Szanowni Państwo,
opozycja wyraźnie łapie wiatr w żagle. Grzegorz Schetyna w wywiadzie dla Gazety.pl nawet zapowiedział „szpagat”, co oznacza ścisły sojusz opozycyjnych ugrupowań – bez oglądania się na różnice programowe.
Rzeczywiście, sondażowo PiS się potknęło. I – najwyraźniej – mocno przestraszyło. Najpierw prezes Kaczyński po kilku tygodniach kryzysu wywołanego przez ujawnienie premii dla ministrów rządu Beaty Szydło spróbował przeciąć sprawę. Zapowiedział zwroty premii i dotkliwe cięcia pensji posłów, senatorów i samorządowców. Niedługo potem, 14 kwietnia, na konwencji programowej partia próbowała odzyskać wigor zapowiedziami nowych wydatków socjalnych i udogodnień dla matek oraz osób niepełnosprawnych. A jednak – w teorii chwytliwe – zapowiedzi „piątki Morawieckiego” oraz programów „Mama+” i „Dostępność+” nie pomogły w odzyskaniu inicjatywy.
PiS jest w kryzysie, zauważaliśmy już wówczas . A wkrótce potem szumne zapowiedzi okazały się nie tylko nieskuteczne, lecz także zemściły się na ich autorach. Kilka dni po konwencji zapowiadającej nową jakość w polityce na rzecz osób niepełnosprawnych grupa takich osób rozpoczęła protest w Sejmie, domagając się podniesienia wysokości świadczeń. Okazało się, że zwolennikom programu „Dostępność+” nagle zabrakło pieniędzy. Kolejne wizyty ministrów i samego premiera u protestujących nie przyniosły rozwiązania. A zaskakująca wizyta prezydenta, zamiast pomóc, tylko rozdmuchała plotki o konflikcie na linii partia–Pałac Prezydencki.
Nad wyraz aktywny ostatnio w mediach Jarosław Kaczyński po raz kolejny spróbował ucieczki do przodu i… ogłosił kandydatów partii na prezydentów największych miast w zbliżających się wyborach samorządowych. Znów się nie udało. Media z obowiązku wymieniły nazwiska kandydatów, a następnie wróciły do pytań o protestujących niepełnosprawnych, którzy majówkę najpewniej spędzą na sejmowych korytarzach. Co więcej, prezentacja kandydatów odbyła się w tym samym czasie, co organizowany przez prezydenta Dudę na Stadionie Narodowym kongres poświęcony referendum konstytucyjnemu, które prezydent od roku forsuje, a którego PiS nie chce. Jak ocenił Jacek Sasin, wycofanie się z tej inicjatywy byłoby „dobrym krokiem”.
Spór między prezydentem a ugrupowaniem rządzącym jest z pewnością najciekawszym konfliktem w sferze medialnej – ale czy tak naprawdę jest najistotniejszy? Po dymisji Antoniego Macierewicza oraz zawetowaniu przez prezydenta ustawy degradacyjnej – ważnego projektu byłego ministra obrony – na pierwszą pozycję w politycznych przetasowaniach wysuwa się Zbigniew Ziobro. Wydaje się, że gwiazda technokratycznego Morawieckiego nie spełnia oczekiwań i blednie przy pozycji szefa Solidarnej Polski. Ziobro, po forsownej przebudowie systemu sprawiedliwości, w tej chwili buduje swoją pozycję, nie ponosząc przy tym odpowiedzialności za kolejne potknięcia rządu. Nawet z niesławnej ustawy o IPN-ie, której źródłem był resort sprawiedliwości, Ziobrze udało się wyjść bez większego szwanku.
Co więcej, autor ustawy, Patryk Jaki, został właśnie kandydatem partii na prezydenta Warszawy, mimo że jeszcze niedawno Jarosław Kaczyński zapowiadał, że większe szanse ma „człowiek Morawieckiego”, Michał Dworczyk z Kancelarii Premiera. Czy to Kaczyński prezes uprawia w ten sposób swoje divide et impera, czy też to właśnie Ziobro potrafi już sam inicjować i doprowadzać do końca swoje propozycje, czy może w szeregi PiS-u wkradł się chaos, nad którym w tej chwili nikt nie panuje?
Stracona inicjatywa, protesty społeczne, konflikty wewnętrzne, brak pomysłu na przejście do ofensywy, kulejąca kampania samorządowa i widoczny w szeregu sondaży spadek poparcia. Nie ulega wątpliwości, że PiS straciło impet.
„Obecnie nadszedł moment… dreptania, druga połowa kadencji – czas konsumowania i administrowania”, mówi dziennikarz i autor biografii Jarosława Kaczyńskiego Piotr Zaremba w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Filipem Rudnikiem. Czy to poważny kryzys? Zdaniem Zaremby, „jeśli PiS nie pogrąży się dalej swoimi błędami, to cały czas ma poważne szanse na wygraną”. Zaznacza jednak, że nie będzie to „orbánowski marsz po władzę absolutną”, a co najwyżej próba utrzymania status quo. To cel z pewnością poniżej ambicji Jarosława Kaczyńskiego.
Pojawia się więc pytanie, czy na tym pisowskim „dreptaniu” zyska którekolwiek ugrupowanie opozycyjne? Z pewnością nie będzie to tak zwana „nowa lewica”, mówi socjolog i kulturoznawca, były członek partii Razem, Jan Sowa w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. „To tylko my mamy wrażenie, że świat się wali, a państwo się dezintegruje. […] Przeciętny człowiek w Polsce nie odczuł w najmniejszym stopniu domniemanej katastrofy, która obecnie, zdaniem «liberalnych» mediów, ma miejsce”. Według niego, „jeśli już jakaś lewica ma Prawo i Sprawiedliwość zastąpić, to będzie to lewica konserwatywna”.
Sowa ma tu na myśli na przykład środowisko Klubu Jagiellońskiego. Jak na razie jednak sondażowe korzyści z potknięć PiS-u odnosi tylko jedna partia – Sojusz Lewicy Demokratycznej.
„Z silnym poczuciem przykrości muszę powiedzieć, że do koalicji [PO i Nowoczesnej – przyp. red.] w wyborach samorządowych i parlamentarnych powinno dołączyć SLD. Bo zwiększy to siłę opozycji. Punkty zbierają ci, którzy współpracują, a tracą ci, którzy nie potrafią się dogadać”, mówi dziennikarz „Gazety Wyborczej” Marek Beylin w rozmowie z Jakubem Bodzionym.
Na łamach „Kultury Liberalnej” wielokrotnie krytykowaliśmy bezrefleksyjną wiarę w moc zjednoczenia opozycji, podkreślając, że poparcie dla poszczególnych partii nie musi się sumować, a konflikty wewnętrzne mogą dodatkowo zniechęcić wyborców.
W odróżnieniu od wielu zwolenników wielkiej opozycyjnej koalicji Beylin zaznacza jednak, że tworzące je partie muszą wypracować jakieś minimum programowe. Retoryka anty-PiS-u z pewnością nie wystarczy, co do tego nie ma wątpliwości. Ale czy kilka partii ma szanse na stworzenie wspólnego programu w sytuacji, gdy nie potrafią „sprzedać” swoich propozycji oddzielnie? Mamy co do tego poważne wątpliwości.
Jak na razie znaleźliśmy się w sytuacji, w której partia rządząca pokazuje niewątpliwą słabość, ale na owej słabości – jak na razie – nikt nie potrafi skorzystać. Łączenie się w grupy – bez dalszych pomysłów – z pewnością tej sytuacji nie zmieni.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”