Powinniśmy w szczególności wyjaśnić, dlaczego piękne europejskie akwarium zmieniło się w brzydką zupę rybną – a stało się to pod rządami liberałów. Populiści nie sprawowali kontroli nad Unią Europejską w ciągu ostatniej dekady – ale mogą ją wkrótce zdobyć.
Emmanuel Macron i Viktor Orbán są tak różni, jak różne są lew i koza, lecz mają jedną wspólną cechę: obaj postrzegają integrację europejską jako domenę państw narodowych. Uważam, że dopóki kraje członkowskie mają monopol na integrację, nie będziemy w stanie przezwyciężyć obecnego impasu.
Nieliberalni politycy odnoszą rekordowe sukcesy we wszystkich krajach Europy. Nie wszędzie wygrywają wybory, lecz wszędzie nadają ton politycznej debacie. Liberałowie albo przyjmują ich język, albo idą w rozsypkę. Ten drugi los spotyka zwłaszcza socjaldemokratów.
Oczywiście, zjawisko to ma różny wymiar i styl w poszczególnych krajach. Inaczej sprawa wygląda w Grecji, a inaczej w Polsce, kontrast pomiędzy Węgrami i Francją jest ogromny. Mimo to wojna liberałów z nieliberalną kontrrewolucją przysłoniła inne podziały: pomiędzy lewicą i prawicą, miastem i prowincją, wschodem czy zachodem Europy.
Samozwańczy przywódcy
Macron i Orbán symbolizują podział na Europę liberalną i nieliberalną, lecz tym dwóm Europom nie przewodzą. Są liderami samozwańczymi, a nie liderami z wyboru. Obaj wykazują też umiarkowaną lojalność wobec swoich ideologicznych „braci”. Macron zostawił na lodzie rząd Paola Gentiloniego we Włoszech, co przyśpieszyło jego upadek. Orbán wycałował się z Matteo Salvinim, lecz nie obiecał przyjąć żadnych uchodźców z Włoch, o co Salvini zabiega. Oba obozy łączy niechęć do obozu przeciwnego, lecz brak im wewnętrznej spójności i solidarności. Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego wyborcy, którzy głosowali na liberałów przez lata, odwrócili się do nich plecami? Dlaczego tradycyjnie proeuropejscy obywatele stają się eurosceptykami?
Migracja, kryzys gospodarczy, kryzys tożsamości, rozszerzenie UE, rosnące nierówności, niknące poczucie bezpieczeństwa są (i słusznie) wymieniane jako główne czynniki. Moja odpowiedź jest jednak odmienna: kryzys ideologii liberalnej. Kontrrewolucjoniści promują inną, nieliberalną wizję normalności, również w wymiarze europejskim. Orbán nie chce wyjść z Unii, tylko ją przejąć.
Wizje Europy Macrona i Orbána zdecydowanie się różnią, lecz żaden z nich nie proponuje integracji europejskiej opartej na innym filarze jak filar państwa i narodu. Problem w tym, że państwa narodowe doprowadziły UE do obecnego patologicznego stanu. Przywódcy Unii dyskutują, przyjmują różne uchwały, uśmiechają się do zdjęć, wysyłają buńczuczne tweety, lecz podstawowe kwestie pozostają nierozwiązane. Chyba, że wierzymy, iż Grecja spłaci swoje długi, a Recep Tayyip Erdoğan powstrzyma kolejne fale migracji do Europy.
Można wskazać na wiele przyczyn choroby Unii. Ułomna demokracja, brak kontaktu z szarym obywatelem, podatność na finansowe lobby, konserwatywne przywództwo. Jednak problem jest systemowy i mówił o nim brytyjski historyk David Mitrany już w latach 50. XX wieku.
Monopol na decyzje w Unii mają państwa narodowe. Krok w stronę prawdziwej federacji oznacza ich zbiorowe samobójstwo. Z drugiej strony brexit pokazał, iż wystąpienie z UE jest bardzo kosztowne. Ani Macron ani Orbán nie proponują wyjścia z tego pata, być może dlatego, że są liderami państw narodowych, a więc zmagają się z konfliktem interesów.
Wizje Europy Macrona i Orbána zdecydowanie się różnią, lecz żaden z nich nie proponuje integracji europejskiej opartej na innym filarze niż filar państwa i narodu. Problem w tym, że to państwa narodowe doprowadziły UE do obecnego patologicznego stanu. | Jan Zielonka
Czas na nowe formy integracji
UE powinna obalić monopol państw narodowych na integrację i postawić na różne formy integracji funkcjonalnej zamiast terytorialnej. Moje poglądy mają jednak małe znaczenie, ponieważ liczą się decyzje polityczne.
