Łukasz Pawłowski: W prasie branżowej i na stronach gospodarczych dzienników pojawiają się alarmistyczne artykuły mówiące o dramatycznych podwyżkach cen energii, które czekają nas w przyszłym roku. Czy pana takie zapowiedzi niepokoją?
Marek Belka: Problem polega na tym, że wiadomości o wzroście różnego rodzaju obciążeń dla przedsiębiorców jest coraz więcej. Każda z osobna może być uznana za niezagrażającą koniunkturze – która jest dobra – a więc firmy jakoś sobie z tym konkretnym problemem poradzą. Ale z racji tego, że tych obciążeń jest tak dużo, a wprowadzane są z nagła i bez żadnej dyskusji, trudno to przedsiębiorcom zaakceptować. Tym bardziej, że do tej pory byli przyzwyczajeni do życia w komforcie.
Jakie informacje ma pan na myśli?
Na przykład – skądinąd ciekawa – propozycja utworzenia Pracowniczych Planów Kapitałowych jako dodatkowego zabezpieczenia na emeryturę. Trudno mieć do tego pomysłu negatywny stosunek. Można argumentować, że nie wystarczy do poprawy kondycji systemu emerytalnego, ale nie można mieć pretensji, że takie działania są podejmowane. Ale pomysłów podnoszących koszty pracy jest zbyt wiele. Przedsiębiorcy boją się, że ich świat zaczyna się walić.
Stąd właśnie bierze się gwałtowna reakcja na zapowiedzi podwyżek cen energii. Mówiąc krótko, same podwyżki cen energii nie doprowadzą do gwałtownego załamania kondycji polskiej gospodarki. Ale razem z szeregiem innych – niedobrych z punktu widzenia przedsiębiorców – wiadomości prowadzą do pogorszenia nastrojów.
Polskie przedsiębiorstwa funkcjonowały przez ostatnie lata w komfortowych warunkach. To się skończyło. | Marek Belka
Mowa jest o podwyżkach rzędu nawet 50–70 procent. Poza tym to problem strukturalny. Wzrost cen wynika z uzależnienia polskiej energetyki od węgla, a tego nie da się zmienić z dnia na dzień.
Sytuacja gospodarcza w Polsce, także wśród przedsiębiorstw jest bardzo dobra. Podniesienie cen energii samo w sobie nie jest w stanie wywołać znaczącego pogorszenia. Ale wraz z innymi czynnikami, jak zwiększone obciążenia podatkowe czy pogarszająca się z punktu widzenia pracodawców sytuacja na rynku pracy, powoduje alarmistyczne reakcje.
A zatem, jeśli chodzi o ogólną kondycję polskiej gospodarki, pan jest, jak na razie, spokojny, tak?
Oczywiście. Nawet jeśli spodziewamy się pewnego osłabienia koniunktury gospodarczej, to nie będzie nic dramatycznego. Gospodarka nie może nieustannie rosnąć w szybkim tempie. Problem jest inny. Polskie przedsiębiorstwa funkcjonowały przez ostatnie lata w komfortowych warunkach: niskie podatki, słaby złoty, który promuje eksport, oraz przyzwolenie na powszechne łamanie ducha prawa pracy. To się skończyło.
To źle?
Atmosfera wokół przedsiębiorczości gwałtownie się zmieniła. Nie jest to tylko eliminacja różnych patologii, na przykład na rynku pracy, ale także tworzenie wrażenia, że przedsiębiorca to potencjalny złodziej. „Jak ktoś posiada pieniądze, to skądś je ma”, mówił jeszcze Lech Kaczyński. Wskutek takiego myślenia mamy bardzo wiele zmian w polityce gospodarczej negatywnych dla przedsiębiorczości. Częściowo jest to uzasadnione, ale zmiany idą tak daleko, że mogą przedsiębiorcom poważnie podciąć skrzydła. Wysokie koszty energii to kolejny cios. A dopóki będziemy się upierać, aby naszą energię opierać na węglu, ceny będą rosły zamiast maleć.
Rząd twierdzi, że w długiej perspektywie chce ograniczyć zużycie węgla, ale jednocześnie zapowiada otwarcie kolejnej, dużej elektrowni węglowej. Zwiększa się też import węgla z Rosji. Brakuje w tym wszystkim konsekwencji.
Import z Rosji to z punktu widzenia gospodarczego bardzo dobra wiadomość.
Dlaczego?
Bo dzięki niemu będziemy mogli obniżyć ceny energii. Importujemy go przecież nie dlatego, że jest gorszy i droższy, ale dlatego że jest tańszy i lepszy niż nasz.
To się jednak odbije negatywnie na polskim przemyśle wydobywczym…
Który to przemysł trzeba w sposób uporządkowany ograniczać i wygaszać. Na dłuższą metę nie ma po prostu innego wyjścia.