Czy ze znaczków pocztowych można odczytywać nadchodzące polityczne trendy? Czemu nie. W końcu, gdy trzy lata temu władze ogłosiły pierwsze potężne poluzowanie kontroli polityki urodzin, na świątecznym znaczku pojawiła się małpia mama i dwoje całujących ją małpek. Od 2016 roku obywatele Chin mogą legalnie i bez kar czy szykan sprowadzić na świat dwoje dzieci. Niechlubne prawo obowiązujące w Chinach od 1979 roku wywarło potężny wpływ na życie każdego Chińczyka – zmniejszyło liczebność dzieci, wpłynęło na relacje rodzinne, zmieniło społeczeństwo i gospodarkę kraju. Z jednej strony przez samych Chińczyków uważana za niezbędną – kraj nie byłyby w stanie wykarmić i utrzymać dodatkowych niemal 300 milionów obywateli (na tyle mniej więcej szacuje się liczbę „nieurodzonych”) – z drugiej strony uznawana za nieludzką i gwałcącą podstawowe prawa człowieka. Nic więc dziwnego, że przeciek sprzed kilku dni dotyczący wykreślenia z kodeksu cywilnego paragrafów dotyczących polityki kontroli urodzin wzbudził w Chinach bardzo duże poruszenie, podobnie zresztą jak znaczek ze świńską rodziną (do takich aberracji prowadzi brak przejrzystości w polityce…).

Od 1979 roku sukcesywnie rośnie udział osób starszych w populacji kraju, wtedy wynosił 4 procent, obecnie sięga już 17 procent, a w 2050 roku nawet jeden na czterech Chińczyków osiągnie wiek emerytalny. | Katarzyna Sarek

Siwa przyszłość

Zapoczątkowanie zmian i luzowanie przepisów nie wynika bynajmniej z nagłej refleksji moralnej władz Chin i uznaniu, że prawo jednak nie powinno regulować tak intymnej i ważnej sprawy, jak prokreacja obywateli. Przyczyna tkwi w demografii i jej nieuniknionym wpływie na przyszłość kraju.

Od 1979 roku sukcesywnie rośnie udział osób starszych w populacji kraju, wtedy wynosił 4 procent, obecnie sięga już 17 procent, a w 2050 roku nawet jeden na czterech Chińczyków osiągnie wiek emerytalny. Niesie to za sobą niebagatelne problemy – od malejącej siły roboczej do rosnących wydatków na emerytury i służbę zdrowia. Dlatego pekińscy włodarze od kilku lat starają się wdrożyć rozwiązania, które miałby unieważnić mroczne, a raczej srebrne, prognozy.

Wspomniana zgoda na dwójkę dzieci to spektakularny, ale wciąż tylko jeden z elementów szerszej strategii. Odejście od karania za nadliczbowe potomstwo w magiczny sposób zmienia się w zachęcanie do rodzenia i promowanie dzietności. Na szczeblach lokalnych pojawiły się na przykład nagrody za urodzenie drugiego dziecka czy wywieranie presji na urzędników, aby stanęli w awangardzie nowej polityki i szybko powiększyli rodzinę. Niestety wbrew oczekiwaniom władz spodziewających się stałego skoku urodzin, w roku 2017 – pierwszym roku zniesienia przymusowego jedynactwa – Chinki urodziły o 3,5 procent mniej dzieci (17,23 milionów) niż w 2016 (17,86 milionów). Na drugie dziecko zdecydowali się nieliczni, a obecna struktura wiekowa (stale zmniejszająca się liczba kobiet w wieku rozrodczym) nie pozwala myśleć, że ulegnie to zmianie.

Urodzić dzieci, ale co potem

Otóż Chińczycy nie chcą wychowywać dwójki dzieci. Co często wymuszone jest sytuacją życiową – tempo życia, horrendalne koszty mieszkań i edukacji potomka wykluczają dezynwolturę prokreacyjną. Chińscy rodzice, obsesyjnie skoncentrowani na zapewnieniu dziecku świetlanej przyszłości, zdają sobie sprawę, że jeśli ledwo stać ich na jedynaka, to nie udźwigną kolejnych finansowych i czasowych obciążeń.

