Tomasz Sawczuk: W 2017 roku Emmanuel Macron wygrał wybory prezydenckie, a jego nowoutworzona partia uzyskała samodzielną większość w parlamencie. Po półtora roku u władzy prezydent Francji ma jednak notowania gorsze niż poprzednicy. Co się stało?

Jakub Iwaniuk: Po pierwsze, Macron zapomniał, że został wybrany również dzięki głosom lewicy. Prezydent Francji, który wywodzi się z szeregów Partii Socjalistycznej, wysłał dużo pozytywnych sygnałów w kierunku klas zamożnych i biznesu. Ulgi podatkowe i likwidacja podatku od dużych majątków spowodowały, że najbogatsi Francuzi zyskali dodatkowe kilkanaście miliardów euro. Macron liczy na to, że większość tych pieniędzy wróci do realnej gospodarki i przyczyni się do spadku bezrobocia, ale działania te przykleiły mu etykietę „prezydenta bogatych”.

Zabrakło więc kilku symbolicznych gestów w kierunku wyborców lewicy, chociażby zdeterminowanej walki z rajami podatkowymi i optymalizacją fiskalną czy podjęcia ambitnych wyzwań w dziedzinie ochrony środowiska. Warto pamiętać, że liberalizm polityczny i gospodarczy we Francji kojarzy się z prawicą lub centroprawicą.

A drugi powód?

Francuzi odbierają styl sprawowania władzy przez Macrona jako arogancki i pełen poczucia wyższości. Sam przecież stwierdził, że Francja potrzebuje prezydenta „Jowisza”, który jest w mitologii greckiej bogiem ziemi i nieba. Symbolem tej samej postawy stało się również zdanie o „galijskim ludzie odpornym na zmiany”, wypowiedziane zza granicy, co miało podkreślić niechęć Francuzów do reform. A podobnych przykładów jest wiele. O ile tego typu wypowiedzi i sztuczki PR-owe były bardzo skuteczne w trakcie kampanii wyborczej, podczas sprawowania urzędu okazują się zgubne. W dodatku, Macron w pełni korzysta z prerogatyw francuskiej konstytucji, która umożliwia sprawowanie władzy w sposób silnie autorytarny. To oczywiście nie każdemu się podoba.

Natomiast warto także pamiętać, że notowania Macrona spadły do 23–25 procent, czyli do poziomu poparcia, które uzyskał w pierwszej turze wyborów prezydenckich.

Francuzi odbierają styl sprawowania władzy przez Macrona jako arogancki i pełen poczucia wyższości. | Jakub Iwaniuk

Jak rozumieć w tym kontekście protesty „żółtych kamizelek”, które miały miejsce na francuskich ulicach w ostatnich tygodniach? Protesty rozpoczęły się po ogłoszeniu nowej „opłaty ekologicznej” i związanego z nią wzrostu cen benzyny, ale chyba wyrażają one jakąś głębszą frustrację?

Nowa opłata ekologiczna została odebrana przez wielu Francuzów jako próba łatania dziury w budżecie kosztem przeciętnego obywatela, po wprowadzeniu ulg podatkowych dla biznesu i najbogatszych – a zatem jako podatek niesprawiedliwy. Ale to prawda, że ta sprawa była tylko iskrą, która poskutkowała wybuchem frustracji we francuskim społeczeństwie. Macron płaci tu za 40 lat nieudolności polityków w rozwiązaniu problemu masowego bezrobocia nad Sekwaną i niedostosowania francuskiego modelu państwa opiekuńczego do realiów globalizacji.

Na czym polega problem?

Sytuacja wygląda tak, że masowe bezrobocie od 30 lat ciągnie pensje w dół, a niewydajne państwo ma skłonność do podwyższania podatków. Francuzi mają wrażenie, że co roku spada ich siła nabywcza i stają się coraz biedniejsi. System podatkowy jest postrzegany jako bardzo skomplikowany i pod wieloma względami niesprawiedliwy. Badania socjologiczne pokazują, że protest „żółtych kamizelek” to protest Francuzów niewiążących końca z końcem. A takich ludzi jest we Francji coraz więcej.

