0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > Czas na drugą...

Czas na drugą fazę #MeToo

Katarzyna Czernik

Jak ma wyglądać świat, gdy fala #MeToo opadnie? Co w normalnych i codziennych relacjach obu płci będzie dopuszczalne, a co nie?

Zasięg oskarżeń ruchu #MeToo zaskoczył wielu, najbardziej jednak tych, którzy wierzyli w swoją nietykalność. Wiele kobiet po raz pierwszy, zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo, poczuło, że ich zeznania mają ogromną siłę rażenia. #MeToo zaczęło kształtować rzeczywistość, wpływając na dotychczas ślepe i głuche społeczeństwa. Gwiazdy spadały z impetem wprost proporcjonalnym do zajmowanej wcześniej pozycji – im była ona wyższa, tym bardziej bolesny był upadek. I słusznie.

Nie ulega żadnej wątpliwości, że ruch #MeToo wyniknął z konieczności. Mowa przecież o latach bezkarności licznych mężczyzn, którzy w bezwstydny sposób wykorzystywali swoją uprzywilejowaną pozycję w różnych celach: od wyżywania się na zależnych od siebie zawodowo kobietach, ubliżania i poniżania, po akty najgorsze, związanie w mniej lub bardziej drastyczny sposób z jakąś formą molestowania seksualnego. Każdy przypadek, w którym doszło do naruszenia czyjejś nietykalności cielesnej, powinien skończyć się w sądzie. Nawet jeśli sprawa dotyczy sytuacji sprzed lat. Choćby dlatego, że w wielu krajach ściganie za gwałt z urzędu to zjawisko relatywnie nowe. Oczywistym jest, że nie każda kobieta musiała mieć odwagę i siłę walczyć z oprawcą w czasach, gdy uwarunkowania kulturowo-prawne temu nie sprzyjały. Jeśli istnieje jakaś forma zadośćuczynienia, nawet po wielu latach, z pewnością im się ona należy. Ostracyzm społeczny i utrata pozycji zawodowej oprawcy to i tak minimum w porównaniu z krzywdą wyrządzoną ofiarom.

W przypływie całkowicie zrozumiałych emocji, nawarstwionych zresztą w wyniku konieczności mierzenia się z krzywdzącymi stereotypami, wiele kobiet zapomina jednak, że to właśnie teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej spoczywa na nich odpowiedzialność za dalekosiężne konsekwencje fali #MeToo oraz, co również kluczowe, za przyszłość feminizmu. I choć wszystkie chcemy krzyczeć i domagamy się długo wyczekiwanej sprawiedliwości, musimy walczyć z pokusą uproszczeń.

Po początkowej fazie dumy powinna przyjść refleksja. Funkcjonujemy w rzeczywistości internetu i mediów społecznościowych, które wyrokują bez procesu, tworząc przestrzeń do publicznych linczów. Na to nie powinien godzić się żaden odpowiedzialny i racjonalnie myślący człowiek. Krytyka skierowana do wewnątrz to najlepsze, co możemy teraz zrobić, żeby przyszłe pokolenia kobiet mogły funkcjonować w rzeczywistości postfeministycznej, rozumianej jako zwieńczenie procesu walki o swoje prawa i początek kreowania praw wspólnych. Tylko wtedy zrealizujemy postulaty pełnego równouprawnienia, które jest podstawowym warunkiem stworzenia zdrowego społeczeństwa.

Tymczasem worek z napisem „winny”, do którego wpadło ostatnimi czasy wiele nazwisk, jest coraz bardziej pojemny. Trafiają do niego zarówno przestępcy, którzy dokonali gwałtu, jak i zwyczajni głupcy. Ci ostatni zasługują na kategoryczną reakcję otoczenia, które jest świadkiem prostackiego zachowania, jednak publiczny lincz i koniec kariery – często na jej wczesnym etapie i w młodym wieku – jest karą nieproporcjonalną do czynu. Zwłaszcza, że każdy głupiec ma szansę na rehabilitację.