[promobox_artykul link=”https://kulturaliberalna.pl/2018/09/18/sowa-goodhart-kuisz-nougayrede-marschall-debata-europa-orban-macron/” txt1=”Czytaj również zapis debaty „Kultury Liberalnej”” txt2=”Europa Orbána czy Europa Macrona?”]
Brak podstawowych zmian w UE oznacza jednak, iż nieformalne instytucje biorą górę nad formalnymi. Słynny niemiecki socjolog Ulrich Beck mówił o zdominowanej przez jedno państwo wspólnocie: Deutschland Republik Europa czy German Europe. Tego nie chce nawet Macron, a co dopiero Orbán.
Czy istnieje wyjście z obecnego pata? Tak, ale nie będzie to proste. Siła kontrrewolucjonistów wynika ze słabości liberałów, którzy nie przeprowadzili rachunku sumienia, a zamiast tego zajmują się krytyką wrogów politycznych. Trudno odzyskać wyborców bez odzyskania zaufania politycznego. Liberałowie zdradzili swoje szlachetne ideały i brak im wiarygodności.
To nie oznacza, iż populiści mają lepszy pomysł na przyszłość. Nie taka jednak jest ich historyczna rola, która polega głównie na burzeniu. Po nich przyjdą inne generacje kontrrewolucjonistów, być może jeszcze bardziej radykalnych. Zmiana nastąpi dopiero wtedy, gdy liberałowie odnowią swój program i zmienią przywódców, którzy kurczowo trzymają się stołków. To łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo ciekawych pomysłów na nową liberalną Europę, demokrację czy kapitalizm nie ma.
Nie ma powrotu do państw narodowych
Nie krytykuję wszystkich poczynań kontrrewolucjonistów, zwłaszcza w dziedzinie pomocy społecznej. Ale ich pomysły nie uczynią nas bezpiecznymi i bogatszymi. Idea powrotu do państw narodowych w erze internetu wydaje mi się złudna. Państwom trudno opanować przepływy pieniędzy, dóbr i ludzi w ogromnie współzależnym środowisku. Ta współzależność wynika nie tylko z błędnej polityki, lecz także postępu technologicznego – co widać chociażby w kwestii obronności.
Trudno odzyskać wyborców bez odzyskania zaufania politycznego. Liberałowie zdradzili swoje szlachetne ideały i brak im wiarygodności. | Jan Zielonka
Kontrrewolucjoniści machają narodowymi flagami, ale osłabiają instytucje państwa: demolują służbę publiczną, sądownictwo, media. Ich rozumienie narodu podoba się starszemu pokoleniu z prowincji, lecz nie młodemu pokoleniu z dużych miast. A to one – wielkie aglomeracje miejskie – są motorem wzrostu, innowacyjności oraz integracji europejskiej. To one przyjmują większość migrantów. To one eksperymentują z nowymi formami demokracji i one tworzą warunki dla nowoczesnych prywatnych firm oraz ich wyedukowanych pracowników.
Ale gdzie są miasta w UE? Za stołem decyzyjnym siedzą małe lub upadłe państwa i robią z pięknego europejskiego akwarium przysłowiową zupę rybną. Tego typu problemów nie da się rozwiązać jednym pomysłem czy dekretem. Ponadto w erze postprawdy i medialnego zgiełku dobre pomysły trudno odróżnić od głupich. Każda reforma będzie miała przegranych i zwycięzców, tak politycznych, jak i finansowych.
Czeka nas więc dekada lub dwie potwornego chaosu i konfliktu, lecz mocno wierzę, że w dłuższej perspektywie Europa wyjdzie z obecnego kryzysu. Jesteśmy wciąż bogatym i oświeconym społeczeństwem. Konflikt polityczny w Europie nie prowadzi do użycia siły. Rywalom geostrategicznym, takim jak Putin czy Erdogan, brakuje większego sex appealu. Reszta jest historią.
* Wykład wygłoszony podczas konferencji „Europa Orbána kontra Europa Macrona. Konkurencyjne wizje Wspólnoty Europejskiej” 13 września 2018 roku.
** Tytuł wykładu oraz śródtytuły pochodzą od Redakcji.