Władze nie zauważyły również zmian społecznych – Chinki, wykształcone, pracujące i świadomie dążące do sukcesu zawodowego, coraz częściej rezygnują z macierzyństwa i nie czują potrzeby realizacji na tym polu. Zresztą i tak jest ich za mało. W wyniku kontroli urodzin w Chinach od czterech dekad rodzi się za mało kobiet – tradycyjne faworyzowanie potomków męskich przyniosło największą na świecie dysproporcję płci. Obecnie na 115 Chińczyków przypada zaledwie 100 Chinek, co oznacza, że wielu chińskich kawalerów, choćby stawało na głowie i tak pozostanie „nagimi gałęziami”. Gdy doliczymy do tego słynne „resztkowe kobiety”, jak chińskie media określają wybredne matrymonialne panny po trzydziestce, proporcje rysują się jeszcze gorzej.

Jak zachęcić kobiety do rodzenia?

W różnych krajach wprowadzane są rozmaite formy zachęt i wsparcia dla rodziców, ale w Chinach władze, przyzwyczajone raczej do rozmawiania z obywatelami za pomocą kija, nie sięgają za często po marchewkę. Chińscy urzędnicy nie idą na europejską łatwiznę – wydłużenie urlopu macierzyńskiego, pomoc w opiece nad dzieckiem czy ulgi podatkowe. Mają swoje pomysły, które pokazują, że odejście od starych wzorców nie jest łatwe – dlatego raczej zabraniają, niż pozwalają czy zachęcają. W Chinach praktycznie nie rodzą się nieślubne dzieci i chroniona jest trwałość małżeństwa. W najnowszym prawie małżeńskim planowany jest zapis narzucający trzymiesięczny okres „ostygnięcia” dla małżonków składających wniosek rozwodowy – obecnie para wchodzi i dostaje rozwód od ręki. W kilku prowincjach skasowano dawny przywilej – trzydzieści dni płatnego urlopu dla biorących ślub w późniejszym wieku, a w jednej utrudniono dostęp do aborcji. W Jiangxi, chcąc przerwać ciążę po czternastym tygodniu, trzeba uzyskać opinię trzech lekarzy, o tym że aborcja jest konieczna.

W różnych krajach wprowadzane są rozmaite formy zachęt i wsparcia dla rodziców, ale w Chinach władze, przyzwyczajone raczej do rozmawiania z obywatelami za pomocą kija, nie sięgają za często po marchewkę. | Katarzyna Sarek

Nie zbrodnia, a akt patriotyzmu

Sami Chińczycy obserwują diametralną zmianę postawy władz z dużą goryczą i żalem. Kontrola urodzin stoi za milionami tragedii i chyba nie ma w Chinach rodziny nią nie dotkniętej. Przymusowe aborcje, burzenie domów, zwalnianie z pracy, kosmiczne kary finansowe – przez dekady ludzie cierpieli, tylko za to, że mieli drugie dziecko. Teraz narracja się zmieniła. Powstał nawet projekt zakładający potrącanie z pensji pracowników określonej kwoty i wpłacanie jej na specjalny fundusz. Zebrana suma byłaby oddawana rodzicom w jakiś czas po urodzeniu drugiego dziecka, takie odroczone 500+; ale bezdzietni mogliby zobaczyć swoje pieniądze dopiero na emeryturze.

Za zmianę polityki państwa zapłacą też młode kobiety. Po co zatrudniać bezdzietną młodą mężatkę – przecież może aż dwa razy zajść w ciążę, brać zwolnienia i zniknąć na urlop macierzyński.

Bezduszna i bezlitosna polityka kontroli urodzin zaczyna się także odbijać czkawką tym, którzy do tej pory byli jej beneficjentami i pieszczochami – pokoleniom jedynaków. Rozpuszczani przez czwórkę dziadków i dostający sto procent miłości, uwagi i środków rodziców przekonują się, że kij ma dwa końce. Opieka nad starzejącymi się krewnymi spada wyłącznie na ich barki. Współczesne społeczeństwo chińskie nie jest też takie jak przed czterdziestu laty i nie wierzę, że ktokolwiek zdecyduje się na urodzenie dziecka przejęty wizją braku siły roboczej w przyszłości. Władze Chin właśnie się przekonują, że nakazywanie ludziom rodzenia dzieci jest o wiele trudniejsze do wdrożenia niż zakazanie ich przychodzenia na świat.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Flickr.com