Po słabym wyniku PiS-u w 2014 roku i absurdalnych oskarżeniach Jarosława Kaczyńskiego o fałszowanie wyborów, środowiska prawicowe powiązane z klubami „Gazety Polskiej” powołały Ruch Kontroli Wyborów. Ruch, podobnie jak PiS i Kaczyński, dotąd nie przedstawił choćby jednego dowodu na rzekome fałszerstwo, ale nadal prężnie działa, prowadząc rekrutację kandydatów na komisarzy wyborczych i mobilizując się przed najbliższym głosowaniem. Opozycja ma najlepszą okazję, by odpowiedzieć dokładnie tym samym – ale w nieporównywalnie większej skali.

Pół miliona ludzi w komisjach wyborczych

Teoretycznie ten ruch wykonała już Platforma Obywatelska, inaugurując jeszcze w maju swoją akcję „Wolontariusze Wolnych Wyborów”. Pozostałe partie opozycyjne prawdopodobnie uruchomią podobne inicjatywy, rekrutując kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych.

Po słabym wyniku PiS-u w 2014 roku środowiska prawicowe powołały Ruch Kontroli Wyborów. Opozycja ma teraz najlepszą okazję, by odpowiedzieć dokładnie tym samym – ale w nieporównywalnie większej skali. | Piotr S. Kozdrowicki

Partie zresztą dotąd traktowały zasiadanie w komisjach jako możliwość dorobienia do pensji przez członków i sympatyków: podstawowa dieta wynosi 300 złotych za kilka lub kilkanaście godzin niespecjalnie skomplikowanej pracy. Teraz jednak formuła się zmienia. O ile kandydatów do komisji nadal mogą zgłaszać wyłącznie komitety partyjne i wyborcze, to w związku z podwojeniem liczebności komisji wyborczych (osobno do przeprowadzania głosowania i liczenia wyników) zapotrzebowanie na członków komisji wzrośnie dwukrotnie. Fundacja Batorego oblicza, że w skali kraju może to oznaczać zaangażowanie nawet pół miliona ludzi. Partie mają więc znakomitą okazję, by sięgnąć poza swoje zaplecze i otworzyć się na rozmaite prodemokratyczne organizacje.

Rozdrobniona opozycja to siła

Dla chętnych aktywistów, którzy z jakichś powodów nie znajdą się w komisjach, pozostaje możliwość przyjęcia roli męża zaufania lub obserwatora społecznego. Mężowie zaufania są wyznaczani przez pełnomocników wyborczych (a więc znów przez partie), ale już obserwatorów wskazują organizacje pozarządowe.

Te furtki pozwalają na zaangażowanie w całym kraju kolejnych dziesiątek tysięcy osób kontrolujących na każdym kroku przebieg wyborów. Rozdrobnienie opozycji, zwykle uznawane za jej słabość, w tym wypadku, jest jej siłą. Nawet najbardziej toporna propaganda rządu będzie miała problem z obroną tezy, że dziesiątki tysięcy ludzi reprezentujących różne podmioty oraz partie są odgórnie sterowani i usiłują wypaczyć wynik głosowania. Przeciwnie: różnorodność środowisk, z których wywodzą się członkowie komisji, mężowie zaufania i obserwatorzy może być najlepszym dowodem na masowe zaangażowanie się społeczeństwa obywatelskiego w sprawę wyborów.

Patrzenie władzy na ręce jest możliwe podczas najbliższych wyborów. Nie pod Sejmem, ale w komisji działającej na własnym osiedlu. Udział w pracach komisji albo ich obserwowanie samo w sobie poza bieżącym wymiarem politycznym zyskuje także ważną wartość edukacyjną. | Piotr S. Kozdrowicki

Patrzenie władzy na ręce jest możliwe właśnie podczas najbliższych wyborów, nie gdzieś daleko na wiecach czy pod Sejmem, ale w komisji działającej na własnym osiedlu. Udział w pracach komisji albo ich obserwowanie poza bieżącym wymiarem politycznym zyskuje także ważną wartość edukacyjną. Wobec antydemokratycznych zapędów PiS-u obywatelskim obowiązkiem każdego demokraty jest już dziś nie tylko oddanie głosu, ale aktywne włączenie się w organizacyjne zaplecze głosowania.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Lukas Plewnia; Źródło: Wikimedia Commons  [CC BY-SA 2.0]