Wszędzie tam, gdzie odbywa się komunikacja, w grę wchodzą emocje. Kierujemy się nimi, często nie zdając sobie sprawy z tego, że wszyscy im ulegamy i że raz po raz biorą nad nami górę. Jedne emocje akceptujemy, inne odrzucamy, tłamsimy w sobie i nie dajemy dojść im do głosu. Nie ulega jednak wątpliwości, że towarzyszą nam na każdym kroku i nie możemy się od nich odciąć, choć często bardzo byśmy tego chcieli. Nam dorosłym nie tak znowu rzadko zdarza się wśród nich zagubić. A co dopiero mają powiedzieć dzieci – nieświadome jeszcze tego, co się dzieje w ich wnętrzu. „Uczucia” w przystępny i zrozumiały zarówno dla dorosłego, jak i dziecka sposób poruszają tę tematykę. To zbiór krótkich rymowanych definicji różnych emocji – od radości, przez gniew, strach i zazdrość, po smutek – w prosty i obrazowy sposób pokazujący mechanizm ich działania.
Jak pomóc dziecku radzić sobie z emocjami, których nie rozumie? Nie ma innej drogi niż rozłożenie każdej emocji na czynniki pierwsze i pokazanie, czym różni się ona od pozostałych. „Uczucia” zostały pomyślane w taki oto sposób – by objaśnić, na czym polega złożoność stanów emocjonalnych. Autorzy książki porównują emocje do zmiennych stanów natury. I tak na przykład smutek kojarzą z nadciągającą nie wiadomo skąd ponurą chmurą. Nieprzypadkowo przecież, gdy ktoś jest smutny, radzimy mu, by się rozchmurzył. Wstyd zwizualizowany został w postaci teatralnej sceny, która przytłacza swoim ogromem, a oczy patrzących wydają się prześwietlać stojącą na niej osobę na wylot. Radość natomiast jest blaskiem słońca, dźwiękiem śpiewu i ciepłem piasku na plaży, podczas gdy strach staje przed czytelnikiem w formie ciemnego lasu, w którym zza drzew zerkają na zbłąkanego potwory.
O tym, jak się czujemy, zawsze mówimy, odnosząc się do przestrzeni. Żyjemy w stałym związku z przestrzenią, która na nas oddziałuje. Patrzymy na siebie również przez pryzmat przestrzeni, określając swoje w niej miejsce. To nasze myślenie przestrzenią zakotwiczone jest również w języku. Tym tropem poszła także Libby Walden i okrasiła tekst książki przestrzennymi metaforami, które znajdziemy na niemal każdej rozkładówce. Trafnie oddają one ludzkie uwikłanie w emocje znane z naszego codziennego doświadczenia, a zarazem sposób, w jaki owo uwikłanie próbujemy zwerbalizować. Jakby się zastanowić, dojdziemy do wniosku, że nie bez przyczyny przecież, gdy jesteśmy smutni, mówimy, że „mamy doła” (Anglicy powiedzą, że czują się nisko – to feel low), wzrok kierujemy w podłogę, bo czujemy, że przytłacza nas jakiś niewidzialny i trudny do opisania ciężar. Z kolei, gdy się cieszymy, unosimy głowę, wyostrzamy wszystkie zmysły, słysząc śpiew ptaków i dziecięcy śmiech, czujemy przyjemne ciepło rozpływające się po całym ciele, a nasza twarz mimochodem układa się w uśmiech na widok każdej drobnej rzeczy, której nie jesteśmy w stanie dostrzec, gdy targają nami silne, negatywne emocje. Każdemu, nie tylko dzieciom, łatwiej poruszać się w przestrzeni, która jest im bliska, oswojona, dlatego oddziaływanie emocji najłatwiej pokazać na zasadzie skojarzeń z przyrodą i jej zmiennością.
To, co przyciąga uwagę czytelnika i czyni książkę atrakcyjną wizualnie, wyróżniając ją na tle innych, jest jej formalny koncept. Zabieg wycięcia otworu w centralnej części książki to wizualna metafora ludzkiego zanurzenia w emocjach. Przez niego spoglądamy na chłopca umieszczonego na ostatniej stronie, do którego zbliżamy się, przewracając kartki. To on zaprasza nas do swojego wnętrza, pozwalając czytelnikowi odkrywać kolejne warstwy emocji i oswajać się z nimi. W ten sposób nasze nieustanne emocjonalne zakotwiczenie w świecie nabiera wizualnego charakteru. Mały narrator opowiada o tym, co czuje, a czego nie potrafilibyśmy odczytać, bazując jedynie na tym, co widzimy. Jego niewzruszona twarz zdaje się nie wyrażać żadnych emocji, jakby była z nich zupełnie wyprana.
