Gdy siadam do pisania tego tekstu, w polskim Sejmie właśnie zawiesiły protest osoby niepełnosprawne, które koczowały ponad miesiąc na korytarzu, żeby wymóc w końcu na władzach zapewnienie im należytych warunków życia. W ciągu ostatniego roku na ulice musiały wychodzić kobiety, broniąc prawa do decydowania o własnych ciałach – czarne marsze przelewały się przez dziesiątki miast. W okolicach 17 maja, czyli Międzynarodowego Dnia przeciwko Homofobii, Bifobii i Transfobii, okazało się, że Polska jest drugim najbardziej homofobicznym krajem Unii Europejskiej. Na stronie „Tygodnika TVP” pojawił się tekst Tomasza Terlikowskiego „Homoseksualizm. Grzech odpychający nawet dla szatana” (partnerem serwisu jest Lotos, spółka skarbu państwa). We wrześniu zeszłego roku czternastoletni Kacper z Gorczyna popełnił samobójstwo, bo nie wytrzymał homofobicznych prześladowań ze strony innych uczniów.

Te impresje z kilku ostatnich miesięcy pokazują, że nadal żyjemy w świecie, w którym deficytem jest szacunek dla ludzi reprezentujących określone grupy mniejszościowe; zamiast tego stosuje się wobec nich łatki takie jak „homoseksualne lobby” czy „rozhisteryzowane feministki”. W egoistycznym odruchu trudno o dostrzeganie cierpienia konkretnych ludzi, a łatwo o przekonanie, że to jacyś abstrakcyjni „oni” skarżą się bezpodstawnie na swój los.

Źródło: Gutek Film.

Dokładnie o tym społecznym mechanizmie zamiatania pod dywan wszelkich spraw niewygodnych dla większości opowiada „120 uderzeń serca”. Film Robina Campillo to historia organizacji ACT UP Paryż, która domagała się skutecznego działania władz i koncernów farmaceutycznych w celu zahamowania epidemii AIDS trwającej w latach 80. i 90. Członkowie organizacji swoimi radykalnymi czasem działaniami walczyli o zwrócenie uwagi opinii publicznej na to, że „rak gejów” to nie abstrakcyjne pojęcie, ale cierpienie i śmierć tysięcy ludzi – jednostek, które mają imiona i nazwiska, prawo do leczenia i życia. I chociaż dzisiaj wydaje się, że epidemia AIDS to już przeszłość, a obecnie osoby zakażone HIV mogą funkcjonować normalnie, film Campillo pokazuje mechanizm, który jest przerażająco aktualny także w 2018 roku.

Aktywizm

Kilkunastu aktywistów wdziera się na scenę w czasie spotkania, na którym rządowa agencja zajmująca się przeciwdziałaniem epidemii AIDS ma zamiar przedstawić swoje osiągnięcia. Sytuacja wymyka się spod kontroli, woreczek ze sztuczną krwią rozbija się na głowie urzędnika. Radykalne działanie paryskiego oddziału ACT UP odbiera negatywnie nie tylko władza, ale też inne organizacje działające na rzecz osób LGBT i chorujących na AIDS. Polaryzująca przekaz medialny akcja przynosi jednak skutek – zaczyna się nią interesować opinia publiczna. To działanie, które nie przechodzi, jak większość dotychczasowych, bez echa. Pokazując właśnie je w inicjalnej sekwencji swojego filmu, Campillo dokonuje znaczącego wyboru, stawiając sobie za cel przedstawienie w pierwszej kolejności historii ruchu, a nie tworzących go jednostek. Ta taktyka pomaga wprowadzić widza, który nie ma pojęcia o tym, czym była epidemia AIDS ani czym jest ruch ACT UP, w klimat przełomu lat 80. i 90. Przyglądamy się bardzo dobrze pod względem merytorycznym przygotowanej scenie wykładu o stanie badań nad lekami na AIDS, nieustannemu podawaniu przez bohaterów poziomu limfocytów T we krwi czy dokładnym opisom dolegliwości związanych z przyjmowanymi lekami. Wszystko to znacznie lepiej niż wzruszające sceny słuchania opery, rodem z – kultowej swoją drogą – „Filadelfii” (reż. Jonathan Demme, 1993), pokazuje, z czym musieli mierzyć się zakażeni HIV jeszcze kilka dekad wstecz. Zarazem tak skrupulatne pokazanie ich codziennych zmagań z własnymi ciałami tłumaczy radykalizm działaczy ACT UP.

Campillo nie wnika w losy swoich bohaterów sprzed mrocznego czasu, który nadszedł w latach 80. Skupia się za to na momencie, w którym musieli zacząć, dosłownie, walczyć o swoje życie z koncernami farmaceutycznymi i władzami. | Mateusz Góra

Najlepiej sytuację większości zakażonych aktywistów ukazuje niezwykle poruszający fragment innego filmu, „Turning”, dokumentalnego zapisu trasy zespołu Antony and The Johnsons w reżyserii Charlesa Atlasa z 2012 roku. Zespół prosił kobiety, w większości transpłciowe, żeby pojawiały się w czasie koncertów na scenie, stojąc na obracającej się platformie. W dokumencie pokazano ich historie. Jedną z nich była bohaterka, która przyjechała do Nowego Jorku z Azji krótko przed wybuchem epidemii AIDS. Wraz z grupą przyjaciół odniosła ogromny sukces, zajmując się projektowaniem wnętrz. Wydawało się, że jej życie zamienia się w bajkę i spełnia swój amerykański sen, zmierzając prostą drogą do bogactwa. Po chwili jednak jej głos się załamuje: tłumiąc łzy, zaczyna opowieść o wybuchu epidemii. Wymienia znajomych, którzy umierali rok po roku, aż do ostatniego. Było to przeżycie tak traumatyczne, że częściowo przyczyniło się do jej tranzycji. Takich scen jak ta z „Turning” brakuje w „120 uderzeniach serca” – Campillo nie wnika w losy swoich bohaterów sprzed mrocznego czasu, który nadszedł w latach 80. Skupia się za to na momencie, w którym musieli zacząć, dosłownie, walczyć o swoje życie z koncernami farmaceutycznymi i władzami. W jednej ze scen bohaterowie rozmawiają o innych aktywistach, z trudem zgadując, czym na co dzień się zajmują, mimo iż spędzają z nimi mnóstwo czasu. Skoncentrowani na walce z epidemią zajmują się jedynie przygotowywaniem kolejnych działań i ewentualnie odreagowywaniem silnych emocji w dzikim tańcu w klubie po zakończonym kolejnym dniu.

Źródło: Gutek Film.

Campillo przyjrzał się działaniu ACT UP – rzucaniu woreczkami ze sztuczną krwią, wymyślaniu haseł, które dosadnie ukazałyby konsekwencje bezczynności wobec epidemii – na czele z najbardziej znanym „silence=death”, rozsypywaniu prochów zmarłego aktywisty na bankiecie dla bogatych i wpływowych ludzi, którzy ignorowali los osób LGBTQ, więźniów, pracowników seksualnych i narkomanów, czyli grup szczególnie wówczas narażonych na zakażenie HIV. Zabrakło jednak w jego spojrzeniu krytyki wobec francuskich władz oraz społeczeństwa – pogłębionej analizy społecznej, od której reżyser uciekł również przy realizacji „Eastern Boys” (2013). W finale tamtego filmu sędzia oficjalnie w swoim wyroku uznaje za zgodną z prawem nietypową relację dwójki bohaterów, którzy zaczęli od bycia kochankami, a ostatecznie stali się ojcem i synem. Francuskie społeczeństwo i władze wydają się tolerancyjne, otwarte i w pełni wspierające osoby LGBTQ. Podobnie w „120 uderzeniach serca” Campillo skupił się na konflikcie aktywistów z koncernami farmaceutycznymi, zapominając o ogromnym odrzuceniu i nienawiści, jaką w społeczeństwie budziły i wciąż budzą osoby zakażone HIV. Pokazując jedynie pełne lęku spojrzenie jednego z pasażerów metra, który odsuwa się, widząc parę gejów trzymających się za ręce, w swojej wizji reżyser konsekwentnie unika zarysowania relacji na linii Francuzi–aktywiści czy władza–aktywiści, pozostawiając ich działania bez szerszego komentarza.

Być może jednak stronienie od przekroju postaw społecznych pozwoliło Campillo zawrzeć w filmie osobistą perspektywę i przełożyć na język obrazów obsesyjne wręcz myślenie o chorobie, które udzielało się aktywistom. Każdy z nich znalazł swój sposób na poradzenie sobie z tym myśleniem. Najlepiej widać to, gdy główny bohater, Sean, traci panowanie nad sobą podczas spotkania, na którym inny aktywista, Thibault, proponuje, aby w pierwszym rzędzie na paradzie równości wystąpili hospitalizowani chorzy na AIDS. Czując zaostrzającą się chorobę, Sean sugeruje, że to jedynie działanie ukierunkowane na wywołanie szumu medialnego i (auto)stygmatyzowanie. Wie, że sam niedługo wyląduje w szpitalu i nie chce być tym, którego los miałby budzić u innych ludzi litość. Wewnętrze podziały, spowodowane poczuciem bezsilności i śmiercią kolejnych aktywistów, nie odebrały jednak ACT UP stanowczości w walce o dostęp do leków.

Stronienie od przekroju postaw społecznych pozwoliło Campillo zawrzeć w filmie osobistą perspektywę i przełożyć na język obrazów obsesyjne wręcz myślenie o chorobie, które udzielało się aktywistom. | Mateusz Góra

Ludzie

W narrację o wywieraniu presji na firmy farmaceutyczne Campillo wplata losy kilku postaci; wszystkie od początku do końca filmu określa jedna, najbardziej wyrazista cecha. Na dokładne zarysowanie ich motywacji oraz charakterów zabrakło miejsca w historii poświęconej samemu aktywizmowi. Obok charyzmatycznego przywódcy, czyli Thibaulta, mamy wygadanego i pełnego życia Seana, zafascynowanego nim przystojnego i małomównego Nathana, a na drugim planie zdeterminowaną i waleczną Sophie. Najwięcej uwagi reżyser poświęca związkowi Nathana i Seana. W sekwencji ich pierwszego kontaktu seksualnego Sean opowiada, jak został zakażony, a widok splatających się ciał poznanych na spotkaniu ACT UP kochanków przenika się z wizją stosunku, który w kilka minut zmienił zupełnie życie bohatera. W ciemności trudno rozpoznać, w którym dokładnie momencie oglądamy projekcję z przeszłości, a w którym to, co dzieje się we właściwym czasie akcji filmu. To uderzające podobieństwo najlepiej pokazuje, że bezpieczny seks nie różni się w odczuciach, przeżywaniu i intensywności od tego bez zabezpieczeń. Jedynie konsekwencje, jakie wiążą się z brakiem odpowiedzialności za siebie i partnera czy partnerkę, mają w tej sytuacji znaczenie. W końcu chociaż przyjemność wydaje się taka sama, co sugeruje Campillo, może iść z nią w parze nieuleczalna choroba.

Źródło: Gutek Film.

Brakuje w „120 uderzeniach serca” postaci tak wyrazistych i pełnych życia, jak chociażby te z „Aniołów w Ameryce”, miniserialu HBO nakręconego na podstawie sztuki Tony’ego Kushnera. Ich główny bohater, chorujący na AIDS Prior, staje się niemal prorokiem nadchodzącej olbrzymiej, chociaż nieokreślonej, zmiany dla świata. Campillo nie stosuje tak wyszukanych metafor, pokazując, jak bardzo w obliczu epidemii świat stał się czarno-biały. Wobec ciągłego zagrożenia życia ludzie szukali ucieczki na przykład w nieskrępowanej zabawie i odrzuceniu norm, które przyjmujemy, jeśli czujemy, że nasze życie może trwać jeszcze długo. Pojawia się tu motyw podobny jak w „Bańce mydlanej” (reż. Eytan Fox, 2006), która opowiada o romansie Izraelczyka z Palestyńczykiem. Wobec ciągłego zagrożenia wynikającego z zamachów i akcji zbrojnych obu stron, śmierć może spotkać przedstawicieli obu narodów każdego dnia. Dlatego bohaterowie nie mogą czekać – jeśli mają uprawiać seks, to tak, jakby mieli to robić ostatni raz, a jeśli mają przeżyć wielką miłość, to tu i teraz. Podobnie aktywiści ACT UP czują nieustannie, że muszą skondensować całe swoje przyszłe życie w kilku miesiącach. Nie wiadomo, komu uda się przetrwać epidemię. Z pozoru bezduszny i pozbawiony skrupułów gest, gdy Nathan po śmierci ukochanego zaprasza od razu na noc innego aktywistę, nie wydaje się w takiej sytuacji niewłaściwy. W końcu nie ma na co czekać, trzeba iść dalej, bo nie wiadomo, kiedy koncerny farmaceutyczne się ugną i nie będą myślały wyłącznie o zysku, ale też o życiu chorych.

Śmierć

Epidemia AIDS stała się punktem zwrotnym w historii ruchu LGBTQ. Z jednej strony doprowadziła do jego zjednoczenia, z drugiej zakończyła politykę seksualnego wyzwolenia panującą w latach 70. Działaniom takich organizacji jak ACT UP geje, lesbijki, osoby bi i trans zawdzięczają jednak nie tylko dostęp do nowej generacji leków, ale też widoczność. Epidemia, która pozbawiła wielu ludzi życia, równocześnie pozwoliła zwrócić uwagę społeczeństwa na osoby odsuwane do tej pory na margines. W Polsce problem zakażeń HIV nie przybrał w okresie opisywanym przez reżysera takiego rozmiaru, dodatkowo ówczesny niedemokratyczny system nie pozwoliłby na powstanie organizacji działającej i wyglądającej tak jak ta pokazana przez Campillo.

Tym bardziej więc polscy widzowie powinni zobaczyć „120 uderzeń serca”, bo to film z edukacyjnym zacięciem, który pozwala wypełnić lukę w wiedzy na temat HIV i AIDS. Pozwala też zaliczyć wciąż nieodrobioną przez nasze społeczeństwo lekcję empatii. Grand Prix, którym w zeszłym roku wyróżniono film Campillo w Cannes, nie jest nagrodą za porywające ukazanie historii epidemii, bo wiele jest w nim męczących, zbyt długich momentów, kiepskiej muzyki czy oczywistych i nachalnych metafor. To wyróżnienie za przypomnienie, jak ważna jest zbiorowa pamięć, która nie pozwala nam popełniać na nowo tych samych błędów.