Nie wiemy, jakimi motywami kierował się człowiek, który dźgnął Adamowicza nożem podczas koncertu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wiemy jedynie to, że był już skazany za napady na banki, a kilka tygodni temu wyszedł z więzienia. Wiemy też to, co zdążył wykrzyczeć kilka sekund po ataku, że niesłusznie siedział w więzieniu i był „torturowany przez PO”.

Czy był pod wpływem jakichkolwiek środków odurzających? Jak zdobył identyfikator pozwalający znaleźć się w okolicy sceny? Czy działał sam, czy z kimkolwiek współpracował? Co robił od 8 grudnia po wyjściu na wolność? Co może powiedzieć o nim rodzina, czy utrzymuje z nią kontakt i kiedy po raz ostatni miała z nim kontakt? Z kim jeszcze spotykał się w ciągu ostatnich tygodni, czy kiedykolwiek wspominał o chęci zaatakowania Adamowicza lub innych polityków? To tylko kilka z całej serii pytań, jakie można zadać po tym, co stało się w Gdańsku. Nie znamy odpowiedzi na żadne z nich.

Winni już są!

A mimo to już chwilę po ataku, kiedy lekarze wciąż walczyli o życie prezydenta Gdańska, pojawiły się „wyjaśnienia” tego, co się stało. Winę przypisywano partii rządzącej, wspierającym ją mediom, dziennikarzom i najbardziej radykalnym zwolennikom PiS-u, którzy Adamowicza atakowali od dawna, szczególnie intensywnie w czasie kampanii do wyborów samorządowych.

Wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej w publicznym wpisie opublikowanym jeszcze przed północą już wskazywał na przyczyny zbrodni:

„Prezydent Paweł Adamowicz został zaatakowany przez przestępcę, który napadał na banki, i słusznie siedział w więzieniu. Nie wiem do końca, co się dzieje w jego głowie, ale raczej wiem, skąd się to wzięło. Bo codziennie słyszę hejt i jad, jaki płynie na poprzednie rządy, na sądy, na Orkiestrę i Jurka Owsiaka, codziennie słyszę potok kłamstw i ataków na ludzi i instytucje. […] I nie obchodzi mnie, co mówią teraz Andrzej Duda, Mateusz Morawiecki, Joachim Brudziński czy Zbigniew Ziobro. Ich wyrazy współczucia są warte tyle, co wpisy Rydzyka i Pawłowicz. Bo to ich wina”.

Już chwilę po ataku pojawiły się „wyjaśnienia” tego, co się stało, winę przypisujące partii rządzącej, wspierającym ją mediom, dziennikarzom i najbardziej radykalnym zwolennikom PiS-u. Przyznam szczerze, że nie pojmuję, czym kierują się autorzy komentarzy. | Łukasz Pawłowski

Jarosław Kurski z „Gazety Wyborczej” z kolei sugerował, że napastnik z Gdańska musi być zwolennikiem PiS-u, a atakując kierował się… nienawiścią do polskiej demokracji. „Nie bez powodu nóż ugodził właśnie Pawła Adamowicza, wieloletniego polityka Platformy Obywatelskiej, organizatora i uczestnika licznych protestów w obronie konstytucji i wolnych sądów”.

Przypomnę więc, że nie wiemy tego. Nie wiemy, w jakim stanie świadomości znajdował się napastnik, nie wiemy, co robił w ostatnim czasie, nie wiemy, kiedy i w jakich okolicznościach zdecydował się na atak. A zadaniem dziennikarza (Paweł Rabiej też był kiedyś dziennikarzem) jest opieranie swoich wypowiedzi na faktach, a nie „życzeniowych” interpretacjach rzeczywistości. Równie dobrze można powiedzieć, że za atakiem na Pawła Adamowicza stoi „kultura przemocy” promowana przez gry wideo albo piłkarscy kibole, bo kto z nas wie na pewno, czy napastnik nie jest przypadkiem fanem „strzelanek” albo kumplem stadionowych bandytów?

Przyznam szczerze, że nie pojmuję, czym kierują się autorzy komentarzy takich jak te przytoczone wyżej. Nie pojmuję nie dlatego, że chcę bronić PiS-u czy Telewizji Publicznej, tylko dlatego że w takich chwilach PiS i TVP nie mają znaczenia. Podobnie zresztą jak PO i opozycja. W obliczu śmierci polityka musi zejść na dalszy plan.

Ktoś powie, że przecież politycy PiS-u zachowywali się podobnie po tym jak w Łodzi z tragicznym skutkiem zaatakowano działacza tej partii. Szczerze mówiąc, niewiele mnie to obchodzi. Jeśli usprawiedliwieniem dla jednych świństw ma być to, że ktoś inny już kiedyś takie same świństwa popełnił, to moralność możemy wyrzucić do kosza.

Atak na urzędnika państwowego – niezależnie od tego, skąd się wywodzi i jakie ma poglądy – nie jest atakiem tylko na niego. To atak na nas wszystkich, na państwo i społeczeństwo. | Łukasz Pawłowski

Jeszcze nie jest za późno…

Po takiej tragedii jak ta z Gdańska od najwyższych władz oraz ludzi pretendujących do miana intelektualnej arystokracji oczekiwałbym tylko jednego: godnego zachowania. Co to konkretnie znaczy? Jak może wyglądać przyzwoita reakcja na to, co się wydarzyło?

Po pierwsze, oczekiwałbym bezwzględnego potępienia i wyrażenia solidarności z ofiarą. Bez żadnych kwalifikacji, zastrzeżeń, wspominania różnic politycznych i wskazywania winnych.

Po drugie, bezwzględnego potępienia wszystkich tych, którzy nie potrafili zastosować się do punktu pierwszego.

Po trzecie, pokazania, że w takich chwilach potrafimy chociaż przez moment zrobić coś wspólnie. Wyobrażam sobie, że w jednym z licznych marszy przeciwko przemocy organizowanych w polskich miastach biorą udział najwyżsi przedstawiciele władz i opozycji. Idą w pierwszych rzędach, w milczeniu, tak jak szli obok siebie najważniejsi francuscy i światowi politycy po zamachach terrorystycznych w Paryżu. Nie muszą się lubić, nie muszą nawet ze sobą rozmawiać, nie muszą (a nawet nie powinni) po marszu przemawiać. Wystarczy, żeby taki obraz chwilowej jedności w obliczu tragedii powstał i został wysłany w Polskę. Przez wszystkie media.

Z taką inicjatywą wyszedł już prezydent Duda i mam nadzieję, że dojdzie ona do skutku. Bo jeśli nie potrafimy solidarnie potępić nawet morderstwa, to znaczy, że nie nadajemy się do niczego. Atak na urzędnika państwowego – niezależnie od tego, skąd się wywodzi i jakie ma poglądy – nie jest atakiem tylko na niego. To atak na nas wszystkich, na państwo i społeczeństwo. Od najwyższych władz, polityków opozycji i mediów musimy w tych chwilach oczekiwać jednego – przyzwoitości.

Szukaniem przyczyn i rozmową o winnych możemy się zająć później.