W lipcu 2017 roku sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Projekt ustawy o Sądzie Najwyższym wpłynął do Sejmu nagle i obradowano nad nim od razu. Wówczas PiS chciało wyczyścić cały skład Sądu Najwyższego i wypełnić go własnymi nominatami. Prezydent Duda najpierw zawetował ustawę, ale niewiele później uchwalono prawo o bardzo podobnej treści – PiS postanowiło obniżyć wiek przejścia sędziów w stan spoczynku i tym samym wykluczyć z orzekania kilkadziesiąt osób, a przy tym rozszerzyć skład sądu i wybrać na wszystkie wolne miejsca własnych kandydatów.

W ostatnią środę PiS postanowiło wycofać się z części podjętych wcześniej działań. PiS przyznaje teraz, że sędziowie, którzy zostali wcześniej przymusowo wysłani w stan spoczynku, mają prawo w dalszym ciągu pełnić obowiązki. Partia rządząca zrobiła więc krok do tyłu. To dobrze, ale to nie koniec historii.

Po pierwsze, uchwalona przez PiS ustawa jest… zbędna. W październiku Trybunał Sprawiedliwości UE nakazał przywrócenie do pracy sędziów wysłanych przez PiS w stan spoczynku oraz zawieszenie naboru na nowych sędziów SN do czasu, aż rozpozna wniosek w sprawie zgodności polskiej ustawy o SN z prawem unijnym. Zgodnie z postanowieniem TSUE, Pierwsza Prezes SN Małgorzata Gersdorf zaczęła przydzielać ich do składów orzekających, do czego nie była potrzebna nowa ustawa. Jeśli PiS znowelizowało ustawę o SN, aby wykonać postanowienie zabezpieczające TSUE, to czy będzie ją ponownie nowelizować, kiedy znana będzie końcowa treść orzeczenia Trybunału?

Uchwalona przez PiS ustawa jest… zbędna. W październiku Trybunał Sprawiedliwości UE nakazał przywrócenie do pracy sędziów wysłanych przez PiS w stan spoczynku oraz zawieszenie naboru na nowych sędziów SN do czasu, aż rozpozna wniosek w sprawie zgodności polskiej ustawy o SN z prawem unijnym. | Tomasz Sawczuk

Po drugie, trudno przyjąć, że PiS zaczęło się nagle głęboko przejmować kwestią rządów prawa. Wystarczy spojrzeć na tryb prac nad środową ustawą. Jarosław Gowin mógł powiedzieć, że tym razem „głosował i się cieszył”, w przeciwieństwie do głosowania nad przejęciem SN z lipca 2017 roku, kiedy głosował z nosem pokazowo zwieszonym na kwintę. Ale w praktyce projekt wpłynął do Sejmu bez żadnych konsultacji i nikt nie przejmował się przestrzeganiem odpowiednich procedur.

Co więcej, politycy PiS-u przekonują, że Polska jest lojalnym członkiem UE, a w związku z tym ustawę po prostu należało uchwalić. Ale jeśli Polska rzeczywiście jest lojalnym członkiem UE, to dlaczego PiS zrobiło krok w tył jedynie w tej jednej, wąsko zakreślonej sprawie? Partia milczy choćby w kwestii przejęcia Trybunału Konstytucyjnego czy nowej, upolitycznionej formuły Krajowej Rady Sądownictwa. I dlaczego środowa ustawa zawiera zachęty finansowe dla usuniętych z SN sędziów, aby jednak nie wracali do pracy?

Po trzecie, PiS-owska ustawa nie kończy więc konfliktu na linii polski rząd – Komisja Europejska. Poseł PiS-u Marek Ast, który był sprawozdawcą środowej ustawy o SN, powiedział, że partia rządząca się cofa i tym samym „kończy spór z UE”. Nic bardziej mylnego. Kwestia wieku emerytalnego sędziów to tylko jeden punkt z długiej listy problemów z rządami prawa i podziałem władz, które zrodziły się w naszym kraju w ciągu ostatnich trzech lat. Krok w tył w sprawie tak ewidentnej, jak czystka w Sądzie Najwyższym, nie rozwiązuje bardziej zasadniczego problemu, to znaczy próby szerzej zakrojonego skoku partii rządzącej na sądownictwo.

Po czwarte, nic nie gwarantuje, że za jakiś czas PiS nie podejmie kolejnej próby przejęcia Sądu Najwyższego. Warto pamiętać, że PiS w międzyczasie wypakował SN swoimi nominatami, radykalnie poszerzając jego skład. Mimo uchwalenia nowej ustawy partia rządząca w dalszym ciągu twierdzi, iż sędziowie wybrani do SN od chwili czystki do teraz, mimo wielu wątpliwości proceduralnych, moralnych i politycznych, znaleźli się tam zgodnie z prawem. Co więcej, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w sejmowym wystąpieniu wyraźnie dał do zrozumienia, że kolejny atak ze strony PiS-u jest jedynie kwestią czasu. „My znamy sądy w waszym wydaniu”, mówił Ziobro. „Do bólu, niczym gorącym żelazem, będziemy wypalać patologie” – dodawał minister. Trudno przyjąć, że Ziobro naprawdę miał na myśli jakieś konkretne patologie. Jego wypowiedź zapowiada raczej dalsze czystki.

Politycy PiS-u przekonują, że Polska jest lojalnym członkiem UE, a związku z tym ustawę o SN po prostu należało uchwalić. Ale jeśli Polska rzeczywiście jest lojalnym członkiem UE, to dlaczego PiS zrobiło krok w tył jedynie w tej jednej, wąsko zakreślonej sprawie? | Tomasz Sawczuk

Po piąte, wydaje się więc, że środowa ustawa o SN to posunięcie taktyczne na użytek wyborczy. Partia rządząca wypadła słabo w miastach i przestraszyła się zarzutów ze strony opozycji, że PiS chce wyprowadzić Polskę z UE.

Co więcej, wyniki exit polls z ostatnich wyborów samorządowych pokazują, że na PiS głosował najwyższy odsetek wyborców z tych, którzy poparli w 2018 roku to samo ugrupowanie, co w wyborach parlamentarnych w 2015 roku. Oznacza to, że PiS ma sporą, wierną bazę wyborców, ale nie przyciąga nowych i będzie mu trudno o ponowne zdobycie samodzielnej większości w parlamencie. Logika podpowiada więc, że PiS musi łagodzić przekaz przed kolejnymi wyborami. Łagodniejsza postawa pozwoliłaby zdemobilizować przestraszonych polityką rządu wyborców konkurencji lub pozyskać nowe grupy, dla których barierą jest polityczny radykalizm partii. Z tego samego powodu odłożono na później ustawę zmierzająca do „repolonizacji rynku medialnego”, czyli zapewnienia rządowi większej przychylności mediów, jak ma to miejsce na Węgrzech Viktora Orbàna.

W praktyce PiS-owska nowelizacja ustawy o SN to wygrana bitwa zwolenników rządów prawa. PiS dostrzegło granice polityki nastawionej na koncentrację władzy oraz radykalizację konfliktu. Ale to dopiero pierwszy krok. Już dzień po uchwaleniu ustawy Naczelny Sąd Administracyjny poszedł za ciosem i zadał TSUE pytania prejudycjalne w sprawie PiS-owskiej ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. PiS musiało połknąć żabę w sprawie Sądu Najwyższego, ale sytuacja stanie się akceptowalna dopiero wówczas, gdy połknie jeszcze kilka żab.