Watykan i Pekin nie mają ze sobą wiele wspólnego, jednak pomiędzy obiema stolicami istnieją pewne podobieństwa. Są nimi dyskrecja działań i daleko posunięty polityczny pragmatyzm. Dyskrecja dyplomatyczna pozwoliła hierarchom watykańskim na początku tego roku ogłosić, że porozumienie z Pekinem, kończące rozbicie kościoła katolickiego w Chinach, jest już gotowe i zostanie wprowadzone w ciągu kilku miesięcy. Biorąc pod uwagę, że Państwo Watykańskie i Chińska Republika Ludowa zerwały oficjalne kontakty w 1951 roku, byłoby to historyczne wydarzenie. Od 1957 roku jedyną legalną reprezentacją chińskich katolików jest Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, które nie uznaje zwierzchnictwa papieża i w pełni podlega kontroli władz. Część wiernych zaakceptowała mniej lub bardziej dyskretną ingerencję w swoją religię i wyznaje wersję katolicyzmu z chińską charakterystyką, część zrezygnowała z uczestnictwa w stowarzyszeniu i utworzyła tzw. kościół podziemny, wierny papieżowi i niezgadzający się na wybór biskupów przez władze świeckie.

Przez kilka dekad wyznawanie w ChRL czegokolwiek poza kultem Mao nie było mądrą decyzją, zwłaszcza w dekadzie rewolucji kulturalnej 1966–1976, kiedy każdą religię tępiono z rewolucyjnym ferworem. Poluzowanie nastąpiło dopiero na początku lat 80., wówczas władza zajęta reformami gospodarczymi nie zwracała większej uwagi na religijne przebudzenie swoich obywateli. Jednak gdy w ateistycznych Chinach gwałtownie zaczęła rosnąć liczba ludzi deklarujących wiarę, władze zwróciły swoje argusowe oko na poczynania organizacji religijnych. Największą uwagę skupił na sobie islam, ale chrześcijaństwo, które wprowadzone do Chin późno i zawsze łączone z wpływami zewnętrznymi, szybko zostało uznane za potencjalne zagrożenie dla stabilności kraju. Liczba chrześcijan w Chinach, wahająca się od 12 do 100 milionów – szacunki różnią się w w zależności od źródła – bardzo dynamicznie rośnie i od ponad dekady rokroczny wzrost wyznawców przekracza 10 proc. Chrześcijanie poczuli się na tyle pewnie, że zaczęli wznosić imponujące kościoły ozdobione wielkimi krzyżami, tworzyć własne placówki edukacyjne i organizacje charytatywne.

Liczba chrześcijan w Chinach, wahająca się od 12 do 100 milionów, bardzo dynamicznie rośnie i od ponad dekady rokroczny wzrost wyznawców przekracza 10 proc. Chrześcijanie poczuli się na tyle pewnie, że zaczęli wznosić imponujące kościoły ozdobione wielkimi krzyżami, tworzyć własne placówki edukacyjne i organizacje charytatywne. | Katarzyna Sarek

Rozbicie chińskiego Kościoła od dawna było solą w oku Watykanu, jednak w ciągu ostatnich kilku lat władze kościelne zaczęły intensywnie pracować nad rozwiązaniem tego problemu. W 2007 roku Benedykt XVI napisał list do katolików chińskich, wzywając do jedności, określając wyznawców obu odłamów „prawdziwym Kościołem” i apelując do tych podziemnych, aby „wznieśli się ponad osobiste urazy zrodzone z bolesnych i trudnych doświadczeń”. Największy problem zawsze stanowili biskupi – wybieranych przez chińskie władze Watykan ekskomunikował, a ci podziemni musieli się ukrywać i byli narażeni na prześladowania.

Watykan, dążąc do porozumienia z władzami Chin i zakończenia rozbicia lokalnego Kościoła, jest gotów na niespotykane ustępstwa, na przykład łamanie prawa kościelnego, które wprost zabrania uczestnictwa władzy świeckiej w procesie wyboru biskupów. Podobno zgodnie z negocjowanym porozumieniem władze chińskie będą miały pewne prawo do zgłaszania własnych nominacji biskupich. Już teraz zdarzają się prośby skierowane do biskupów podziemnych, aby dobrowolnie zrzekli się funkcji na rzecz biskupów patriotycznych. Niektórzy stosują się do zaleceń, ale na przykład biskup Guo Xijin odmówił ustąpienia z urzędu, wskazując, że z jego następcy wciąż nie zdjęto ekskomuniki, zatem jest on niezdolny do pełnienia tej funkcji. Wtedy biskupem zainteresowała się chińska policja, zaprosiła go na herbatę i rozmowę, która przeciągnęła się do 48 godzin.

