Filip Rudnik: Na Władimira Putina zagłosowało ponad 76 proc. rosyjskich wyborców, czyli 56 mln Rosjan. Tym samym prezydent ustanowił historyczny rekord poparcia. Jest zadowolony z wyniku?

Władysław Inoziemcew: Myślę, że tak – z wielu przyczyn. Po pierwsze, Putin dość głęboko przeżył to, że do tej pory najwyższy wynik w wyborach uzyskał Dmitrij Miedwiediew w 2008 r. Z drugiej strony, chciał uzyskać wysoki rezultat, ponieważ doskonale rozumie, że odejście z polityki teraz jest niemożliwe – jest za dużo problemów: konflikt w Donbasie, wojna w Syrii, korupcja, zabóstwa politycznych przeciwników i tak dalej. Putin nierządzący Rosją nie czuje się bezpieczny – dlatego dla niego nie ma już wyboru.

Putin na zawsze?

Putin to dzisiaj człowiek, który rządzi Rosją nie dlatego, że jest prezydentem czy premierem – a dlatego, że to Putin. Stał się analogią cara czy najwyższego wodza, jak kto woli. Nawet jeśli ktoś zostanie prezydentem z mniejszymi uprawnieniami, a Putin znowu będzie premierem – to ostatecznie większej przebudowy systemu nie będzie. Wszystko będzie funkcjonowało tak, jak funcjonuje teraz. Nieistotne, kto jakie funkcje będzie sprawował – kurs kraju, polityczne akcenty, sposób rządzenia pozostaną takie same.

Z jakim Putinem będziemy mieli do czynienia? Podkreśla się, że – zależnie do kadencji – uprawiał inną politykę. Teraz mieliśmy do czynienia ze „zbieraczem ruskich ziem”. Jaki będzie teraz?

Możliwe są dwa warianty. Być może poczuje, że jest mu wszystko wolno i rozpocznie poważne wojny, na przykład kwestionując niepodległość Ukrainy. Druga możliwość – a zarazem bardziej prawdopodobna – opiera się na tym, że Putin potrzebuje przede wszystkim pieniędzy. Oczywiście, polityka zagraniczna jest dla niego ważna i lubi wyświetlać militarne animacje z groźnymi rakietami, tak jak podczas ostatniego orędzia przed Zgromadzeniem Federalnym. Niemniej jednak, jego otoczenie przede wszystkim potrzebuje pieniędzy. To są najbogatsi ludzie na świecie z manią zarabiania – dlatego polityka ostatnich osiemnastu lat była polityką złodziejstwa.

Istotne jest to, że po wydarzeniach z 2011 r. – po arabskiej wiośnie i protestach w Moskwie – Putin poczuł dużą niepewność. Wybory w 2012 r. nie przekonały go, że jego pozycja jest nienaruszalna.

Chodzi o poparcie wśród społeczeństwa, tak?

Tak. On ma wiele fobii. W 1999 r., kiedy przyszedł do władzy, nie był pewien tego, czy cały system jest mocny. Aneksja Krymu powiększyła jego popularność do 90 proc. Teraz tworzy ogólnospołeczne poczucie, że Rosja jest wojennym obozem – znajduje się w niebezpieczeństwie i musi się bronić. To dało rezultat w postaci mocnej mobilizacji społecznej. Nawet jeśli były wyborcze fałszerstwa, a oczywiście były i frekwencja została podkręcona – to jego poparcie może nie wyniosło 76, a 68 proc. To i tak bardzo dużo.

Putin przez następne sześć lat będzie prowadził spokojną politykę – jego klika jest silna, wszyscy są na miejscu. Wątpliwości co do jego legitymizacji u nikogo nie ma, ludzie się cieszą. Ale właśnie – wielkich konfliktów nie będzie, tylko jeśli on sam jest racjonalnym człowiekiem. Może być też tak, że jest już kompletnie oderwany od rzeczywistości. | Władysław Inoziemcew

Czyli Putin jest bezpieczny?

