Kiedy dziecko przestaje być dzieckiem? To proces, który najlepiej daje się zaobserwować interwałowo – przykładowo na corocznych wakacjach. Niby wszystko jest jak zawsze, a jednocześnie nic już takie nie jest i nie będzie…
Przez wiele lat jeździłam na wakacje z rodzicami. Niedaleko miasta, nad jezioro w sercu lasu.
Z dala od wszystkich i wszystkiego – taka nasza rodzinna sielankowa kryjówka na lato. Do najbliższej wioski szło się wieczność (4 kilometry pieszo – męczarnia!). Ale czasami trzeba było uzupełniać zapasy, no i wioskowy sklepik z mydłem i powidłem kusił lodami na patyku i gumą do żucia. Po powrocie zmęczenie i kurz drogi można było z ulgą zmyć kąpielą w ukochanym jeziorze. Brzmi beztrosko, prawda? I tak było przez długi czas. Aż zaczęło się robić nieco nudnawo, asortyment sklepiku przestał wystarczać, brakowało wi-fi, kontaktów z innymi młodymi ludźmi, a przebywanie przez kilka tygodni sam na sam z rodzicami bywało źródłem spięć. Co się zmieniło? My. Dzieci, które pewnego lata przestały być dziećmi.
Podobną historię przedstawiły kanadyjskie autorki, kuzynki Mariko i Jillian Tamaki, w powieści graficznej „Pewnego lata”. Bohaterki książki, Rose i Windy, spotykają się w Awago Beach, przepięknie położonej małej miejscowości letniskowej. Co roku spędzają tam z rodzicami wakacje, jednak tego lata coś się zmienia. Jest inaczej niż zwykle, na pograniczu różnych stanów i emocji. Dziewczynki zaczynają dojrzewać, choć nie można powiedzieć, że są już młodzieżą. Problemowymi nastolatkami okazują się młodzi mieszkańcy Awago, dla których życie codzienne w zapyziałej miejscowości jest źródłem frustracji. Nic się nie dzieje, nie ma dokąd pójść i czym się zająć – jedni dorabiają w sklepiku, inni w okolicznej atrakcji turystycznej, jeszcze inni po prostu się nudzą. A nuda jest źródłem głupich pomysłów. Wieczorami młodzi odreagowują w jedyny możliwy w tych warunkach sposób: imprezując.
Rose i Windy dzieli od grupy miejscowych nastolatków różnica wieku na tyle duża, że trzymają się od nich na dystans. Jednak wchodząc w nastoletniość, przestały już być beztroskimi i naiwnymi dziećmi, więc ten zakazany świat starszej młodzieży w pewien sposób je ciekawi. Trochę przeraża i odrzuca, ale też niejako fascynuje. Podobnie jak horrory dla dorosłych – namiętnie sięgają po ten zakazany owoc, czując się nieco bardziej dorosłe, żeby potem z duszą na ramieniu iść przez las i bać się zasnąć. Jeszcze są na tyle dziećmi, by wygłupiać się na plaży, jeść słodycze bez opamiętania i leniuchować, a już na tyle młodzieżą, by interesować się zmieniającym się własnym ciałem, w beztroskim nieróbstwie odczuwać irytujący bezsens i zauważać ciemne strony życia. Niby wszystko jest jak zawsze, a jednak w powietrzu wyczuwa się napięcie. Intrygujący chłopak ze sklepu ma całkiem dorosły problem, który najwyraźniej go przerasta. Dziewczyny z Awago są wyzywające, ale nieświadome możliwych konsekwencji swoich zachowań. Rose i Windy obserwują dramaty, z jakimi przychodzi się zmierzyć tym pozornie dorosłym młodym ludziom.
Podobnie jest z rodzicami Rose – niby jest jak zawsze, wiecznie roześmiany tata próbuje podtrzymywać wakacyjne tradycje i dotychczasową dobrą relację tata–córeczka, ale wyczuwalnie coś jest nie tak. Mama jest nieswoja, inna niż zwykle, a tacie coraz trudniej zatuszować jakiś niewyjaśniony, niewypowiedziany problem. Wszystkie przedstawione w książce sytuacje wydają się być na granicy, tuż przed przełomem. Powietrze jest ciężkie jak przed burzą, atmosfera męcząca. Czytelnik w napięciu czeka na radykalny zwrot akcji, który w zasadzie nie następuje. Choć wiele spraw się wyjaśnia, choć Rose raz po raz wybucha buntem typowym dla okresu dojrzewania, a Windy – młodsza z dziewczynek – zdaje się czasami nie akceptować zachowania przyjaciółki, choć miejsce mają dramatyczne wydarzenia, to jednak nie następuje żaden drastyczny zwrot akcji. Coś się wykluwa, już nie jest tak, jak jeszcze było zapewne rok temu, a przyszłoroczne wakacje będą już najwyraźniej zupełnie inne. Mimo pozornego odizolowania w sielankowym miejscu, mimo obecności rodziców, dziewczęta, trochę biernie, a trochę (choć z nieśmiałością) także z własnej inicjatywy, doświadczają przemiany bezpiecznego świata dookoła.
Autorki przedstawiły proces dorastania, na początku którego tego właśnie lata znalazły się Rose i Windy, jako nieuchronnego zrządzenia losu: wydaje się, że to raczej dorosłość wchodzi w ich życie niż one w dorosłość.
Choć bohaterki książki mają zaledwie po kilkanaście lat, to w mojej ocenie skierowana jest ona do starszej młodzieży i osób dorosłych. Utrzymane w palecie szarości rysunki mogą trochę przerazić młodsze nastolatki, podobnie jak problemy, o których mowa (inicjacja seksualna, niechciana ciąża versus ciąża utracona, próby samobójcze, alkohol i narkotyki etc.) oraz wulgarny język. Jest to jednak zdecydowanie warta przeczytania pozycja – także, a dla koneserów komiksu może przede wszystkim, ze względu na opracowanie graficzne. Rysunki Jillian świetnie niosą treść scenariusza napisanego przez Mariko. Ani tekstu, ani kreski nie jest za dużo. Nic nie wydaje się niepotrzebnie przegadane ani przerysowane. Adekwatnie do dualizmu sytuacji i emocji także grafiki są dwojakie – czasami proste, symboliczne, z postaciami nasuwającymi skojarzenia z mangą, w innym miejscu zaś niezwykle precyzyjne (na przykład szczegółowe przedstawienie przyrody). Czasami bohaterki wydają się na nich niewinnymi, głupiutkimi dziećmi, żeby za chwilę wyglądać na miotane rozterkami, coraz bardziej świadome nastolatki. Sceneria, zwłaszcza las i jezioro, to miejsce sielankowej beztroski, groźne i dramatyczne zarazem. Takie właśnie jak zagmatwane życie dorastających młodych osób. Jak niełatwy, ale nieuchronny etap przepoczwarzania się dzieciństwa w dorosłość.
Książka:
Mariko i Jillian Tamaki, „Pewnego lata”, wyd. Kultura Gniewu, Warszawa 2018.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.