W obozie opozycji dawno nie było tak gorąco. W ostatnim tygodniu siedmioro posłów i posłanek Nowoczesnej, na czele z Kamilą Gasiuk-Pihowicz, przeszło do klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej (formalna nazwa: „Platforma Obywatelska – Klub Obywatelski”). Pozostali parlamentarzyści N. pałają gniewem, czemu trudno się dziwić – jest ich obecnie za mało, by mogli samodzielnie tworzyć klub parlamentarny, do czego potrzeba 15 posłów. Szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer powiedziała, że rozłam w Nowoczesnej to „koniec Koalicji Obywatelskiej w obecnej postaci”.

Zarzut nasuwa się sam: Grzegorz Schetyna rozbija Koalicję Obywatelską i zniechęca inne ugrupowania do tworzenia wspólnej listy wyborczej anty-PiS-u. Można by pomyśleć, że skoro Platforma zjadła jednego koalicjanta, to zje potem wszystkich innych. Politycy N. nie mogą pogodzić się z tym, że zostali ograni przez Schetynę, ale przecież nikt nie chce skończyć źle.

[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Biblioteka Kultury Liberalnej” txt2=”Tomasz Sawczuk
Nowy liberalizm” txt3=”31,50 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2018/12/nowy_liberalizm_2-1-423×600.jpg”]

Koniec wieńczy dzieło

Weźmy jednak kilka głębokich oddechów i zastanówmy się nad sytuacją. Przede wszystkim, Nowoczesna miała głębokie problemy wewnętrzne. Po felernej wycieczce Ryszarda Petru do Portugalii w szczycie kryzysu parlamentarnego w 2016 roku notowania ugrupowania poleciały w dół. Od tego czasu Nowoczesną wciąż targały konflikty, a sam Petru wystąpił z partii po przegranych wyborach na przewodniczącego.

W ostatnim czasie Nowoczesna dryfowała już po sondażowym dnie, a ugrupowaniu brakowało agendy, która odróżniałoby je od PO. Nie było widać pomysłów na zmianę tej sytuacji. Kłopoty ze spłatą zadłużenia partii także nie pomagały w działaniu. Wejście na drogę do zjednoczenia obu ugrupowań wydawało się naturalne i prędzej czy później pewnie by do niego doszło.

Z tej perspektywy rozpad Nowoczesnej nie musi być wcale złą wiadomością. Zgoda, wszystko odbyło się niezbyt elegancko. Czy jednak Katarzyna Lubnauer definitywnie wyjdzie teraz z KO i wystawi w wyborach samodzielną listę? Byłoby to mało racjonalne.

Powiedzmy sobie szczerze: prawie nikogo nie interesuje, kto odpowiada za rozpad partii Lubnauer. | Tomasz Sawczuk

Zakład Schetyny

Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną okoliczność. Grzegorz Schetyna od wielu miesięcy powtarza, że chce stworzyć największą siłę opozycyjną konkurencyjną wobec PiS-u. Nie afiszuje się z nowymi postulatami, nie wykonuje gwałtownych ruchów, nie obiecuje żadnych nowinek – krytykuje partię rządzącą i czeka.

Długodystansowa strategia Schetyny oparta jest na pewnym zakładzie z losem. Lider Platformy oczekuje, że ludzie w pewnym momencie zmęczą się lub znudzą PiS-em i wtedy największy konkurent partii rządzącej w naturalny sposób wygra wybory.

Jeśli taki jest plan, to w międzyczasie Schetyna musi robić dwie rzeczy. Po pierwsze, musi konsolidować obóz opozycyjny, aby rzeczywiście stać na czele największego bloku opozycyjnego. Po drugie, musi tłamsić konkurencję i utrzymać na ten blok decydujący wpływ.

Zapomną o Nowoczesnej?

Oczywiście, pojawiają się głosy, że Koalicja Obywatelska byłaby silniejsza jako sojusz formalnie odrębnych bytów – mogłaby dzięki temu zaangażować większą liczbę środowisk i zmobilizować więcej wyborców. Taki właśnie model współpracy funkcjonuje przecież obecnie na prawicy. Dzięki formule koalicji można zrzucić odpowiedzialność za niepopularne działanie na Zbigniewa Ziobrę, który nie jest w PiS-ie, albo pozwolić Jarosławowi Gowinowi popaść w zadumę nad jakąś nową ustawą.

Ale powiedzmy sobie szczerze: prawie nikogo nie interesuje, kto odpowiada za rozpad partii Lubnauer. Jeśli wziąć strategię Schetyny za dobrą monetę, to pomysł wygląda bodaj następująco: za parę tygodni wszyscy zapomną o Nowoczesnej, tak jak zapominali wcześniej o wielu innych sprawach. Widać partia musiała umrzeć, skoro umarła. Kiedy nadejdzie czas kampanii wyborczej, stanie się jasne, że całe to mazgajenie się z powodu losów N. nie miało sensu.

Praktyczny wybór okaże się wówczas prosty: będzie można stać się częścią koalicji, która ma odsunąć PiS od władzy, albo nie stać się jej częścią. Podobnie jak w wyborach na prezydenta Warszawy – kandydatów może być wielu, ale ostatecznie wszystkie głosy opozycyjne pójdą na kandydata PO. Jeśli strategia Schetyny jest trafna, to skonsumowanie Nowoczesnej przez Platformę nie ma znaczenia. Liczy się rachunek sił. Mniej miejsc dla N. na listach wyborczych to więcej tortu do podziału.

Jeśli strategia Schetyny jest trafna, to skonsumowanie Nowoczesnej przez Platformę nie ma znaczenia. Liczy się rachunek sił. Mniej miejsc dla N. na listach wyborczych to więcej tortu do podziału. | Tomasz Sawczuk

Pytanie za milion

Przy takim ujęciu sprawy, prawdziwy problem nie polega na tym, że Schetyna zjadł Nowoczesną, ale na tym, że wszyscy dookoła dostali z tego tytułu gorączki. PiS tonie w kolejnych aferach, a tymczasem politycy opozycji rzucają wobec siebie oskarżenia i kiszą się we własnym sosie, zamiast zamieszkać w telewizji i konsekwentnie pokazywać patologiczne układy w państwie.

No, to jeszcze jeden głęboki oddech. Piękno strategii Schetyny polega na tym, że wszystkie jej wymierne efekty są odroczone i chwilowymi zawirowaniami nie trzeba się tak bardzo martwić. Jeśli Schetyna ma rację, to rozgorączkowanie po stronie opozycji za jakiś czas minie. I wyjdzie na to, że sytuacja ułożyła się po jego myśli.

Najsłabszy punkt tej metody działania wygląda rzecz jasna następująco: nie wiadomo, czy Schetyna wygra swój zakład z losem. Może i zadusił Nowoczesną, ale czy przeprowadzona twardą ręką konsolidacja anty-PiS-u wystarczy do tego, by ograć Kaczyńskiego?