Kiedy pan Brown – specjalista w dziedzinie okulistyki – dostaje propozycję pracy w miasteczku Perfect, tylko on cieszy się na przeprowadzkę. Kochająca żona jest jednak pełna zrozumienia, więc tylko córka Violet okazuje swoje niezadowolenie, nie odzywając się do taty. Nazajutrz rano okazuje się, że Brownowie stracili wzrok i tylko specjalne okulary pozwolą im normalnie żyć.
Poza tajemniczą ślepotą, na którą zapadają wszyscy mieszkańcy, miasteczko Perfect jest… perfekcyjne. Wszyscy znają wszystkich i są dla siebie mili. Wąskie uliczki lśnią czystością, podobnie jak malownicze kamienice, a herbata produkowana przez braci Archerów (przywódców społeczności miasteczka) smakuje dokładnie tym, co najbardziej lubisz. A jednak Violet uważa, że w mieście jest coś dziwnego i niepokojącego. Bo i jak uwierzyć w naturalność szkoły, w której wszyscy uczniowie są cisi, uprzejmi i nawet podczas przerw nie krzyczą, nie biegają, a podczas skakania na skakance stosują się do żelaznych zasad? Jak zaakceptować fakt, że mama, która dotychczas zajmowała się karierą zawodową i nie znosiła gotować, w Perfect zostaje szefową kółka kulinarnego i martwi się jedynie o nowy przepis na ciasto? Jak w końcu zrozumieć nagłe zniknięcie taty i uwierzyć Archerom, że wyjechał na konferencję, skoro nawet nie zabrał walizki?
Debiutancka powieść Heleny Duggan zaczyna się jak wiele dziecięcych opowieści z dreszczykiem: nowe miasto, zbuntowana bohaterka, pozornie nieistotne drobiazgi budzące niepokój. Podobnie jednak jak tytułowe miasteczko – pod pozorem znanych tropów książka ta w interesujący sposób pobudza do rozważań na temat znaczenia wyobraźni i indywidualności oraz pokazuje zagrożenia wynikające z bezrefleksyjnego konformizmu. Bo „Miasteczko Perfect” to skrojone specjalnie dla młodego czytelnika połączenie antyutopii, thrillera szpiegowskiego i science fiction.
Pozorna doskonałość miasteczka przywodzi na myśl „Żony ze Stepford” i „Wioskę przeklętych”: lukrowana rzeczywistość skrywa mroczną tajemnicę; żyjący w błogiej nieświadomości mieszkańcy są manipulowani, a ci, którzy stawiają opór – znikają. U dzieci diagnozowany jest SNDiND – Syndrom Nadpobudliwego, Dysfunkcyjnego i Nieposłusznego Dziecka, który „wyleczyć” można łatwo za pomocą pigułek.
Duggan w ciekawy sposób porusza temat dostosowania się do konwenansu (w tym przypadku – nieświadomego) i walki o swoją osobowość. Pokazuje, jak nadmierna formalizacja i jednorodność zubażają kontakty międzyludzkie i sprawiają, że świat staje się rozpaczliwie nudny i monotonny. I jak wiele problemów dziecka rozwiązać mogą wyobraźnia, pomysłowość i wspólne działanie.
„Miasteczko Perfect” to przyjemna lektura i bardzo współczesna wersja powieści przygodowej. Pozostając wierną klasycznej formule, doprawia ją jednak dawką totalitarnej antyutopii i szczyptą niezbędnej upiorności (pola, na których uprawiane są oczy, zaprezentowano w bardzo plastyczny sposób!). Szkoda, że tłumaczenie nie jest równie doskonałe, co wspaniała oprawa graficzna, ale… być może lepiej nie osiągać zupełnej perfekcji? Kto wie, jaka zbrodnia może się za nią kryć?
PS. Autorka zapowiedziała na wrzesień premierę drugiego tomu książki – nie możemy się doczekać na polskie wydanie!
Książka:
Helena Duggan, „Miasteczko Perfect”, tłum. Anna Piasecka, wyd. Zielona Sowa, Warszawa 2018.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.