Przez lata przyjazdowi do Berlina z Warszawy towarzyszyła szczególna zazdrość. Oto przyjeżdżaliśmy do miasta, które było w podobnym stopniu zburzone, odbudowane zasadniczo w stylistyce patchworku, ale które przez wiele lat wydawało „lepsze”. Dziś obie stolice osiągnęły stopień rozwoju, który sprawia, że ich porównywanie musi być dużo bardziej zniuansowane.
Berlinowi częściowo udało się pokonać duży problem, który wygenerowało dla miasta połączenie wschodniego i zachodniego bloku po roku 1989. Stolica zjednoczonego państwa zmagała się z problemem „podwójności” – dwie główne filharmonie, dwa duże lotniska, a także dwie rozrośnięte administracje zatrudniające setki urzędników. Wraz z połączeniem miasta, systematycznie redukowano liczbę podwójnych elementów, a także wyrównywano poziom rozwoju obu części metropolii. Berlin Zachodni był wyjściowo w o wiele lepszej sytuacji finansowej, miał również cenniejszą architekturę oraz wszelkie udogodnienia, o jakich mieszkańcy bloku wschodniego mogli tylko marzyć. Wschodnia część miasta okazała się o tyle interesująca w swoich przemianach po 1989 roku, że stała się mekką dla artystów. Swoistym symbolem tego podziału mogą być światła przy przejściu dla pieszych, które miały w obu blokach inny design – w Berlinie Wschodnim świecił się charakterystyczny Ammpelman, zaś w Zachodnim był to zwykły wizerunek człowieka. Dziś Ammpelman dominuje w całym mieście.
Warszawa przez lata nadganiała zapóźnienia z poprzednich dekad, przede wszystkim infrastrukturalne – place miejskie, chodniki, metro – pospieszenie stawiano całe kwartały nowej zabudowy, która znacząco zmieniła oblicze miasta. Przez lata uważano, że Warszawa w swoim powrocie do świetności będzie przypominać Berlin – który po zniszczeniach wojennych, a także na skutek nierównomiernego rozwoju w czasach istnienia żelaznej kurtyny również wymagał swoistego „zszycia”. To ze stolicy Niemiec w okolicach 2010 roku przybyły do Warszawy słynne już klubokawiarnie. Wówczas mówiono, że każde z tych nowych miejsc jest po prostu „berlińskie”. Dziś widać już, że Warszawa znalazła własną drogę. Nowe inwestycje, rozwój infrastruktury nadwiślanej, a także duży nacisk położony na dialog z mieszkańcami pokazały, że zwykłe kopiowanie wypracowanych rozwiązań nie jest jedynym wyborem.
Mimo to z pewnością oba miasta mogą się od siebie wiele nauczyć. Berlin, ze swoim bardzo zasadniczym prawem wyrównywania zabudowy, w ostatnich latach zaczął coraz częściej zezwalać na wysokościowce. Przykład Warszawy pokazuje, z jakmi zmianami w tkance miasta może się to wiązać. Zdecydowano się również na uregulowanie Szprewy – rzeki, którą mieszkańcy chcą częściej wykorzystywać, jednak nie mają do tego odpowiedniej infrastruktury. A udostępnianie i zagospodarowywanie terenów nadrzecznych to akurat temat, w którym Warszawa może stanowić dobry przykład. Stolica Polski z kolei może nauczyć się od Berlina praktyk związanych z ochroną środowiska – zarówno pod względem wykorzystania alternatywnych środków energii, jak i pracy nad rolą światła w mieście. Warszawa może również podejrzeć, jak w Berlinie poradzono sobie z rozwojem infrastruktury rowerowej – zarówno pod względem prowadzenia dróg dla rowerów, jak i administrowania systemem wypożyczalni.
Dialog między Warszawą a Berlinem bez wątpienia staje się dojrzalszy. Skończył się czas śledzenia i kopiowania przemian. Dziś lepiej mówić o partnerskiej rozmowie i wzajemnym sprawdzaniu rozwiązań, które u sąsiadów przyjęły się lub poniosły klęskę.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Wikimedia Commmons