Z drugiej strony, choć wydatki publiczne stanowią we Francji 57 procent PKB, co jest najwyższym poziomem w całej UE, społeczeństwo francuskie nie wydaje się chętne, aby obniżyć wydatki. W tym sensie postulaty „żółtych kamizelek” mogą być sprzeczne. Tak czy inaczej, 70 procent Francuzów na samym początku wsparło ten ruch. Nawet teraz, kiedy Macron uczynił zadość części wymagań protestujących, 55 proccent Francuzów uważa, że protesty powinny toczyć się dalej.

Macron szedł do wyborów pod hasłem zmiany. Miał zająć się problemami, z którymi nie potrafiły poradzić sobie stare partie. Jak wypada realizacja tej obietnicy?

Motywem przewodnim programu Macrona było „uwolnienie energii” francuskiego społeczeństwa, którą rzekomo tłamszą nadmierne regulacje, podatki i niezreformowane państwo. Macron chce dostosować francuski rynek pracy i system opieki społecznej do realiów globalizacji, czyli proponuje Francji coś w rodzaju skandynawskiego liberalizmu albo reform, które przeprowadził w Niemczech kanclerz Schröder.

Od czego zaczął?

Macron wie, że jego osiągnięcia zostaną ocenione głównie w świetle walki z bezrobociem. Pierwszym jego działaniem było zreformowanie kodeksu pracy przy użyciu dekretów, w kierunku jego uszczuplenia oraz wprowadzenia ułatwień dla przedsiębiorców. Równocześnie podjął szereg reform w systemie edukacji i szkolenia zawodowego. Ulgi podatkowe dla klas posiadających i różne korzyści dla biznesu są trzecim filarem tej strategii. Na razie jest za wcześnie, by dokonać bilansu tych reform. Jeśli bezrobocie we Francji spadnie do poziomu 7 procent przed końcem jego kadencji, to będzie można uznać te działania za sukces.

Macron wie, że jego osiągnięcia zostaną ocenione głównie w świetle walki z bezrobociem. | Jakub Iwaniuk

Jakie dalsze działania planuje rząd?

Macrona czeka jeszcze szereg bardzo wrażliwych reform, między innymi reforma systemu emerytalnego i ubezpieczenia od bezrobocia. Te reformy wywołają najprawdopodobniej liczne protesty i będą dla prezydenta testem wytrzymałości. Zobaczymy też, jak Francuzi zareagują na dalsze zmniejszenie roli państwa w wyniku zapowiedzianej reformy instytucji publicznych.

Trzeba także pamiętać, że stawka tych zmian ma wymiar głęboko europejski. Chodzi o odzyskanie wiarygodności w oczach Berlina i przekonanie Niemców do reformy strefy euro w kierunku większej integracji i solidarności finansowej. Pod tym względem Macron zarysował dosyć ambitny plan, który może być zrealizowany tylko pod warunkiem zmniejszenia stopy bezrobocia i bardziej odpowiedzialnego prowadzenia finansów publicznych.

Czy można powiedzieć, że mimo kłopotów Macron w dalszym ciągu jest we Francji nadzieją liberalnych demokratów? A może na scenie politycznej szykują się kolejne zmiany?

Na pewno można powiedzieć, że Macron jest w dalszym ciągu nadzieją własnego elektoratu, którego na razie nie zawiódł. Myślę też, że niezależnie od poglądów politycznych, we Francji rośnie świadomość tego, że jeśli Macronowi nie uda się poprawić kondycji francuskiego państwa i sytuacji jego obywateli w sposób odczuwalny dla każdego, to ryzyko dojścia populistów do władzy w 2022 roku stanie bardzo realne. Partia kierowana przez Marine Le Pen szykuje się do wygranej w wyborach europejskich, a tradycyjne partie, czyli socjaliści i republikanie, nie pozbierali się po porażce i wciąż są w rozsypce. Lewicowy populista Jean-Luc Mélenchon stracił zaś połowę swojego poparcia.

Nie wiemy więc jeszcze, jaki nowy porządek zapanuje na francuskiej scenie politycznej po zamachu dokonanym na nią przez Macrona. Obecnie jego ruch polityczny wydaje się na pewno najbardziej wiarygodną alternatywą wobec populizmu.