak wskaźnik, że w tym miejscu należy stworzyć infrastrukturę pieszo-rowerową.

W drugiej kolejności – wiele nam może powiedzieć o tym, jak korzystamy z naszych chodników. Jednym z idealnych sposobów projektowania przestrzeni publicznych jest oddanie ich najpierw ludziom, tak by – dosłownie – wydeptali własne ścieżki, które dopiero później zostaną wybrukowane chodnikiem. W okresie zimowym możemy wrócić do tego idealnego stanu i na chwilę przynajmniej zabawić się w urbanistę, wytyczającego nowe przejścia dla pieszych. Gdyby jeszcze te głosy były brane pod uwagę! Często śnieg może też pomóc zweryfikować, czy zastosowane rozwiązanie inżynieryjne okazało się trafione.

Po trzecie – tylko zimą możemy zorientować się, gdzie najpilniej brakuje w mieście koszy na śmieci i ławek. Tam, gdzie w przydrożnych górach śnieżnych lądują liczne niedopałki; tam, gdzie śnieg odkrywa wiosną różne nieczystości oraz wyrzucone okazjonalnie śmieci – tam istnieje życie społeczne i to tam powinna być umieszczona infrastruktura w postaci koszy na odpadki, wspomnianych ławek etc. To właśnie w takich miejscach, na przecięciach szlaków pieszych, najczęściej ludzie na siebie czekają, zatrzymują się, czasami przypadkowo spotykają i zaczynają rozmowy. Jeśli nie ma tam odpowiedniej infrastruktury, śnieg wszystko rozjaśni.

W socjologii bardzo popularną dziedziną badań od jakiegoś czasu staje się socjologia śmieci. Stoi za nią bardzo prosta przesłanka – że to, w jaki sposób śmiecimy (czy gdzie śmiecimy), jest swoistym opisem nas samych. W końcu to, jakich produktów używamy i gdzie ich używamy, bardzo dużo mówi o tym, kim jesteśmy. Dodajmy do tego przestrzeń publiczną i mamy gotowe dane do wykorzystania w raporcie na temat jej wykorzystania.

Zima w miastach powinna przestać być postrzegana jako utrudnienie. To, że raz do roku spadnie śnieg i nieco utrudni nam funkcjonowanie w przestrzeniach publicznych, powinno być traktowane nie jak kampania wojskowa (służby miejskie zbroją się co roku w zastępy pługosolarek oraz formują szeregi odśnieżaczy uzbrojonych w szufle), tylko okazja do zbadania, jak wykorzystywana jest dana przestrzeń. Lepszej obserwacji na temat miejskiej przestrzeni mieć nie będziemy, ponieważ to, co zostawiamy w śniegu, stanowi obiektywny zapis naszej w niej aktywności.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Zygmunt Put, Wikimedia Commons.