Rola mediów narodowych jest zresztą niezwykle ważna dla zrozumienia sytuacji w Polsce. Postanowiłam sprawdzić to eksperymentalnie, systematycznie oglądając w trakcie kampanii wyborczej główne wydanie „Wiadomości” w TVP. Obraz, który się z tego mojego minieksperymentu wyłania, jest niezmiernie pouczający: nie mamy tu bowiem do czynienia z „dwiema Polskami”, o których tak lubi mówić prezes Jarosław Kaczyński. Moim oczom ukazały się dwa różne światy, a może nawet dwie galaktyki czy dwa niezależnie istniejące uniwersa. Jedno znam z codziennego życia: z pracy, ze szkoły mojej córki, z informacji o świecie czerpanych z wielu różnych źródeł. Drugie jest całkowicie wsobne, posiada własne cele i w żadnym miejscu się z tym pierwszym nie łączy. Nawet jeżeli zawęzić to porównanie do telewizji, to stacje komercyjne, próbują niuansować i dostrzegać przynajmniej kilka odcieni szarości, starają się opowiedzieć o kontekście, ukazując różne stanowiska.
Świat według TVP
Telewizja narodowa natomiast zasadza swoją strategię na powtarzaniu oraz na jak najłatwiejszym do zrozumienia przekazie, opartym na prostych, binarnych podziałach (dobry–zły, mądry–głupi, uczciwy–złodziej itd.). Kategoria „niezależnego dziennikarstwa” jest tu całkowicie zbędna, może co najwyżej przeszkadzać w pracy, ponieważ najważniejsze nie jest docieranie do faktów oraz ich korzeni, ale prezentowanie tego, co potwierdzi wcześniej przyjętą tezę.
[promobox_artykul link=”https://kulturaliberalna.pl/2018/10/23/krzysztof-lapinski-wywiad-wybory-samorzodowe-pis/” txt1=”Czytaj również rozmowę z Krzysztofem Łapińskim” txt2=”PiS nie prowadził kampanii”]
Każdy program jest zbudowany na tej samej zasadzie: pierwszy kwadrans to opowieść o tym, jak dobrze się żyje w Polsce pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Uwaga koncentruje się przede wszystkim na inwestycjach w infrastrukturę (prezes na Mierzei Wiślanej, premier w Radomiu); jest też trochę z życia Kościoła (40. rocznica wyboru Karola Wojtyły na papieża, rocznica zabójstwa księdza Popiełuszki); pojawiają się historie „z życia wzięte”, na przykład o tym, że dzieci chore na cukrzycę będą miały możliwość chodzenia do zwykłych szkół. I ledwie człowiek zacznie się zastanawiać nad tym, czy aby na pewno teraz takiej możliwości nie mają, już zaczyna się drugi kwadrans, w całości jest poświęcony bezpardonowemu atakowaniu opozycji. Przed wyborami sporo uwagi poświęcono w tym segmencie Polskiemu Stronnictwu Ludowemu, ale kontynuowano również temat najazdu uchodźców oraz morderczych zapędów Platformy Obywatelskiej.
Po opublikowaniu obrzydliwego antyuchodźczego spotu PiS-u, „Wiadomości” poświęciły wiele miejsca „inwazji” migrantów, całkowicie nie zwracając uwagi na to, że poza wszystkim, sytuacja w roku 2018 wygląda inaczej niż w 2015. Opowieść o zagrożeniu nie uległa jednak zmianie, chociaż można byłoby popracować nad warstwą wizualną, ponieważ zdjęcia kobiet i dzieci w prowizorycznych czółnach, nie budzą, jak mi się wydaje, należytego przerażenia. Wręcz odwrotnie, ktoś nieco przytomniej myślący mógłby zastanowić się nad tym, czy w imię odmienianego przez wszystkie przypadki „bożego miłosierdzia” chrześcijanie nie mają w takiej sytuacji obowiązku niesienia pomocy.
Z kolei po wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej odnośnie Sądu Najwyższego jedyną informacją w „Wiadomościach” była przez nikogo niepotwierdzona wypowiedź premiera Morawieckiego, który z zadowoleniem skonstatował, iż Unia zgodziła się, że Polska miała rację w sprawie schematu pomocy migrantom (czyli zamknięcie granic i tak zwana „pomoc na miejscu”).
Propaganda ma krótkie nogi
Przeprowadzony przeze mnie medialny eksperyment pozwolił mi zrozumieć, że ten jednoznaczny i schematyczny przekaz może być odbierany jako na swój sposób kojący. Jeśli nawet świat jest zły i zewsząd grożą nam niebezpieczeństwa, to rządzący zapewniają nam spokój oraz obwodnice, a nieustraszenie walczący z mafiami VAT-owskimi premier, bohatersko zdobywa pieniądze na 500 plus. Krótko mówiąc, Polska to oblężona twierdza. I nawet jeśli ta narracja, prosta jak konstrukcja cepa, może czasem obrażać naszą inteligencję, to nie musimy szukać innych źródeł. Z tych niech sobie korzystają wielkomiejskie elity.
Z drugiej jednak strony, dzięki wstępnym wynikom wyborów samorządowych, zrozumiałam, że taka propaganda ma krótkie nogi: odpowiadając na najbardziej podstawowe potrzeby, niosąc spokój tam, gdzie wcale nie jest on oczywisty (na przykład w odniesieniu do relacji Polska–Unia Europejska czy Polska–Rosja), może łatwo przegapić moment, w którym jej twórcy przeistoczą się w ofiary. Śledząc wypowiedzi polityków PiS-u, mam coraz częściej wrażenie, że odnoszą się oni do opowieści, którą sami wykreowali, do lęków, które sami obudzili, do spraw, które są ważne już tylko dla nich. W czasie wieczoru wyborczego w TVP Info, informowano właściwie wyłącznie o zwycięstwie PiS-u w sejmikach, poświęcając zaledwie kilka minut dużym miastom i triumfom opozycji. Prezentowane na słynnym pasku wyniki, ograniczały się do podania nazwisk i ujętych w procentach wyników, bez podawania nazw partii politycznych.
Śledząc wypowiedzi polityków PiS-u, mam coraz częściej wrażenie, że odnoszą się oni do opowieści, którą sami wykreowali, do lęków, które sami obudzili, do spraw, które są ważne już tylko dla nich. | Katarzyna Kasia
Nie chcę posługiwać się tutaj wytartym określeniem „odklejenie od rzeczywistości”, można raczej powiedzieć, że rządzący znaleźli się w bańce własnej propagandy, w którą coraz mniej osób wierzy. Mamy tu do czynienia z przeniesieniem się w przestrzeń samodzielnie wykreowanego pozoru, którego symbolem może być gest wbijania łopaty w ziemię na Mierzei Wiślanej, ponawiany przed każdymi kolejnymi wyborami. Telewidzowie w końcu zrozumieją, że za tym gestem nic nie idzie, a jeśli nawet by poszło, to właściwie niezbyt wiadomo po co.
W końcu zaczną pytać, zastanawiać się, mieć wątpliwości. I przede wszystkim przestaną wierzyć, że wszystkiemu winni są agresywni uchodźcy, „zmowa brukselskich elit” i „totalna opozycja”. I najbardziej spójny przekaz nie jest w stanie zastąpić rzeczywistości. Prędzej czy później, nawet rozkojarzony widz TVP uświadomi sobie, że „konstytucja” to wcale nie jest brzydkie słowo. A wtedy uparte powtarzanie, że w Polsce jest dobrze tylko pod warunkiem, że rządzi PiS, może nie wystarczyć. Tak jak nie wystarczyło w Warszawie, Poznaniu, Łodzi czy Lublinie.
Niektórzy komentatorzy pisali z pewną dozą przesady, że to najważniejsze wybory od 1989 roku. Bez wątpienia jednak miały one szczególne znaczenie. Posługując się metaforą z boiska piłkarskiego (co wypada zrobić, skoro Donald Tusk stwierdził, iż trzeba być dżentelmenem, żeby haratać w gałę): te wybory dały opozycji szansę na strzelenie kontaktowej bramki, ważnej, bo dającej nadzieję powodzenie w dalszym ciągu rozgrywek. A przed nami kolejne starcia.