Funkcjonujemy w rzeczywistości internetu i mediów społecznościowych, które wyrokują bez procesu, tworząc przestrzeń do publicznych linczów. Na to nie powinien godzić się żaden odpowiedzialny i racjonalnie myślący człowiek.

Katarzyna Czernik

Właśnie teraz wypada więc zadać sobie pytanie, co dalej? Jak ma wyglądać świat, gdy fala #MeToo opadnie? Co w normalnych i codziennych relacjach obu płci będzie dopuszczalne, a co nie? Wbrew pozorom jest to pytanie chyba najtrudniejsze i to z wielu powodów. Relacje te i tak są z natury bardzo skomplikowane i płynne, zwłaszcza gdy towarzyszą im emocje. Każdy w innym miejscu wytacza granicę i inaczej interpretuje pewne zachowania. Co więcej, granice i reakcje mogą różnić się nie tylko wśród kobiet z różnych grup wiekowych, często uwarunkowane są też geograficznie i kulturowo.

I to chyba właśnie tu rodzą się największe frustracje. Bo choć ruch #MeToo to obecnie globalna inicjatywa, jej implikacje widoczne są lokalnie. W miejscach pracy i barach toczą się przecież zaciekłe dyskusje o tym, kto i za co powinien ponieść konsekwencje i czy w ogóle? Rozmawiają mężczyźni i kobiety. Wiele kwestii jest oczywistych dla obu stron. Wiele jednak pokazuje, jak łatwo o nieporozumienie, nawet wśród mężczyzn, którzy postrzegają się jako feminiści. Co ważne, także kobiety różnią się w swoich interpretacjach.

Inaczej zresztą wygląda debata w Polsce, a inaczej na przykład w Ameryce. Tam, gdzie zrodził się ruch #MeToo i gdzie dyskusja toczy się od wielu miesięcy, feministki zaczynają powoli dostrzegać niebezpieczeństwo rzucanych z lekkością oskarżeń, które przy pomocy i czynnym udziale mediów społecznościowych jeszcze tego samego dnia kończą się wyrokiem bez wysłuchania obu stron. W efekcie czyjeś życie ulega nagłej degradacji, a ciężko wypracowana kariera pada z prędkością tweeta. Nikt, kto nie popełnił przestępstwa, na to nie zasługuje.

Tam, gdzie zrodził się ruch #MeToo i gdzie dyskusja toczy się od wielu miesięcy, feministki zaczynają powoli dostrzegać niebezpieczeństwo rzucanych z lekkością oskarżeń, które przy pomocy i czynnym udziale mediów społecznościowych jeszcze tego samego dnia kończą się wyrokiem bez wysłuchania obu stron.

Katarzyna Czernik

Ruch #MeToo, co wynika zresztą z nazwy, to akcja doby internetu, a ten przecież radykalnie odmienił sposób, w jaki ludzie współżyją ze sobą społecznie. Żyjemy w dobie tzw. hook-ups, spotkań organizowanych przy pomocy aplikacji, których potencjalny charakter (randka vs. seks) weryfikowany jest często szybką wiadomością tekstową. Ryzyko nieporozumienia jest ogromne.

Stąd właśnie rosnąca liczba przypadków, gdy oskarżenia #MeToo przestają już tylko dotyczyć molestowania seksualnego oraz relacji płciowych w miejscu pracy, a zaczynają wkraczać w przestrzeń prywatną. Zakłada ona, że do seksu dochodzi za zgodą obu stron, jednak związane z nim oczekiwania mogą się różnić. I choć trzeba o tym dyskutować, #MeToo, z wyraźnym naciskiem na jakąś formę fizycznej i psychicznej przemocy seksualnej, nie może być punktem wyjścia. Kiepska randka z prostakiem lub idiotą, który nie wyrządza nam żadnej krzywdy, lub inne oczekiwania wobec przyszłej relacji, to jeszcze nie powód, żeby zrównywać kogoś ze zwykłym przestępcą.

Jeśli szybko nie zdamy sobie z tego sprawy, wylejemy dziecko z kąpielą.

*/ Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Wolfmann [CC BY-SA 4.0]; Źródło: Wikimedia Commons.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 475

(7/2018)
16 lutego 2018

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj