W przekazach na temat „taśm Kaczyńskiego” pojawiają się przynajmniej cztery różne zarzuty wobec lidera PiS-u. Aby zastanowić się nad tym, czy nagrania ujawnione przez „Gazetę Wyborczą” mogą mu zaszkodzić, spróbujmy oddzielić ziarna od plew. Pierwsze dwa zarzuty są poważne. Pozostałe dwa – trochę mniej.
Zarzut nr 1: Kaczyński traktuje państwowy bank jak własną skarbonkę
Z nagrań wynika, że Jarosław Kaczyński chce sfinansować swoją prywatną inwestycję z pieniędzy państwowego banku. Kaczyński zasiada w radzie nadzorczej Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, która jest głównym udziałowcem spółki Srebrna. Ta ostatnia posiada grunt w centrum Warszawy. W rozmowie pada kwota 300 milionów euro – takiego kredytu miałby udzielić na inwestycję bank Pekao, co umożliwiłoby sfinansowanie w całości budowy dwóch drapaczy chmur, czyli K-Tower.
Inwestycja została na razie wstrzymana i do transakcji nie doszło. Ale ujawniona rozmowa jasno pokazuje powstający za rządów PiS-u mechanizm upartyjnienia państwa. Lider PiS-u wychodzi poza kompetencje, które posiada jako poseł i szef partii.
[promobox_publikacja link=”https://www.motyleksiazkowe.pl/nauki-polityczne/34572-nowy-liberalizm-9788394995041.html” txt1=”Biblioteka Kultury Liberalnej” txt2=”<strong>Tomasz Sawczuk</strong><br>Nowy liberalizm<br><br>Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt3=”27,99 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2018/12/nowy_liberalizm_2-1-423×600.jpg”]
Zarzut nr 2: Kaczyński nielegalnie prowadzi biznes
Na wątek biznesowy składają się dwie podstawowe kwestie. W pierwszej kolejności, partiom politycznym nie wolno prowadzić działalności gospodarczej. Tymczasem słyszymy szefa partii rządzącej, który omawia warunki zrealizowania wielkiej inwestycji w centrum Warszawy, z której korzyści czerpać będzie on sam i jego środowisko polityczne. Nawet jeśli na podstawie samego nagrania trudno kogoś złapać za rękę, to nie jest jasne, gdzie kończą się wpływy partii politycznej i jej prezesa.
Ponadto, jest kwestia płatności za wykonaną pracę, której domaga się od spółki Srebrna austriacki prawnik Gerald Birgfellner, który zajmował się przygotowaniami do inwestycji. Kaczyński przyznaje, że wynagrodzenie się należy, ale twierdzi, że brakuje formalnej podstawy do dokonania płatności. Sugeruje więc wystawienie bardziej szczegółowego rachunku lub ustalenie należności w procesie sądowym. Zamiast tego Austriak poszedł do mediów i jest afera.
„Taśmy Kaczyńskiego” to raczej bomba, która nie wybuchła, niż kapiszon. | Tomasz Sawczuk
Telewizja publiczna, a także prorządowi publicyści przekonują, że „taśmy Kaczyńskiego” to kapiszon, a nie bomba polityczna. Przekonują także, że nagrania dowodzą jedynie uczciwości Kaczyńskiego, który w rozmowie szuka sposobu, by zapłacić Austriakowi „zgodnie z prawem”.
Ale skoro sprawa jest zupełnie czysta, to może warto, by sprawdzili na wszelki wypadek kilka wątpliwości. Przykładowo, dlaczego nie ma umowy między prawnikiem a Srebrną, skoro Kaczyński otwarcie przyznaje, że prawnik pracował „dla nich”? Poza tym, dlaczego lider PiS-u prowadzi negocjacje w imieniu spółki, a Srebrna realizuje inwestycję przez zagraniczne spółki-słupy? Czy poseł Kaczyński zarządza w praktyce majątkiem większym niż wykazuje w obowiązkowym oświadczeniu majątkowym?
Zarzut nr 3: Kaczyński jest w polityce dla pieniędzy
Niektórzy publicyści uważają, że nagrania ujawniają prawdziwą naturę szefa PiS-u. Publicznie ma on mówić o patriotyzmie i reformowaniu Polski, a prywatnie po prostu chce zarabiać grubą forsę. Tymczasem Kaczyński mówił w przeszłości, że „do władzy nie idzie się dla pieniędzy, kto chce władzę spieniężyć, musi odejść”. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na dwie sprawy.
Przede wszystkim, PiS po prostu zrobił w międzyczasie dużo rzeczy z powodów ideowych, łącznie z radykalną krytyką III RP – obraz chciwego Kaczyńskiego nie wydaje się więc przesadnie wiarygodny. Można przecież mieć idee i starać się o pieniądze, aby mieć stabilne finansowanie na ich realizację.
Lider PiS-u od zawsze narzekał, że strona liberalna zyskała w III RP możliwości finansowania działalności z wielu źródeł, podczas gdy prawica miała z tym problem, ponieważ nie uwłaszczyła się na czas. | Tomasz Sawczuk
Co więcej, prywatny obraz Kaczyńskiego wcale nie rozjeżdża się na nagraniach z obrazem publicznym. Kaczyński w żadnym miejscu nie mówi, że zamierza zamieszkać w luksusowym penthouse’ie na szczycie jednej z wież. Inwestycja ma najwyraźniej dać stabilność finansową całemu jego środowisku, a nie osobiście jemu – także wtedy, gdy przyjdą lata chude.
Lider PiS-u od zawsze narzekał, że strona liberalna zyskała w III RP możliwości finansowania działalności z wielu źródeł, podczas gdy prawica miała z tym problem, ponieważ nie uwłaszczyła się na czas. W tym sensie problem polega na tym, że Kaczyński chciałby przeżyć jeszcze raz początek lat 90. A w dodatku zabrał się do uwłaszczania osobiście.
Zarzut nr 4: Kaczyński wie, co to księgowość i jest faraoniczny
Oryginalny materiał „Gazety Wyborczej” został napisany w demaskatorskim tonie. Taśmy miały ujawnić, że prywatne działania Kaczyńskiego są niezgodne z jego publicznym wizerunkiem. Jak pisał w komentarzu Jarosław Kurski, ze strony Kaczyńskiego przywykliśmy do „politycznych frazesów i patriotycznego patosu. Tymczasem te same usta mówią o rachunkach, audytach, biegłych rewidentach, roszczeniach, radach nadzorczych, uchwałach, księgowaniu itd. Prezes Kaczyński sprawnie liczy procenty i udziały”.
Ale Kaczyński ma doktorat z prawa i przecież trudno oczekiwać, żeby po 30 latach w parlamencie nie wiedział niczego o rachunkach albo roszczeniach. Problem polega na tym, że to część środowisk liberalnych wytworzyła na własny użytek wizerunek Kaczyńskiego, który nie potrafi zawiązać buta (choć zarazem bywa tajemniczym i wybitnym strategiem), a teraz jest zszokowana, że ta kukła to nie żywy człowiek. Tego rodzaju upraszczające wizje rzeczywistości warto porzucić.
Część środowisk liberalnych wytworzyła na własny użytek wizerunek Kaczyńskiego, który nie potrafi zawiązać buta, a teraz jest zszokowana, że ta kukła to nie żywy człowiek. | Tomasz Sawczuk
Podobny problem wiąże się z jeszcze jednym zarzutem wobec Kaczyńskiego. Jak pisał Kurski, chociaż publicznie szef PiS-u chce uchodzić za skromnego i oszczędnego, publicznie „chce zrealizować swą narcystyczną i faraoniczną wizję bliźniaczych wież – pomnika na chwałę własną i brata”. Trudno powiedzieć, czy fakt, że ktoś chce sobie wybudować wieżowiec, jest sam w sobie oburzający. Natomiast od kilku lat wszyscy widzą, że Kaczyński chce upamiętnić brata, a także podkreślić zasługi polityczne bliźniaków. Dla ludzi, którzy go wspierają, takie sprawy mogą mieć pewną wartość symboliczną, a nie tylko finansową.
Bomba, która nie wybuchła
Czy z „taśm Kaczyńskiego” dowiedzieliśmy się czegoś nowego? Chciałoby się powiedzieć, że nie. O tym, że Kaczyński jest nieformalnym władcą Polski, wiadomo było już wcześniej. Wiadomo było także, czym jest spółka Srebrna. Kaczyński wiele razy mówił zaś w publicznych wypowiedziach, że prawica potrzebuje stałych źródeł finansowania.
Sprawa byłaby jasna, gdyby lider PiS-u wykazał się w prywatnej rozmowie cynizmem, gdyby powiedział, że PiS łamie konstytucję albo chce obalić demokrację. Ale niczego takiego w opublikowanych nagraniach nie ma. Co więcej, Kaczyński mówi w prywatnej rozmowie, że PiS przestrzega konstytucji i przyznaje, że partii będzie trudno wygrać wybory samorządowe. Niektórzy twierdzą nawet, że w powszechnym odbiorze afera ociepli wizerunek szefa PiS-u, ponieważ jego prywatne wypowiedzi są spójne z tym, co mówi publicznie. Poza tym, lider partii rządzącej sprawia wrażenie przytomnego organizatora, który dba o swoich.
Sprawa byłaby jasna, gdyby lider PiS-u wykazał się w prywatnej rozmowie cynizmem, gdyby powiedział, że PiS łamie konstytucję albo chce obalić demokrację. Ale niczego takiego w opublikowanych nagraniach nie ma. | Tomasz Sawczuk
Po stronie opozycyjnej widoczne jest oczekiwanie na wydarzenie, które raz na zawsze pogrąży PiS i wznieci polityczną rewolucję. Opozycja zarzucała dotąd PiS-owi, że ten chce obalić demokrację, wyprowadzić Polskę z UE, że odpowiada za morderstwo Adamowicza, a teraz najwyraźniej będzie próbowała sprzedać wyborcom obraz Kaczyńskiego jako cynicznego oligarchy. W każdą z tych rzeczy wyborcom będzie dość trudno uwierzyć, a zarzuty tego rodzaju odwracają czasem uwagę o bardziej namacalnych patologii, związanych z rządami PiS-u.
W przeddzień publikacji materiałów w „GW”, znane postaci życia publicznego pisały na Twitterze, że poniedziałkowe aresztowanie Bartłomieja M., byłego aptekarza i protegowanego Antoniego Macierewicza, to jedynie próba przykrycia prawdziwej afery, która zostanie ujawniona za chwilę, czyli taśm Kaczyńskiego. Może się jednak okazać, że dla Kowalskiego to właśnie sprawa chciwego i niepohamowanego asystenta Macierewicza okaże się znacznie bardziej namacalna niż deweloperskie interesy szefa PiS-u.
Stawka większa niż Srebrna
Niezależnie od tego, czy tak się stanie, narasta masa krytyczna spraw, przez które PiS-u nie można już postrzegać jako niewinnej i niepokornej partii opozycyjnej, która niby wygrała wybory, ale ktoś wciąż uniemożliwia jej prawdziwe przejęcie władzy.
Tylko w ostatnich tygodniach wybuchła afera korupcyjna w KNF, pojawiły się doniesienia o niebotycznych zarobkach asystentek prezesa NBP Glapińskiego, a także doniesienia mediów o ustawianiu przetargów w KGHM przez chrześniaka wiceszefa PiS-u Adama Lipińskiego. Pokątne organizowanie pieniędzy dla prawicy przez Jarosława Kaczyńskiego kojarzy się w oczywisty sposób z wcześniejszą sprawą „drugich pensji”, które wypłacała ministrom swojego rządu Beata Szydło.
„Taśmy Kaczyńskiego” to raczej bomba, która (jeszcze) nie wybuchła, niż kapiszon. Doniesienia „Gazety Wyborczej” dają materiał do wielu dalszych pytań, z którymi politycy PiS-u będą musieli się mierzyć przez następne tygodnie.
A nagrań jest ponoć więcej.