Pragnąc zdobyć przychylność Chińczyków, rzymscy hierarchowie niekiedy popadają w sporą przesadę… Rządowa tuba „Global Times” zachwyciła się niedawno mądrością biskupa Sorondo, który obwieścił, ku zadziwieniu wielu, że „Chiny to kraj najlepiej wcielający w życie nauczanie społeczne Kościoła. Gospodarka [Chin] nie dominuje w polityce, tak jak dzieje się to w Stanach Zjednoczonych, przyznają to sami Amerykanie. Nie znajdziesz dzielnic nędzy, młodzi ludzie nie biorą [tam] narkotyków”. Co więcej, „Chiny ewoluują w bardzo dobrym kierunku” i „bronią godności osoby”.

Ta niespotykana elastyczność Rzymu nie robi jednak wrażenia na Chińczykach, którzy zdają się drażnić z watykańskimi negocjatorami. Podczas gdy kolejni purpuraci wychwalają Chiny i opowiadają o porozumieniu, które jest już na horyzoncie, Pekin regularnie wyciąga z kapelusza niespodzianki dla miejscowych katolików. Na przykład: zakaz sprzedaży dzieł religijnych, który teoretycznie obowiązywał od dawna, lecz nikt go nie przestrzegał ani nie egzekwował. W ciągu jednego czwartku, 5 kwietnia, ze wszystkich sklepów internetowych gigantów wycofano papierowe i cyfrowe wersje Pisma Świętego. Koran pozostał dostępny, w końcu sztywne trzymanie się litery prawa też ma swoje granice… Tego samego dnia władze prowincji Henan ogłosiły zakaz wstępu dzieci do kościołów, a w mszach mogły brać udział tylko osoby pełnoletnie. Do innych niespodzianek należy zaliczyć wyburzenie olbrzymiego nowego kościoła w Linyi, na terenie prowincji Shanxi, które miało miejsce na początku 2018 roku. Świątynia mogła pomieścić 50 tysięcy ludzi i była ufundowana wyłącznie ze składek wiernych. Władze uznały, że była to samowola budowlana i wysadziły kościół za pomocą dynamitu. Niszczenie budynków kościelnych, zrzucanie krzyży, zamykanie katolickich przedszkoli i szkół – a dotyczy to również instytucji związanych z Kościołem Patriotycznym, staje się powoli elementem codzienności.

Polityka Pekinu, konsekwentnie ograniczająca wolności religijne, nie ulegnie zmianie na skutek jakiegokolwiek porozumienia zawartego z głową Kościoła katolickiego. Komunistyczna Partia Chin, której członkiem może być tylko ateista, nie ma żadnego interesu w przyznawaniu swobód chrześcijanom, a układ z Watykanem może być dla niej atrakcyjny jedynie z powodów prestiżowych albo jako środek doprowadzający do zerwania kontaktów dyplomatycznych papiestwa z Tajwanem.

Niszczenie budynków kościelnych, zrzucanie krzyży, zamykanie katolickich przedszkoli i szkół – a dotyczy to również instytucji związanych z Kościołem Patriotycznym, staje się powoli elementem codzienności. | Katarzyna Sarek

Wśród najwyższych hierarchów Kościoła katolickiego zdarzają się głosy krytyczne, twierdzące, że Watykan na układzie z komunistycznymi Chinami może jedynie stracić. Emerytowany arcybiskup Hongkongu, kardynał Joseph Zen, stwierdził, że bez perspektyw na wyraźne korzyści dla Kościoła katolickiego w Chinach, Stolica Apostolska powinna zerwać negocjacje. Dodał również, że polityka ustępstw ostatnich lat osłabiła Kościół, a od złego porozumienia lepszy jest jego brak. Z jego ust wyszły także bardzo mocne słowa oskarżające Watykan o zdradę podziemnych katolików chińskich i polityczne motywacje niemające wiele wspólnego z religią.

Nie da się ukryć, że dla wiernych papieżowi praktykujących katolików działania dyplomatów papieskich mogą być niezrozumiałe i szokujące. Dlaczego to oni mają się dostosować do Kościoła Patriotycznego, który z punktu widzenia doktryny, należy do grupy zdrajców i odszczepieńców? Dlaczego ekskomunikowany biskup nagle okazuje się zdatny do objęcia urzędu? Dlaczego członkowie Kościoła Patriotycznego są traktowani przez papieża na równi z nimi, chrześcijanami prawie katakumbowymi i płacącymi realną cenę za wierność Stolicy Apostolskiej? Najwidoczniej Watykan uznał, że zniesienie dwudzielności katolicyzmu w Chinach jest warte pewnych poświęceń i poluzowania dogmatów.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: pxhere, CC0 Public Domain