„Uczucia” nie tylko opowiadają o emocjach, ale także pozwalają je poczuć. Z rozkładówek płynie chłód, gdy mowa o smutku czy strachu. A wszystko to za sprawą kolorów, które, jak wiemy, mają swój ciężar, znaczenie i moc. Za ich pomocą można wywołać każde wrażenie. Dlatego, trafiając na definicję radości, mimowolnie się uśmiechamy, bo do naszej siatkówki docierają ciepłe odcienie czerwieni i żółci wesoło kontrastujące z turkusem i zielenią. Spokój zaś czujemy dzięki wypełniającej książkę po brzegi sennej niebieskości tafli wody, na której nie pojawia się ani jedna zmarszczka.
Nie da jednak się nie zauważyć, że książka nagina nieco rzeczywistość. Porządkuje emocje, podaje je w pewnej kolejności. A przecież wiemy, że w życiu niezwykle trudno o takie uporządkowanie (o ile utopijnie wierzymy, że jest ono w ogóle możliwe). Zazwyczaj emocje odczuwamy niemal jednocześnie. Ich płynna natura sprawia, że nieraz trudno jest postawić granicę między jedną emocją a drugą. A co dopiero mają zrobić dzieci, które nie są świadome źródła wielu z nich? Radość, strach, gniew, odraza, smutek i wiele innych uczuć toczą we wnętrzu każdego nieustanną walkę o dominację, którą genialnie pokazali już wcześniej twórcy „W głowie się nie mieści”.
„Uczucia” to książka, która może obudzić w nas chęć rozmowy o tym, co skrywa się w naszym (i dziecka) wnętrzu. Pokazuje, że jesteśmy mozaikami emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Jedne są tak samo ważne i potrzebne jak drugie, a uciekanie od nich to chowanie głowy w piasek. Nieważne, jak bardzo nam to nie na rękę i jak długą drogę trzeba czasem przejść, by je zrozumieć, warto podjąć ten trud. Książka Libby Walden z ilustracjami Richarda Jonesa zachęca do udania się w podróż po świecie emocji. Wraz z chłopcem przemierzamy ich kręte ścieżki, góry i doliny. Raz stajemy na szczycie i czujemy, że nic nie jest w stanie nas powstrzymać, a na usta aż pchają się słowa piosenki z „Krainy Lodu”, innym razem wspinamy się po kipiącym złością wulkanie, a jeszcze innym – unosimy się w bańce samotności. „Uczucia” niosą ze sobą ważny przekaz. Poruszają trudny temat emocji, na który często się zamykamy, wypierając i tłamsząc w sobie emocje zamiast próbować je zrozumieć. Gdybyśmy częściej, ulegając im, poddawali je skrupulatnej analizie, nasza codzienna komunikacja tylko by na tym zyskała. Zamiast tego jednak wolimy, by brały nad nami górę. Kultura także nie ułatwia nam bycia z emocjami za pan brat. Nie uczy nas, jak sobie z nimi radzić, przeciwnie – każe trzymać je na wodzy i przybierać pokerową twarz. W procesie socjalizacji wielokrotnie między emocjami a słabością stawia się znak równości. Ale czy naprawdę emocje nie są dziś na topie? Czy powinniśmy zostawiać je za drzwiami, przekraczając próg szkoły czy pracy? Przecież to dzięki nim zapamiętujemy, to one wspomagają nasz proces rozumienia. I gdyby były nam wrogie, to nie wzruszałyby nas tak mocno ani nie bawiły filmy, które przecież wielu z nas uwielbia. Nawet największy twardziel płakał przecież kiedyś podczas oglądania „Króla Lwa” czy „Małego Księcia”.
Z emocjami nie ma lekko. Każdy inaczej je okazuje, inaczej też je odczuwa. Psychologiczna iluzja przejrzystości prowadzi nas na manowce. Gdyby tylko istniał wykrywacz emocji, który pozwoliłby w mgnieniu oka dojrzeć wnętrze drugiej osoby! – pomyśli wielu. Jest jednak na to pewien sposób. Nie żaden magiczny eliksir, lecz środek dostępny każdemu z nas: rozmowa.
Książka:
Libby Walden, „Uczucia”, il. Richard Jones, tłum. Barbara Supeł, wyd. Zielona Sowa, Warszawa 2018.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.