„Przetrwają po mnie dzieci i obrazy” – pada już na wstępie rozmowy; to ostatnio częsta fraza. Ludzie przekraczają granicę czterdziestu lat i zaraz zaczynają się zastanawiać, co po nich zostanie. To zresztą dowód, że w Polsce jest dobrze, bo nie cieszą się, że żyją. Ale też być może właśnie dlatego nie jest w dobrym tonie przyznawać się do tej myśli.
Po Sasnalu przetrwa, a po Tobie? Nie cieszysz się, że żyjesz? Kupuje się, jak na przykład dziś, zaraz po rozmowie z malarzem, tomik jakiegoś poety tylko dla jego okładki, bo projektował ją Tomaszewski. Okazuje się, że tomik ma jeszcze autora, ten ma nazwisko i imię, i co ciekawe, jeszcze żyje. Kto by go pamiętał? On też przecież miał i może wciąż ma nadzieję, że jego tomiki ludzie będą kupować, czytać, a później o nich rozmawiać. A oni widzą tylko okładkę.
Ambicja jest cechą powszechną choć różnie rozłożoną, coś jak wzrost w centymetrach, do których należy się przyznawać. I to ustawia rozmowę na poważnie. Ambicja Sasnala jest spełniona. W rozmowie, statecznym głosem – w Polsce! – padają także słowa podsumowania: „jestem człowiekiem zamożnym” i już samo to stwierdzenie daje radość, że są tacy ludzie. Ciepło rozlewa się najpierw we mnie, a potem promieniuje jeszcze w moich rozmowach z bliskimi i na Facebooku. Zaczyna mnie ciekawić, jak po przekroczeniu takich eschatologicznych progów, znajduje coś w życiu, skoro już spokojnie mógłby umrzeć. Przecież ambicją martwić się już nie musi.
Może nie chcę uzyskać takiej odpowiedzi wprost, obejrzałem już materiał video, w którym znamienity reporter rozmawia z zawsze kurtuazyjnym malarzem. Ta kurtuazja z pewnością dotknęłaby i mnie, więc z wycieczki do Krakowa rezygnuję. Ale ciekawość zostaje. To może się zdzwońmy?
Jakoś trzeba więc zacząć rozmowę, poznać głos, aby może zagłuszyć pierwsze intuicje co do jego brzemienia, może się w nich utwierdzić. Na głosie będzie się przecież budować wrażenie, do głosu przydałby się jakiś temat.
To może dzieci. Mówił, że syn Kacper wpisany w postać Chrystusa czy też Kurta Cobaina to jeden z najważniejszych obrazów jaki namalował, ale mnie przypomina się jeszcze inny obraz jego syna, w kontrze do tamtego. Tylko owal twarzy – tyle że zamiast ust, nosa, na twarzy jest wielka litera K. To, wiadomo, zawsze drażliwy temat, stosunek człowieka do własnych dzieci mówi wiele więcej, niżby człowiek w ogóle chciał komukolwiek i kiedykolwiek powiedzieć. A tu taka różnica: najpierw ten szyfr, znamię, blizna litery na twarzy – coś poza obrazem, z innego porządku. Potem w innym obrazie tylko ciało, na nim światło, otwarte ręce, niby Chrystus. Czy to jakaś przemiana? Sasnal, jak sądzę, wie o czym mowa, choć w odpowiedziach jest ostrożny; przypomina to rozmowę nad dziecięcą piaskownicą, teraz ojcowie również o takich rzeczach rozmawiają, tylko zawsze ogródkami.
Ale do syna odnosi się to tylko technicznie, nie umiał namalować twarzy, twarze bliskich to zawsze problem, więc maluje ich na przykład odwróconych tyłem. Powiedziałbym, że odsuwa istotę rzeczy. Gdyby nie sławny malarz, powiedziałbym, że ściemnia. | Wojciech Albiński
To może, czy wie, co to ta litera „K”. Tak, zdał sobie sprawę, że najczęściej się powtarza w polskim alfabecie i że faktycznie Coetzee miał taką książkę „Życie i czasy Michaela K.”. Ale do syna odnosi się to tylko technicznie, nie umiał namalować twarzy, twarze bliskich to zawsze problem, więc maluje ich na przykład odwróconych tyłem. Powiedziałbym, że odsuwa istotę rzeczy. Gdyby nie sławny malarz, powiedziałbym, że ściemnia.
Kafka też miał taką książkę, o człowieku-problemie i skoro już pada w rozmowie Kafka, to przypomina mi się jego milczenie syren, które jest podobno największą trucizną. To potęguję wrażenie, które mam przy oglądaniu obrazów Sasnala, że artysta popłynął dokładnie tam, gdzie wzywają go swoim milczeniem. Płynął być może z pełną wiedzą, że to gdzieś poza kulturę, bliskość i człowieka. Jego prac jest dużo, istnieje wiele innych linii do interpretacji, ale ja mam akurat taką. Widząc ludzi, widzi ich jak nie człowiek.
I co on na to? „No wie Pan”, a potem cały czas kurtuazja i kultura słowa. Odpowiedzi brak, choć coś miejscami przebija. Jak go z tego wybić! To może taka wątpliwość: „mówi Pan tak pięknie, a lista dialogowa filmu «Z daleka widok jest piękny» dałaby się zamknąć na stronie i jest tam więcej przekleństw niż myśli”. „Tak, ale to pisała moja żona”. Też unik, mimo wszystko. Na żonę powołuje się często. Nie jest to dobre porównanie, a jednak przypomina mi się bohater filmu „Aż poleje się krew” Paula Thomasa Andersona, który przedstawiając się właścicielom roponośnych pól, uchyla kapelusz, mówi: „I’m a family man” i wypycha na przód swojego syna jako argument w negocjacjach o roponośne pola.
Jestem ciekaw, gdzie dopłynie, co jest poza tym krańcem świata. Sam mówi, że to normalność. I jak w każdej rodzinnej normalności, powoli „oddala się od życia społecznego”. Co maluje ostatnio? „Ostatnio? Pod wpływem wyborów” (tydzień temu był wieczór wyborczy). „To są jakieś motywy satanistyczne. Czuję powinowactwo z diabłem, bo jego nikt nie lubi. […] Staję się nihilistą, można by powiedzieć – mizantr…” – i tu znów włącza się jego autokorekta – „No, może nie mizantropem”.
Pasuje mi do tych syren. Od totalnego uspołecznienia grupy, przez zawsze jednostkowe, choć w końcu społeczne traumy dochodzi do mroków swoich niedawnych prac: abstrakcji, ponadgryzanych pomników, z których już widać machanie z drugiej strony.
Owszem rusza się, jeździ na rowerze, biega, ale nie ma już potrzeby spotykania, rozmów. Granica życia i za nią, najnormalniejszy, męski czterdziestolatek. Tak przecież starzeją się mężczyźni, to statystyka i nad uchem słyszę echa smętnych narzekań znajomych kobiet na swoich mężów. Teraz będzie mniej malował, bo zajmuje mu to co raz więcej czasu. Poza tym teraz robią z żoną film, w którym główny bohater będzie trochę wzorowany na nim.
Życzliwy, cierpliwy i nieco mechaniczny głos rozwarstwia się w telefonie. Sasnal zanika, zdzwaniamy się znowu, aż wszystko zostaje powiedziane. Telefoniczny dystans, niby artysty od społeczeństwa, jest dystansem między ludźmi w ogóle. Jakby spełnione ambicje i dzieci w każdym wypadku były tylko zgodą na znikanie.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Fundacja Sztuki Polskiej ING