W tym roku Czesi i Słowacy obchodzą 50. rocznicę praskiej wiosny i sojuszniczej inwazji. Oceny szans, głębi i kierunku demokratycznych przemian, które zaczęły się na początku 1968 roku zostawmy – o to spierają się także nasi południowi sąsiedzi. To, co ich łączy, to pamięć o interwencji wojsk Układu Warszawskiego, zapoczątkowanej tuż przed północą 20 sierpnia 1968 roku operacji „Dunaj”, która czechosłowackie reformy zdławiła. Liczba bezpośrednich ofiar interwencji jest wciąż sprawą sporną, ale prawdopodobnie w czasie samej inwazji zginęło 108 obywateli czechosłowackich, a do końca 1989 roku liczba to wzrosła do 135. Kilkaset tysięcy wyemigrowało z Czechosłowacji do końca 1969 roku.
Dni inwazji wrosły w zbiorową pamięć poprzez obrazy-symbole. Masakra w Libercu: czołg wjeżdżający w kamienicę na rynku, ta składa się jak domek z kart, grzebie pod gruzami 3 ofiary. Wcześniej w tym samym miejscu radzieccy żołnierze otworzyli ogień do bezbronnego tłumu. W sumie 9 zabitych i 35 rannych. Obrona Czechosłowackiej Rozgłośni Radiowej na praskich Winohradach: barykada z tramwaju rozjechana przez czołg, karetka, dym, płomienie, ludzie niosą zakrwawione czechosłowackie flagi. Czerwonoarmiści zastrzelili lub rozjechali w alei Winohradzkiej dziewięć nieuzbrojonych osób, a kolejne siedem zginęło niedługo później na skutek wybuchu czołgu zapalonego koktajlem Mołotowa. Zwoleń na Słowacji: krwawa miazga na ulicy, wokół niej tłum. To doczesne szczątki Jozefa Leváka, który usiłował zatrzymać czołg, kładąc się przed nim. Czołg na chwilę stanął, ale zaraz ruszył, miażdżąc gąsienicami ciało trzydziestoośmiolatka.
Dla tych, którzy byli świadkami interwencji, to przede wszystkim trauma poniżenia i bezsilności. Przetrącenie moralnego kręgosłupa, które kilka miesięcy później pchnęło studenta Jana Palacha i kilku następców do podpalenia się w akcie protestu. Był to punkt zwrotny w historii Czechosłowacji, dla Czechów jedna z historycznych „ósemek”, zbioru w przeważającej mierze tragicznych wydarzeń: defenestracji 1618, rewolucji 1848, utworzenia państwa w 1918, zdrady monachijskiej 1938, puczu komunistycznego 1948. To początek ponurego czasu tzw. normalizacji i rządów Gustáva Husáka.
Polskie wojsko brało w dławieniu czechosłowackiego demokratycznego zrywu aktywny udział. Mówimy o 35 tysiącach żołnierzy, żegnanych na ulicach niektórych dolnośląskich miast kwiatami, jakby szli na słuszną i sprawiedliwą wojnę w obronie ojczyzny, a nie najeżdżali sojuszników i sąsiadów, by zdławić ich demokratyczne reformy. | Kacper Szulecki
W dominującej polskiej narracji historycznej, nie ma miejsca dla „praskiej wiosny”. Lubimy dawać sobie monopol na historyczne przełomy i zmagania z komunizmem, to przecież „Solidarność” ruszyła cały blok z posad. Mało tego, czechosłowacki rok 1968 jest podejrzany już na pierwszy rzut oka. „Socjalizm z ludzką twarzą”? Demokratyzacja komunizmu oddolnie i przez oficjalne struktury? Mrzonki. Dodajmy jeszcze głęboko zakorzeniony stereotyp Czechów jako rubasznych, ale pokornych i raczej tchórzliwych (bo rzadko dających się wciągać w masowe narodowe harakiri) i widzimy od razu, że dyskusja o praskiej wiośnie raczej nie ma szans, by odbić się w polskiej sferze publicznej szerszym echem.
A jednak refleksja jest konieczna, bo polskie wojsko brało w dławieniu czechosłowackiego demokratycznego zrywu aktywny udział. W Jiczynie stoi dziś pomnik dwojga ofiar polskiego żołnierza Stefana Dorny, który po pijanemu wystrzelił na skrzyżowaniu 74 pociski w ludzi i samochody, w tym dziesięć w dwudziestoczteroletniego Jaroslava Veselého, a potem kolejne w jego matkę. W nakręconym w czesko-polskiej koprodukcji filmie dokumentalnym ani Dorna, ani jego przełożony, nie zdobyli się na skruchę czy przeprosiny, tłumacząc się rozkazami, okolicznościami, dziejową koniecznością.
Podobnie zbywamy rozliczenie polskiej winy w 1968 i dziś. Mają nas tłumaczyć geopolityczne okoliczności, sowiecki przymus (choć Rumuni udziału w inwazji odmówili), umniejszanie wagi tak praskiej wiosny, jak i interwencji. A jednak mówimy o 35 tysiącach żołnierzy, żegnanych na ulicach niektórych dolnośląskich miast kwiatami, jakby szli na słuszną i sprawiedliwą wojnę w obronie ojczyzny, a nie najeżdżali sojuszników i sąsiadów by zdławić ich demokratyczne reformy.
Ograniczona polska dyskusja rozpięta jest między dwoma ekstremami. Z jednej strony upamiętnianie samospalenia Ryszarda Siwca na Stadionie X-lecia – i używanie jego indywidualnego aktu oporu jako odkupienia bierności czy wręcz aktywnej wrogości dla Czechosłowacji. Z drugiej, mocno ocierająca się o kicz komedyjka „Operacja Dunaj”, która całą inwazję bagatelizuje, uczłowiecza i w ogóle zamienia w niewinną parodię.
Pięćdziesiąt lat to dość, by zapomnieć, ale też najwyższa pora, żeby zacząć rachunek sumienia, a przy okazji zrozumieć historię sąsiadów, ich punkt widzenia i uzasadnione rozgoryczenie naszą ignorancją.
* Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: The Central Intelligence Agency [Public domain], Źródło: Wikimedia Commons