Putin przez następne sześć lat będzie prowadził spokojną politykę – jego klika jest silna, wszyscy są na miejscu. Wątpliwości co do jego legitymizacji u nikogo nie ma, ludzie się cieszą. Ale właśnie – wielkich konfliktów nie będzie, tylko jeśli on sam jest racjonalnym człowiekiem. Może być też tak, że jest już kompletnie oderwany od rzeczywistości.

Może przykładem tego jest spór na linii Wielka Brytania–Rosja, wydalenie rosyjskich dyplomatów z Londynu i wzrost napięcia? Polski MSZ również zapowiada, że może się zdecydować na wydalenie Rosjan z Warszawy.

Te wydalenia na wiele nie wpływają. Teraz dyskutuje się o tym, czy otrucie Siergieja Skripala było przypadkowe czy nie – i po co ono było.

To jakaś wiadomość Kremla dla Zachodu?

Myślę, że reakcja Zachodu dla Kremla nie była aż taka ważna. Widać to, że wciąż istnieje silna solidarność i zasady KGB, w którym Putin służył, są respektowane. Oni niszczyli i będą niszczyć osobistych wrogów Putina. Ten proces trwa, niezależnie od tego, gdzie ci wrogowie się znajdują. Samo zdarzenie zwiększyło histerię przed wyborami, która jest pomocna Putinowi. Zaś wiadomość dla Wielkiej Brytanii była taka: gdziekolwiek ci wrogowie się znajdują, my ich tak dorwiemy.

A co będzie z opozycją? Widzieliśmy wczoraj spór dwóch opozycyjnych kandydatów: Kseni Sobczak i niedopuszczonego do wyborów Aleksieja Nawalnego, który nazwał Sobczak „instrumentem Putina”. W zeszłym roku byliśmy świadkami masowych protestów antykorupcyjnych. Czy tamta energia się wyczerpała?

Energia, która animowała te protesty, na pewno się nie skończyła. Sam Nawalny wezwał do bojkotu wyborów – jego stronnicy nie oddawali głosów na kogokolwiek innego. Ludzie, którzy głosowali na Sobczak i Jawlińskiego, nie wychodzili na place i nie protestowali. Zwolennicy Nawalnego i Sobczak to są zupełnie różne grupy. I istnieje między nimi wielka przepaść.

Ci ludzie nie mogą się zjednoczyć – każdy uważa, że ma rację. To, co wynika ze wczorajszego sporu między Sobczak a Nawalnym to to, że żadnego kompromisu tam nie będzie. W pełni dopuszczam możliwość, że Sobczak została zachęcona przez Kreml do uczestnictwa w wyborach. Mimo tego, uważam za jej osiągnięcie to, że jest pierwszym kandydatem, który wyszedł do szerokiej rzeszy rosyjskich wyborców i otwarcie powiedział to, czego wcześniej nikt nie mówił.

Na przykład?

Na przykład to, że aneksja Krymu odbyła się bezprawnie. To w przyszłości może dać większe efekty niż filmiki Nawalnego.

Tak czy inaczej – rosyjska opozycja nie istnieje. „Jabłoko” Jawlińskiego jako siła polityczna jest już od dawna martwa. Istnieje grupa, którą nazywam „politycznymi dysydentami” – oni nie lubią Putina, mają inne spojrzenie na przyszłość kraju, ale są rozbici i nie tworzą żadnego silnego ugrupowania. Nie wierzę w to, że w najbliższym czasie się zjednoczą. Nie znam też powodu, dla którego mogliby to zrobić – najbliższe ogólnorosyjskie wybory odbędą się w 2021 r., czyli za trzy i pół roku. Opozycja w przeszłości cieszyła się o wiele większym poparciem niż teraz – a i tak nie potrafili się zjednoczyć. To im nic nie da. Możemy oszacować, że bojkot Nawalnego obniżył frekwencję o 3–4 proc. Jawliński dostał 1, Sobczak – 1,6 proc. Łącznie to daje 6 proc. Biorąc pod uwagę silną propagandę rządową, taki poziom poparcia nie gwarantuje uzyskania parlamentarnych mandatów w 2021 r.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: vborodinova, pixabay.com, CC0 Creative Commons