Na początku, niczym w „The Deal” Frearsa, który opowiada o słynnym podziale władzy w Partii Pracy między Gordonem Brownem i Tony’m Blairem, dwóch polityków spotyka się przy obiedzie i knuje. Jest rok 1965, stosunki homoseksualne są nadal w Wielkiej Brytanii karane więzieniem. Jeremy Thorpe, wschodząca gwiazda Partii Liberalnej, oraz Peter Bessell, jego partyjny kolega, ze zrozumiałą ostrożnością informują się nawzajem o swoich starannie ukrywanych preferencjach. Po wymianie sekretów następuje zawiązanie nieformalnego sojuszu. Ta scena nieuchronnie wiąże dalsze losy bohaterów, a przede wszystkim ma wprowadzić nieznającego realiów widza w dziwny świat Brytyjczyków tej epoki. Londyn już zaczynał swingować, rewolucja seksualna była za progiem, a kolejne piętnaście lat, podczas których toczy się akcja trzyodcinkowego miniserialu (a także słynna w krajach anglosaskich afera Thorpe’a) zmieni tych młodych – jak na standardy brytyjskie – polityków w starych i ponurych pryków.

To właśnie wydaje się głównym powodem wyciągnięcia z lamusa zakończonego 40 lat temu procesu, w którym Jeremy’ego Thorpe’a i grupę jego przedziwnych pomocników oskarżono o planowanie morderstwa jego byłego kochanka. Medialna bomba, czyli historia szanowanego liberalnego polityka pogrążonego przez ukrywany latami romans z byłym stajennym i domniemaną próbę ostatecznego pozbycia się go, jest okazją do ogólniejszej refleksji na temat epoki. Russell T. Davies (były showrunner „Doktora Who”) i Stephen Frears (reżyser „Mojej pięknej pralni”, „Niebezpiecznych związków”, „Królowej” i ostatnio „Powiernika królowej”) pokazują Brytanię w momencie, gdy pęka. Nie stanowi Imperium, a jej władcy bardziej niż kiedykolwiek narażeni są na śmieszność. Upowszechniają się masowe media, co upodabnia politykę i procesy sądowe do rozrywkowych spektakli w stopniu wcześniej nieznanym. Stosunki między częścią obywateli zostają zdepenalizowane, co tworzy gigantyczną przepaść pomiędzy homoseksualistami starszych pokoleń (jak Oscar Wilde czy Graham Chapman, obaj zmarli przedwcześnie) a młodszymi, którzy w nowych okolicznościach głośniej domagali się równego traktowania. Te gwałtowne zmiany są kluczowym kontekstem dla trzyodcinkowej komedii, w której grany przez Hugh Granta przedstawiciel klasy wyższej styka się z obcą mu rzeczywistością.

Seks? Ale jestem Brytyjczykiem!

Chociaż więc Davies i Frears podjęli się poważnych tematów (zdrada, morderstwo, amoralność klasy rządzącej, przemoc wobec mniejszości seksualnej), zaproponowali ton bez mała farsowy. Obiektami kpin są przede wszystkim przywary Jeremy’ego Thorpe’a i Normana Josiffe’a, czy też Scotta. Pierwszy to przedstawiciel elit zastanawiający się, w której z opuszczonych walijskich kopalni najlepiej schować ciało byłego kochanka. Drugi to młody mężczyzna o wybujałej fantazji, który dobiera nazwiska i domniemanych przodków wedle życzenia i którego krótki romans ze słynnym politykiem wywrócił układ sił w pałacu Westminster na następne dekady. „A Very English Scandal”, wyśmiewając wszystkie klasy społeczne Brytanii, czerpie z licznych wzorców – od serialu „Tak, panie ministrze” po skecze Benny’ego Hilla.

Daje tu o sobie znać tradycja wyśmiewania oderwania wiecznych posłów od realnej sytuacji państwa, a w konsekwencji od powszechnie przestrzeganych norm.

Daje tu o sobie znać długa tradycja wyśmiewania oderwania wiecznych posłów (Thorpe był członkiem parlamentu bez przerwy przez dwadzieścia lat) od realnej sytuacji państwa, a w konsekwencji od jakichkolwiek powszechnie przestrzeganych norm. Pisane przez Daviesa dialogi bez pudła demaskują hipokryzję osobistości formułujących prawo. „Have you been an idiot, you hugger-mugger?”, pyta Thorpe’a jeden z najpotężniejszych ludzi w Wielkiej Brytanii, jasno wskazując, że powszechna na wysokich stanowiskach była obojętność na łamanie przez tego posła prawa, które niszczyło życie zwykłym śmiertelnikom. Poseł Bessell nieśmiało tylko protestuje przeciw niektórym szczegółom planu zabicia Normana Josiffe’a. Gdyby mógł, wolałby, żeby ciało młodego geja wrzucono do kopalni, która nie znajduje się w jego dystrykcie wyborczym. Grający posłów Hugh Grant i Alex Jennings ze swobodą posługują się tekstem obnażającym absurd morderczych planów dżentelmenów w nienagannie skrojonych garniturach. Grant, od dekad więzień swojego wizerunku, tym razem twórczo wykorzystuje nieprzemijalny, choć z wiekiem wypłowiały chłopięcy czar. 57-letni aktor w ciągu trzech godzin miniserialu zgrabnie przeistacza się z obezwładniającego młodych i starszych chłopców swoim zagadkowym erotyzmem czarusia w zmęczonego bankruta seksualnego.

Tam, gdzie Frears daje Grantowi szansę na grę wizerunkiem, tam niestety kompletnie zawodzi Ben Whishaw, inny niewolnik stereotypu. Ten 37-latek od lat grający jedną i tę samą rolę delikatnego, kruchego psychicznie i nieoznaczonego seksualnie młodzieńca (w „Atlasie Chmur”, „Ryszardzie II”, a nawet w cyklu o Jamesie Bondzie), tu niestety posuwa się do autoparodii. Zrozumiałe jest wyrażane w prasie niezadowolenie prawdziwego Normana, prawdopodobnie zażenowanego cienkim dowcipem z „miękkiej” maniery, wysokiego głosu i promiskuityzmu, jakimi obdarzają go w serialu aktor z reżyserem. Choć mamy na papierze do czynienia z bohaterem wykazującym się sporą odwagą i inteligencją (mówią o nich raz za razem inne postacie), niewiele z tych cech przedostaje się na ekran.

Jest jeszcze galeria współspiskowców Thorpe’a, magma przedstawicieli aspirującej klasy niższej-średniej w bennyhillowskim entourage’u. Jeśli dla Thorpe’a świat to Westminster, książki Jamesa Baldwina i uprawiany po cichutku seks w rodzinnej posiadłości, to dla nich istnieją nocne kluby w Blackpool i rzucanie tortem w gołe biusty tancerek. Wariackiej sekwencji zaczynającej się od zawarcia umowy o morderstwo, a kończącej się bójką wszystkich ze wszystkimi, rzeczywiście brakuje tylko tego, żeby orkiestra grała w tle „Yakety Sax”. Kiedy uczestnicy tej minirewii spotkają się z Thorpe’em na jednej ławie oskarżonych, Wielka Brytania eksploduje.

Walka klas na torty

Jeden z dziennikarzy brytyjskich, próbując w jednym długim zdaniu ująć poziom komplikacji afery Thorpe’a, zadał pytanie: „Więc mówicie, że przywódca Partii Liberalnej, jeden z najsławniejszych ludzi w tym kraju, zachęcił świadka na swoim ślubie, żeby skontaktował się ze sprzedawcą dywanów, który włączył w to producenta jednorękich bandytów, który poprosił sprzedawcę T-shirtów, żeby znalazł mu pilota małych linii lotniczych, który zastrzelił psa byłego kochanka przywódcy liberałów?”.

Siatka powiązań w tej najsłynniejszej i być może najgłupszej brytyjskiej seksaferze zdaje się wymarzonym materiałem dla Frearsa. Reżyser, który znaczną część długiej kariery poświęcił demaskowaniu rozwarstwienia społecznego w Wielkiej Brytanii, znajduje tu pożywkę dla swoich zainteresowań. W jednej długiej sekwencji pod koniec drugiego odcinka potrafi rozpracować „delegowanie obowiązków” (czy też spychologię) od klasy wyższej ku dołowi, nigdy w drugą stronę. Kolejnych bohaterów podnoszących słuchawki telefonów dzieli majątek, rodzaj wykonywanej pracy, nawet, co nie mniej istotne w tym kraju, położenie geograficzne. Jeremy Thorpe, znając luksus oddzielania życia rodzinnego od, powiedzmy, zawodowego, specjalnie przenosi się z domu w południowej Anglii do pałacu westminsterskiego, żeby stamtąd zlecić zabójstwo. Symbolicznie nadając tej sprawie „urzędowy bieg”, dzwoni prosto do robotniczego Manchesteru oraz odrywa swojego świadka i niżej sytuowanego przyjaciela od rodzinnego życia (konkretniej – od oglądania programu z Johnem Cleese’em).

Kolejne telefony rozdzwaniają się w małych miejscowościach północnej Walii (między innymi w żyjącym z przemysłu hutniczego Port Talbot), przyłapując spiskowców przy pracy lub nad zlewem, przy zmywaniu naczyń. Wielki finał, czyli zepchnięcie smutnego obowiązku pociągnięcia za spust na sam dół drabiny, ma miejsce we wspomnianym już Blackpool, w kurorcie dla tych, których nie stać na wakacje za granicą. Kolejni bohaterowie praktycznie nic o sobie nie wiedzą (wyjątkiem jest oczywiście Thorpe i jego świadek), a osobiście spotkać się mogą jedynie ze współspiskowcami znajdującymi się o jeden szczebel drabiny wyżej lub niżej od nich. Zetknięcie się ich wszystkich, wpierw w areszcie, później na jednej ławie oskarżonych, jest być może symbolem wielkiej rewolucji, która się zaczęła w latach 60. i chyliła się ku końcowi w 1979 roku – roku ich procesu i przy okazji roku wielkiego zwycięstwa Margaret Thatcher w wyborach (jej widmo, ukazane w połowie 3 odcinka, widać nad Wielką Brytanią coraz wyraźniej w miarę, jak miniserial zbliża się do kulminacji).

Zawartość Anglii w Anglii

Co więc było nieomylnie angielskiego w tym skandalu, że pozwoliło nadać taki tytuł wpierw książce Johna Prestona, a następnie opartej na niej miniserii? W realizowanej dla BBC produkcji Russell T. Davies i Frears zawarli dość autoironii, by obdzielić nią kilka filmów. Śmieją się zarówno ze stereotypu flegmatycznego angielskiego dżentelmena, jak i częściej ostatnio widzianego w Europie stereotypu angielskiego turysty pijaka. Czerpią, ile tylko się da, z podanych im jak na tacy znaczących nazwisk uczestników wydarzeń (to jeden z ulubionych dowcipów Monty Pythona). Kto mógłby wymyślić, że pierwsza małżonka Jeremy’ego Thorpe’a, dająca mu przepustkę do władzy i swobodę kontynuowania ukrytego życia, nosiła panieńskie nazwisko Allpass? Albo że jedna z licznych przyjaciółek opiekujących się Normanem Josiffe’em nazywała się Edna Friendship? Twórcy idą nawet krok dalej, umieszczając próbę zabójstwa byłego kochanka w Exmoor (w rzeczywistości David Holmes zastrzelił jego psa w pobliskim Dartmoor). Nakłuwając też w zabawie balonik swojego szacownego pracodawcy, każąc pani Friendship dziwić się, że w BBC można już mówić „homoseksualizm” i „seks analny”.

Stephen Frears, któremu ostatnio przydarzyły się dwa kinowe potknięcia, tym razem nakręcił coś niezwykle ciekawego. Spośród jego ostatnich kinowych premier ani „Boska Florence”, ani „Powiernik królowej” nie mogły usatysfakcjonować fanów jego ironicznego poczucia humoru i bystrych obserwacji społecznych. Dostępny na platformie Amazona „A Very English Scandal” jest, być może, trochę za długi i niekonsekwentny. Chcąc w historię Thorpe’a i Josiffe’a wpisać walkę o legalizację stosunków homoseksualnych, porzuca on ten wątek zbyt szybko i pozbawia jakiejkolwiek konkluzji. Wieloletnie starania posła Leo Abse’a o przegłosowanie tej sprawy Frears, o dziwo, sumuje dowcipem na temat jego spotkania z ekscentrycznym Lordem Arran w domu zamieszkałym przez lordowską parę i gromadę borsuków. Konstruuje opowieść na zainicjowanym w pierwszej scenie układzie Thorpe–Bessell, gubiąc sedno historii, gdy zgodnie z prawdą historyczną Bessell ucieka do Kalifornii. Mimo tych dysonansów serial wydaje się jedną z lepszych rzeczy, jakie się Frearsowi ostatnio przydarzyły.

 

Serial:

„A Very English Scandal”, scenariusz: Russell T Davies, reżyseria: Stephen Frears, Wielka Brytania 2018.